Szczepan Sadurski i Ryszard Rotkiewicz. Fot. PL DELFI |
Artysta jest szefem wydawnictwa „Dobry Humor” oraz jest uważany za najszybszego karykaturzystę w Polsce.
Ze Szczepanem Sadurskim rozmawia Ryszard Rotkiewicz.
Jak się rozpoczęła Pana kariera rysownika?
Dokładnie w swoje 18 urodziny zadebiutowałem w renomowanym magazynie „Szpilki” i w ciągu następnych kilku lat byłem najczęściej publikowanym rysownikiem w tym magazynie. Niemalże w każdym numerze było po kilka moich rysunków. Większość dziwiła się, jak ja to robię, podejrzewali o jakieś znajomości. W tamte czasy, jeśli ktoś chociażby kilka rysunków opublikował w „Szpilkach”, to to był „gość”, był dobry rysownik. Po sukcesie w Szpilkach zaczęły do mnie zwracać się inne redakcje ogólnopolskich pism. W kilku czasopismach miałem stałe rubryki, ale później nie chciałem odrywać kuponów od swojej popularności. Nie chciałem przez całe życie być rysownikiem, przez całe życie rysować śmieszne rysunki, więc poszedłem troszeczkę w bok i założyłem wydawnictwo satyryczne.
Jak się udało przetrwać na rynku przez ponad 20 lat?
W ciągu 20 lat ukazało się ponad 750 różnych tytułów, a w każdym tytule około 100 różnych dowcipów i rysunków. Najczęściej każda książeczka była poświęcona innemu tematowi: bankom, Unii Europejskiej czyli tematom aktualnym. Sam się dziwię, jak mogłem wtedy 10, 15 lat temu, w ciągu miesiąca wydawać (oczywiście, przy pomocy innych pisarzy) pięć tytułów, czyli miałem mniej niż tydzień na jedną książeczkę. Powstawało dużo innych pism satyrycznych, ale znikały po dwóch, trzech numerach. Muszę się pochwalić, że po II Wojnie Światowej przetrwały tylko trzy tytuły: „Szpilki”, „Karuzela” i mój „Dobry Humor”.
Rysownie dla czasopism, wydawnictwo... Czym się Pan jeszcze zajmował?
Ludzie najczęściej kojarzą mnie z rysunkiem, ale robiłem wiele innych rzeczy. Rysowałem w telewizji, rysunki reklamowe, ilustracje książkowe i podręcznikowe.
Na wystawie (Wystawę można obejrzeć w DKP – PL DELFI) są przedstawione prace kolorowe i czarno - białe. Czy są to jakieś etapy Pana twórczości?
Nie są to żadne etapy twórczości. Różnica jest tylko techniczna. Głównie jest to związano z techniką druku i wydawaną gazetą. Jeżeli gazeta jest czarno – biała, to i rysunek ma być czarno – biały, no i czarno – biały jest klasyką. Nie czuję potrzeby, aby każdy rysunek był w kolorze, a często im prostszy jest rysunek, tym łatwiej trafia do człowieka.
Jak Pan wybiera tematy? Czy np. dzisiaj rysuje Pan tylko politykę, a jutro dziecięcy humor, czy wszystko jest przemieszane?
To są dwie rzeczy. Albo jestem zatrudniony przez jakąś redakcję, który potrzebuje określonych tematów: motoryzacja, sport, więc wtedy pracuję pod tym kątem, jednak generalnie wolę sam decydować o temacie, lubię śledzić co się dzieję na świecie, w Polsce. Często rysuję sam dla siebie, a później udaje się je sprzedać tej bądź innej redakcji. Lubię również porównywać swoje prace, swoje poglądy na jakieś tematy z kolegami po fachu.
Czy dużo teraz jest pracy?
Odnoszę wrażenie, że nie jestem w pełni wykorzystywany przez polskie media, bo często leniuchuję, ale wtedy rysuję dla siebie. Na przykład podczas Euro 2012 byłem zatrudniony w strefie kibica do rysowanie karykatur w VIP lożach, ale w międzyczasie obserwowałem co się dzieje na stadionach i w całej Polsce. Z obserwacji powstały krótkie komiksy po trzy – cztery rysunki pod nazwą Biało – Czerwony, gdzie polski kibic komentował wydarzenia Euro 2012. Te kilkanaście mini komiksów wystawiłem na stronie internetowej tak po prostu dla siebie i dla ludzi.
Pracował Pan na Euro 2012, wspominał, że zatrudniało Pana Pepsi. Z kim jeszcze z grandów udało się popracować?
Często jestem zatrudniany na rozmaite bale firmowe do rysowania karykatur na żywo. Pracowałem dla najlepszych firm, które nie żałują pieniędzy. Firma bogata zazwyczaj nie patrzy na różnicę w cenie i po prostu chce mieć najlepszych. Współpracowałem z telewizją, gdzie przy zastosowaniu nowoczesnej technologii, rysowałem na desce elektronicznej, a obraz był w realnym czasie przekazywany na ekran. Jeśli chodzi o prasę, to pracowałem dla ponad 200 tytułów, w tym dla najlepszych.
Dokładnie w swoje 18 urodziny zadebiutowałem w renomowanym magazynie „Szpilki” i w ciągu następnych kilku lat byłem najczęściej publikowanym rysownikiem w tym magazynie. Niemalże w każdym numerze było po kilka moich rysunków. Większość dziwiła się, jak ja to robię, podejrzewali o jakieś znajomości. W tamte czasy, jeśli ktoś chociażby kilka rysunków opublikował w „Szpilkach”, to to był „gość”, był dobry rysownik. Po sukcesie w Szpilkach zaczęły do mnie zwracać się inne redakcje ogólnopolskich pism. W kilku czasopismach miałem stałe rubryki, ale później nie chciałem odrywać kuponów od swojej popularności. Nie chciałem przez całe życie być rysownikiem, przez całe życie rysować śmieszne rysunki, więc poszedłem troszeczkę w bok i założyłem wydawnictwo satyryczne.
Jak się udało przetrwać na rynku przez ponad 20 lat?
W ciągu 20 lat ukazało się ponad 750 różnych tytułów, a w każdym tytule około 100 różnych dowcipów i rysunków. Najczęściej każda książeczka była poświęcona innemu tematowi: bankom, Unii Europejskiej czyli tematom aktualnym. Sam się dziwię, jak mogłem wtedy 10, 15 lat temu, w ciągu miesiąca wydawać (oczywiście, przy pomocy innych pisarzy) pięć tytułów, czyli miałem mniej niż tydzień na jedną książeczkę. Powstawało dużo innych pism satyrycznych, ale znikały po dwóch, trzech numerach. Muszę się pochwalić, że po II Wojnie Światowej przetrwały tylko trzy tytuły: „Szpilki”, „Karuzela” i mój „Dobry Humor”.
Rysownie dla czasopism, wydawnictwo... Czym się Pan jeszcze zajmował?
Ludzie najczęściej kojarzą mnie z rysunkiem, ale robiłem wiele innych rzeczy. Rysowałem w telewizji, rysunki reklamowe, ilustracje książkowe i podręcznikowe.
Na wystawie (Wystawę można obejrzeć w DKP – PL DELFI) są przedstawione prace kolorowe i czarno - białe. Czy są to jakieś etapy Pana twórczości?
Nie są to żadne etapy twórczości. Różnica jest tylko techniczna. Głównie jest to związano z techniką druku i wydawaną gazetą. Jeżeli gazeta jest czarno – biała, to i rysunek ma być czarno – biały, no i czarno – biały jest klasyką. Nie czuję potrzeby, aby każdy rysunek był w kolorze, a często im prostszy jest rysunek, tym łatwiej trafia do człowieka.
Jak Pan wybiera tematy? Czy np. dzisiaj rysuje Pan tylko politykę, a jutro dziecięcy humor, czy wszystko jest przemieszane?
To są dwie rzeczy. Albo jestem zatrudniony przez jakąś redakcję, który potrzebuje określonych tematów: motoryzacja, sport, więc wtedy pracuję pod tym kątem, jednak generalnie wolę sam decydować o temacie, lubię śledzić co się dzieję na świecie, w Polsce. Często rysuję sam dla siebie, a później udaje się je sprzedać tej bądź innej redakcji. Lubię również porównywać swoje prace, swoje poglądy na jakieś tematy z kolegami po fachu.
Czy dużo teraz jest pracy?
Odnoszę wrażenie, że nie jestem w pełni wykorzystywany przez polskie media, bo często leniuchuję, ale wtedy rysuję dla siebie. Na przykład podczas Euro 2012 byłem zatrudniony w strefie kibica do rysowanie karykatur w VIP lożach, ale w międzyczasie obserwowałem co się dzieje na stadionach i w całej Polsce. Z obserwacji powstały krótkie komiksy po trzy – cztery rysunki pod nazwą Biało – Czerwony, gdzie polski kibic komentował wydarzenia Euro 2012. Te kilkanaście mini komiksów wystawiłem na stronie internetowej tak po prostu dla siebie i dla ludzi.
Pracował Pan na Euro 2012, wspominał, że zatrudniało Pana Pepsi. Z kim jeszcze z grandów udało się popracować?
Często jestem zatrudniany na rozmaite bale firmowe do rysowania karykatur na żywo. Pracowałem dla najlepszych firm, które nie żałują pieniędzy. Firma bogata zazwyczaj nie patrzy na różnicę w cenie i po prostu chce mieć najlepszych. Współpracowałem z telewizją, gdzie przy zastosowaniu nowoczesnej technologii, rysowałem na desce elektronicznej, a obraz był w realnym czasie przekazywany na ekran. Jeśli chodzi o prasę, to pracowałem dla ponad 200 tytułów, w tym dla najlepszych.
Założył Pan Partię Dobrego Humoru.
Jestem szefem Partii Dobrego Humoru. Jest to organizacja międzynarodowa, która na całym świecie zrzesza już ponad 3,5 tys. osób, sporo wśród nich jest satyryków, karykaturzystów. Jest to organizacja dla ludzi z dużym poczuciem humoru, a składka miesięczna wynosi trzy uśmiechy dziennie. Partia działa już od 12 lat.
W październiku podczas cyklu wystaw w USA w New Yorku jednym z pomysłów było postawienie najmniejszego wieżowca na Manhattanie. Pomysł bardzo się wszystkim spodobał i członkowie partii wyjeżdżając na wakacje do różnych krajów też ustawiają makietę wieżowca, którą można ściągnąć z mojej strony i zrobić samodzielnie, w różnych znanych lokalizacjach, robią zdjęcia i przysyłają do mnie. W tej chwili mamy już około 50 zdjęć wieżowców z różnych miejsc. Wieżowiec stał się symbolem PDH i mam nadzieję, że stanie się symbolem uśmiechu na świecie.
Jest Pan po raz pierwszy w Wilnie?
Pierwszy, ale mam nadzieję, że nie ostatni. Byłem w Trokach, zwiedziłem Starówkę Wilna. Przy obu zamku w Trokach i w kilku miejscach ustawiłem wieżowiec PDH, więc w Wilnie już nie pstrykajcie zdjęć. Cieszy mnie to, że po New Yorku, Limie, Rzymie, Moskwie wieżowiec przywędrował do Wilna.
Jakie wrażenie pozostawiło Wilno?
Do Wilna jechałem przez Kowno, w którym widziałem tylko socjalistyczne blokowiska i do Wilna jechałem z nadzieją, że będzie ładniej i faktycznie, stolica jest o wiele piękniejsza, jest naprawdę na europejskim poziomie. Wilno jest bardzo ładne.
Rysuje Pan na tematy polityczne. Czy były jakieś problemy ze strony władz?
Jeśli chodzi o dawne czasy, kiedy była cenzura, to faktycznie były rysunki, których cenzorzy nie przepuścili z powodów politycznych. Pochodzę z Lublina, w którym prężnie działała podziemna Solidarność. Moje rysunki przez kilku łączników trafiały do Solidarności i gdzieś się ukazywały. Nigdy ich potem nie widziałem, ale już jako nastolatek czułem potrzebę wyrażenia swoich poglądów.
Większe problemy są we współczesnych czasach. Jeden z numerów w 1997 roku był poświęcony dowcipom o murzynach, to była pierwsza tego typu publikacja w Polsce. Po dwóch latach odbył się głośny proces. Studiujący w Polsce czarnoskóry student twierdził, że został pobity, ponieważ ktoś przeczytał moje dowcipy. Sprawa w ciągu dwóch lat przeszła przez wszystkie instancje, włącznie z Sądem Najwyższym, i ten student przegrał we wszystkich sądach. Sprawę szczególnie rozdmuchała „Gazeta Wyborcza”. W jednym z jej numerów trzy pierwsze strony były poświęcone wyłącznie temu tematowi, a na pierwszej stronie widniało „Rasistowskie dowcipy przed sądem”. W końcu okazało się, że jestem satyrykiem, który mówi o wszystkim: o murzynach, o lekarzach, o wszystkim i nie ma w tym nic niezwykłego, a oni próbowali zrobić ze mnie narodowca, rasistę. Nie mam wpływu na to, czy komuś się dowcip podoba czy nie.
pl.delfi.lt
No comments:
Post a Comment
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy