Obok niego zatrzymanych zostało 30 kluczowych działaczy Bractwa Muzułmańskiego. Wśród nich Saad el-Katatni, szef partii Wolność i Sprawiedliwość, Mohamed Badie, przywódca duchowy Bractwa oraz jego zastępca Khairat el Shater. Nie jest do końca jasny status zatrzymanych: czy są aresztowani, czy nie, czy postawiono im jakieś zarzuty i, generalnie, na jakiej podstawie pozbawiono ich wolności.
Wojsko zawiesiło konstytucję; poinformował o tym w telewizyjnym wystąpieniu minister Obrony i szef Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego gen. Abdul Fattah al-Sisi. Po nim przemawiali kolejno: „papież sunnitów”, czyli wielki szejk meczetu i Uniwersytetu al-Azhar, najważniejszy autorytet duchowy i prawniczy sunnizmu Mohamed Ahmed el-Tayeb oraz papież Koptów Tawardos II i obaj poparli wojskowy pucz. Przemówił także Mohamed el-Baradei, były szef MAEA, i współlaureat pokojowej nagrody Nobla, którego, po niepowodzeniach kampanii wyborczej rządzący na placu Tahrir ruch Tamarod (Rebeliant) wybrał na swojego szefa i przedstawiciela. Bez wątpienia El-Baradei wcześniej porozumiewał się z generałem Sisim i prawdopodobnie to właśnie on był autorem scenariusza wydarzeń z wczorajszego wieczora.
Krótko przed aresztowaniem Mohamed Morsi nagrał (fatalnej jakości) video, w którym powtarza, że to on jest pełnoprawnym, demokratycznie wybranym prezydentem, pucz jest aktem bezprawia, konstytucja nadal obowiązuje i wzywa wszystkie organy państwa do przestrzegania jej.
No, ale cóż: demokracja to ustrój, który dojrzewa powoli…
Dzisiaj, na tymczasowego prezydenta zaprzysiężony został Adly Mahmud Mansour, zaledwie kilka dni wcześniej mianowany przewodniczącym Trybunału Konstytucyjnego. To właśnie ze środowiskiem sędziowskim i z wojskiem reżim Bractwa Muzułmańskiego w ciągu ostatniego roku zadarł najbardziej i dzisiaj ponosi tego konsekwencje.
Ubiegłej nocy na placu Tahrir triumfowano i wystrzeliwano sztuczne ognie, ale kilkaset metrów dalej na wschód, niedaleko siedziby Bractwa równie wielki tłum wył z oburzenia przeciwko puczowi wojskowemu, który obali prawomocnie wybrane władze.
Najprawdopodobniej Mohamed El-Baradei odegra wreszcie istotną rolę w najbliższej przyszłości swej ojczyzny. To pewna nadzieja dla Egiptu. Choć trudno nazwać go przyjacielem Zachodu, El-Baradei jest jednak pragmatykiem i doskonale zdaje sobie sprawę, że komu Egipt zawdzięczał względny boom gospodarczy ostatnich lat reżimu Mubaraka: Zachodowi i …Izraelowi, który dobrze i punktualnie płacił za dostarczany z Synaju gaz.
Gospodarka Egiptu jest w stanie katastrofalnym i nie są w stanie tego odwrócić pieniądze z Kataru i Arabii Saudyjskiej: to jednak ponad 80 milionów ludzi do wykarmienia, to infrastruktura do utrzymania, to rodzący się przemysł nie będący w stanie działać bez importu (wartość niezbędnego dla funkcjonowania kraju importu to 5 mld $ miesięcznie; żadna darowizna nie zdoła tego pokryć…)
Jacek Pałasiński
Studio Opinii
Komentarz Jacka Pałasińskiego sprzed 24 godzin:
Armia zajęła kluczowe pozycje w Kairze. Krąży uporczywa pogłoska, że Mohammed Morsi znajduje się w areszcie domowym, nałożonym przez szefa armii, Abdula al-Fattaha al-Sisiego.
W tej chwili w Egipcie decydująca partię rozgrywa trzech graczy, przynajmniej jeśli chodzi o siły wewnętrzne.
Najbardziej imponująco wygląda armia. Na jej czele stoi od roku wspomniany Abdul al-Fattah al-Sisi. Kiedy został mianowany na miejsce potężnego marszałka polowego al-Tantawiego, siły demokratyczne krzyczały, że to okupacja armii przez Bractwo Muzułmańskie. Był postrzegany, jako wierny wykonawca woli islamistów. Zadebiutował fatalnie, tłumacząc w telewizji, że „testy na dziewictwo”, jakie robiono aresztowanym Egipcjankom w komisariatach miały „chronić policjantów przed zarzutami o gwałt i same testowane przed gwałtem”. Ale potem zaczął zdobywać szacunek. Jest świetnym mówcą, podczas jego przemówień ludzie często płaczą. Ma ujmujący sposób bycia, mówi się, że jest empatyczny. Mówi się także, że nigdy nie był członkiem Bractwa, tylko jest po prostu głęboko wierzącym człowiekiem. Przeszedł kilka, może kilkanaście specjalistycznych szkoleń w USA. Ostatnio prezydent Morsi przekonał się w całej rozciągłości, że Sisi nie jest posłusznym wykonawcą woli Bractwa. Wraz z tłumem z placu Tahrir postawił Morsiemu ultimatum: dogadasz się ze społeczeństwem w 48 godzin, albo armia przejmie inicjatywę. Właśnie przejęła.
Drugim graczem jest ulica, a raczej plac Tahrir i analogiczne place w innych miastach egipskich jest ruch Tamarod, czyli „Rebeliant”. Zrodził się z popiołów antymubarakowego ruchu Kefaya czyli „Już starczy”, który przetrwał, ale nie odegrał istotniejszej roli podczas rewolucji roku 2011.
Tym razem ci sami ludzie potrafili fantastycznie zmobilizować ogromną cześć społeczeństwa. Jeśli dać wiarę zapewnieniom Tamarodu, zebrali 22 miliony podpisów ludzi, którzy przystąpili do organizacji, rozpoznając się w jej programie (co przyćmiewa sukces solidarności z lat 80-81). A program jest kilkopunktowy i można go określić jako populistyczno-bolszewicki.
Oto 7 postulatów Tamarodu:
- Po rewolucji roku 2011 rządy Bractwa Muzułmańskiego nie przywróciły w kraju porządku i bezpieczeństwa;
- Nie znalazły miejsca w społeczeństwie dla ubogich;
- Rząd Morsiego musiała błagać Międzynarodowy Fundusz Walutowy o pożyczkę w wysokości 4,8 mld $ dla ratowania finansów publicznych;
- Nie oddano sprawiedliwości ofiarom policyjnych represji podczas rewolucji r. 2011 i ostatnich protestów;
- Egipcjanie w swoim własnym kraju nie są traktowani godnie;
- Gospodarka pod rządami Morsiego załamała się;
- Rząd Morsiego idzie na pasku Stanów Zjednoczonych.
No właśnie: trzecim graczem nadal jest Bractwo Muzułmańskie, potężna, dziś ponadnarodowa organizacja pan islamistyczna, stawiająca sobie dokładnie te same cele, co talibowie, Hamas i inne organizacje na poły lub całkowicie terrorystyczne, jednakże cele te chce osiągać, jeśli to możliwe, metodami pokojowymi, konsekwentnie realizując strategię dominacji islamu nad Bliskim i Środkowym Wschodem, Afryką i obszernymi połaciami Azji i Europy w perspektywie kilkudziesięciu lat. Bractwo zdobyło władzę lub dominującą pozycje w Egipcie, a swoich lokalnych odmianach w Tunezji, Libii, Maroku i Jordanii i podjęło próbę zbrojnego przejęcia kontroli nad Syrią.
W Egipcie Bractwo nie powiedziało ostatniego słowa i nawet jeśli zostanie odsunięte od władzy przez wojskowy pucz, to pozostanie pierwszoplanowym graczem politycznym.
Zaplecze finansowe Bractwa Muzułmańskiego jest ogromne, ale niewystarczające, by pokryć ogromny deficyt Egiptu, z którym jako-tako potrafił poradzić sobie tylko rząd Mubaraka. Nie są w stanie wyrównać zapotrzebowania Egiptu na pieniądze bogaci sponsorzy z Arabii Saudyjskiej i Kataru. Zwłaszcza, że Katar, mały terytorialnie, ale kluczowy, pierwszoplanowy rozgrywający na Bliskim i Środkowym Wschodzie, prawdziwe mocarstwo regionalne, ma swoją własną wizje triumfu islamu, odmienną od tej, którą propaguje Bractwo Muzułmańskie; stosunki między Dohą a Kairem nie były łatwe po obaleniu Mubaraka.
A to oznacza, że przed Egiptem nie ma żadnej różowej perspektywy. Tamarod chce dalszego rozluźnienia stosunków z USA i Zachodem; to ideologiczne, nie uwzględniające realiów ekonomicznych podejście może prowadzić wyłącznie do dalszego załamania gospodarki, widmo głodu 80-milionowej ludności staje się coraz bardziej realne, a dalej jest już tylko albo dyktatura, albo hekatomba.
Jacek Pałasiński
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy