Inż. Edmund Obiała realizuje przebudowę calego układu komunikacyjnego pod budynkiem Sydney Opera House |
Od 2011 roku, prowadzi realizację prestizowego projektu przebudowy całego układu komunikacyjnego pod Operą sydnejską (VAPS – Vehicle and Pedestians Safety ). Ten ogromny projekt odbywa się przy zachowaniu normalnego komercyjnego funkcjonowania budynku Opery przez 24 godziny na dobę.
Z Edmundem
Obiałą, dyrektorem trwającej obecnie budowy i wykonawcą modernizacji
kompleksowego systemu dostawczego i artystycznego zaplecza Opery sydnejskiej
rozmawia Małgorzata Kwiatkowska.
MK: Jakie były podobieństwa i różnice
w podejmowaniu decyzji, a następnie realizacji budowy tych stadionów?
EO: I w jednym i drugim przypadku cel był ten sam, zaprojektowanie i zrealizowanie
objektów, na których zostaną zorganizowane igrzyska olimpijskie. Na pewno jest
Pani wiadomo, że przygotowanie igrzysk olimpijskich składa się z dwóch, a właściwie
z trzech etapów. Etap pierwszy to złożenie do MKOl-u propozycji organizacji
igrzysk olimpijskich. Ten etap jest chyba najtrudniejszy, bo konkurencja o prawo
organizacji igrzysk olimpijskich jest niezwykle zacięta, a szczególnie na
przestrzeni ostatnich 25-ciu lat. Wygranie tego etapu jest zależne od tak wielu
czynników, że nie zawsze najlepsza technicznie i organizacyjnie przygotowana
propozycja wygrywa. Łut szczęścia, umiejętności dyplomatyczne decydują o
ostatecznym wyborze. A po celebracji z okazji zabezpieczenia sobie prawa do
organizacji igrzysk zaczyna się prawdziwa przygoda, żeby zdążyć zorganizować
najlepszy spektakl w historii igrzysk, itd. I ten cel i w przypadku Sydney, i
Londynu był ten sam, jednak warunki – nazwijmy je poczatkowymi – były inne. W
okresie 7 lat od zgłoszenia zwycięzcy do organizacji igrzysk trzeba przygotować
je na dzień otwarcia. Opóźnienia są nie do zaakceptowania. Sydney, które jest
bardzo pięknym miastem, ale bardzo młodym, nie moglo zaoferować takiej scenerii
jak Londyn, w którym wiele aren zmagań olimpijskich umieszczonych zostało w
historycznych miejscach stolicy Wielkiej Brytanii. I była to zasadnicza różnica
bardzo podobnych igrzysk, albowiem Brytyjczycy pełnymi garściami korzystali z
sydnejskich doświadczeń. Dodam również, że w początkowej fazie doradcy z
Australii stanowili więcej niż 50 procent personelu doradczego pracującego przy
projektowaniu i realizacji objektów.
MK: Czy w trakcie budowy dokonał Pan
zmian w harmonogramie prac lub też skali przedsięwzięcia?
EO: Moje założenia odnośnie
harmonogramu były realizowane ściśle, z wyjątkiem wioski olimpijskiej, która była
realizowana ze znacznym opóźnieniem, ale bez wpływu na ostateczny termin
oddania jej do użytku. A moje generalne założenia odnośnie logistyki sprawdziły
się w 100 procentach. Gdybyśmy na tak wczesnym etapie nie zdecydowali się na
zbudowanie dodatkowej śluzy w systemie istniejących kanałów (poziom wody w
Tamizie między przypływem i odpływem waha się w granicach 6 m), dodatkowej
bocznicy kolejowej i ogromnego placu przeładunkowego, to igrzyska by się ...
nie odbyły. Transport drogowy był nierealnym rozwiązaniem i nie był w stanie
zabezpieczyć wszystkich dostaw materiałów. Ta kwestia została bardzo źle
oszacowana przez zespół odpowiedzialny za przygotowanie pierwszego etapu.
MK: Jaka dyscyplina sportu jest Pańskim faworytem
i czy w czasie zawodów zwraca Pan uwagę na elementy techniczne boisk i trybun?
EO: Muszę przyznać, że jako zagorzały kibic lekkiej atletyki zawsze czekam na
rozpoczęcie konkurencji lekkoatletycznych i jest to dla mnie kwintesencja
igrzysk olimpijskich. Oczywiście, że zwracam uwagę na funkcjonalność każdej
areny i muszę przyznać, że serca aren (czytaj: boiska) w Londynie były lepiej
rozwiązane niż w Sydney i nie popełniliśmy tych samych błędów. Natomiast od
strony widzów, VIP-w i środków masowego przekazu obiekty sydnejskie miały
znacznie lepsze rozwiazania. Jako, że w Igrzyskach Olimpijskich w Sydney brałem
bezpośredni udział jako attaché olimpijski, emocje były zdecydowanie
silniejsze. Uczestniczyłem w wejściu ekipy polskiej na stadion i muszę przyznać,
że wziąłem pastylkę uspokajającą, bo napięcie było ogromne. Pierwszy raz w
historii igrzysk olimpijskich, człowiek, który budowal główny stadion
olimpijski, brał udział z ekipą narodową w ceremonii otwarcia igrzysk.
MK: Komu kibicuje Pan po ponad trzydziestu latach
zamieszkiwania za granicą?
EO: Zawsze polskiej reprezentacji, a w szczególności reprezentacji
lekkoatletycznej. A na drugim miejscu Australii. Bardzo lubię stosunek i podejście
patriotyczne Australijczyków do sportu. Bez patosu, ale z pełnym zaangażowaniem
i świadomością pod jaką flagą startują, i ich unikatowe “podejście” do fair
play.
MK: Czy, będąc zapracowanym i przemieszczając się
między różnymi kontynentami, znajduje Pan czas, by rekreacyjnie uprawiać jakąś
dyscyplinę sportu?
EO: Przez długie lata grałem w tenisa, nauczyłem się grać w Australii. No ale
teraz stawy odmawiają powoli posłuszeństwa, więc spędzam 3-4 godziny tygodniowo
w dzielnicowej siłowni.
MK: Budowle – “cegiełki” Pańskiego autorstwa, świadectwa Pańskiej pracy – są rozrzucone po całym świecie. Każde nowe wyzwanie okazuje się być bardziej spektakularnym, czego dowodem jest obecne Pańskie zaangażowanie w ogromny projekt mający na celu usprawnienie system komunikacji samochodowej i pieszej wokół Opery przy zachowaniu wszelkich warunków bezpieczeństwa. Co jako dyrektor tego prestiżowego projektu może nam Pan o nim powiedzieć. Co sprawia Panu największą trudność w realizacji tego przedsięwzięcia? Jakie jest największe ryzyko i jak je Pan przezwycieża?
EO: Rzeczywiscie jest to fascynujący projekt, który ze względu na ogromne
wyzwania techniczne “odnowił” mnie zawodowo. Jest wielkim wyzwaniem w kilku dziedzinach
jednocześnie i w zakresie drążenia tuneli i szybów pod gmachem Opery, głębokich
wykopów do 15 m poniżej poziomu oceanu i pod monumentalnymi schodami.
Podkopanie skomplikowanych fundamentów z równoczesną zminimalizowaną kontrolą
ruchów konstrukcji graniczy z majstersztykiem. Także pod względem pomiarów
geodezyjnych, gdyż cały czas każdy, nawet najmniejszy ruch podłoża budynku musi
być ściśle kontrolowany i automatycznie przy zaistnieniu jakiegokolwiek problemu
przekazywany na mój telefon komórkowy. Więc logistyka jest karkołomna, ale
doskonale sobie z tym radzimy . A przecież muszę nadmienić, że program
artystyczny Opery jest bez zmian, tak jakby nas tutaj, na placu budowy, w ogóle
nie było. I jest to pierwsza poważna modernizacja budynku w ciagu ostatnich
40-tu lat, od chwili oddania go do użytku.
MK: Kiedy rozpoczął się ten projekt i jaki jest oczekiwany termin oddania do użytku?
EO: Przetarg rozpoczął się w maju 2011 roku, kontrakt został podpisany w
grudniu 2011 roku, a budowa rozpoczęła się 15 stycznia 2012 roku. Wszystko
powinno być zapięte na “ostatni guzik” w lipcu 2014 roku.
MK: Jakich efektów oczekuje się w wyniku tej
przebudowy?
ED: Budynek Opery, perełka architektury, przynależny do światowego
dziedzictwa kultury jest odwiedzany przez około 8,2 miliona turystów rocznie. W
skali rocznej odbywa się w nim 1700 przedstawień oglądanych przez ponad milion widzów.
Budynek tętni życiem przez 24 godziny na dobę w ciągu całego roku. Ogromnym
mankamentem budynku jest brak zaplecza dostawczego i warsztatów do produkcji
dekoracji, do których byłby bezkolizyjny dostęp. Obecnie wszystkie dostawy – a
jest ich niemało, około 1000 samochodów dostawczych tygodniowo – odbywają się
na poziomie podium. I jest to przyczyną wielu wypadków i kolizji i z pieszymi
(w ładny, słoneczny, wiosenny dzień Opera jest odwiedzana przez około 50000
turystów). No i budynek nie wygląda najładniej otoczony wianuszkiem samochodów
dostawczych i czasowych barier rozdzielających poszczególne stanowiska rozładunkowe.
Żeby tego uniknąć, przemieszczamy te rozładunki do nowo budowanych przez nas
pomieszczeń pod budynkiem Opery. Kubatura tych pomieszczeń wynosi około 50000
ml, a jest to równe kubaturze 40-piętrowego wieżowca o wymiarach podstawy 20 x
20 m. Po zakończeniu tego projektu zarządzanie budynkiem Opery będzie o niebo łatwiejsze,
a turyści bez przeszkód będą mogli zwiedzać ten przepiękny monument.
MK: Jak układa się Panu współpraca z architektem
Janem Utzonem, synem projektanta budynku Opery w Sydney?
EO: Jest on fizycznie “wierną kopią” ojca Jørna Utzona. Czasami mam wrażenie,
że to ta sama osoba. Przyjacielski, wyrozumiały i komunikatywny. Rzadkie to
cechy wśród architektów, które znacznie ułatwiają moją pracę. Wydaje mi się, że
znaleźliśmy wspólny język.
MK: Który projekt / budowa dała Panu najwięcej
satysfakcji i dlaczego?
Edmund Obiała z Janem Utzonem (L), synem slynnego projektanta Sydney Opera House |
EO: Myślę, że chyba jednak projektowanie i realizacja The Chifley Tower w latach 1988-1992. Zaledwie po siedmiu latach po
przyjeździe dio Australii zostałem dyrektorem budowy tego najbardziej
skomplikowanego i kosztownego budynku w Australii. Koszt budynku to $1 milliard
(1988 rok) i trudno będzie zbudować coś droższego. Ponieważ budowany był w
konstrukcji stalowej na tak ogromna skalę, więc przyczyniliśmy się do wielu
zmian w australijskich normach i normatywach. Z łezką w oku wspopminam ten
projekt.
MK: Serdecznie dziękuję za rozmowę i życzę Panu sukcesów
w realizacji obecnego projektu. Będziemy kibicować.
_____________________
Edmund Obiała jest absolwentem studiów inżynierskich Wyższej
Szkoły Inżynierskiej w Bydgoszczy (1974) i magisterskich na Politechnice Poznańskiej
(1979) . W 1981 roku przybył wraz z żoną Grażyną do Sydney. W 1984 roku otrzymał
obywatelstwo Australii. Jest twórcą dwóch stadionów olimpiskich, w Sydney (obecnie
ANZ Stadium) i w Londynie. Wcześniej
wybudował dwa inne stadiony w Sydney - do rugby w Parramatta i Sydney Footbool Stadium. Oprócz tego kierował
budową 56-piętrowego biurowca Chifley
Tower w Sydney oraz 36-piętrowego wieżowca Narodowego Banku Australii.
Zaangażowany był również w przebudowę stadionu Wembley. Obecnie, od 2011 roku, prowadzi
realizację prestizowego projektu przebudowy całego układu komunikacyjnego pod Opera
sydnejską (VAPS – Vehicle and Pedestians
Safety ). Ten ogromny projekt odbywa
się przy zachowaniu normalnego komercyjnego funkcjonowania budynku Opery przez
24 godziny na dobę. Edmund Obiała
uprawiał lekkoatletykę (rzut oszczepem), a potem karate w klubie Zawisza
Bydgoszcz. W uznaniu za zaangażowanie w budowę infrastruktury sportowej został
mianowany attaché olimpijskim polskiej ekipy na Igrzyskach Olimpijskich w
Sydney w 2000 roku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy