Od kilku dni gotuję się w sprawie Cypru. Nie mogę już słuchać zdziwień, skrzywień i oburzenia w sprawie napaści na naród i państwo cypryjskie ze strony Europy, przebrzydłych łotrów z Międzynarodowego Funduszu Walutowego i schludnych biurokratów z Europejskiego Banku Centralnego. U nas niemal wszyscy łkają z przerażenia na próbę próby zaboru cypryjskich oszczędności. Zabiorę głos dokładnie w przeciwnym tonie.
Przydałby się uporządkowany wykład, lecz na to nie mam niestety czasu. Odniosę się zatem do najważniejszych aspektów sprawy.
Cypr to mikroskopijna gospodarka składająca się nie wiadomo z czego. Przemysłu zero, ślady starożytnego rolnictwa zatarte dziesiątki lat temu. Rybołówstwa nie ma, bo wody wokół wyspy całkowicie wytrzebione. Turystyka owszem, ale z powodu „takich sobie” walorów południa wyspy tylko dla mało wybrednych z chudym portfelem, czyli np. dla mnie. Najpiękniejsze plaże i miejsca są na północy zajętej przez Turków. 40 lat minie niebawem od faktycznego podziału wyspy. Bardzo źle świadczy o Cypryjczykach, że nie potrafią w tej sprawie przemóc samych siebie i całego tego idiotycznego impasu.
Z drugiej strony Cypr to kraj zamożnych ludzi, przynajmniej w porównaniu z Polską. Według danych z projektu Banku Światowego pn. International Comparison Program, w 2005 roku (wtedy przeprowadzono bardzo szeroko zakrojone, szczegółowe badania) europejski produkt krajowy brutto per capita wyniósł średnio 26,4 tys. dolarów. W Polsce było tego wtedy niecałe 8 tys. dolarów, a na Cyprze 22,4 tys. dolarów, a więc trzy razy więcej. Co tam jednak Polska. Niewielka powierzchnią i ludnością, a gigantyczna przemysłem i świetną nauką Korea Płd. wykazała dochód na głowę mieszkańca istotnie niższy niż na Cyprze – 16,4 tys. dolarów.
Skąd się wzięła ta manna z nieba na tak niepozornym i wręcz lichym terytorium. Odpowiedź brzmi: sektor bankowy i raj podatkowy ściągający na wyspę dziesiątki miliardów dolarów, marek, funtów, wreszcie euro. Wg The Wall Street Journal, a oni znają się chyba na rzeczy, sektor finansowy Cypru dostarcza wyspie jakieś 45 procent corocznego PKB.
Banki tego mikrusa rozrosły się dzięki napływowi pieniędzy z zewnątrz. Rozmiary sektora bankowego są tam niewiarygodne. Napęczniał i rozdął się do tego stopnia, że w połowie 2010 roku, czyli w trzy lata po wybuchu wielkiego kryzysu finansowego na Zachodzie wartość jego aktywów była 10 razy większa od PKB całego kraju. Teraz jest nieco mniejsza – wskaźnik wynosi nie 1000 a 700 procent.
Może jeden na tysiąc Polaków da prawidłową odpowiedź zapytany co to są aktywa bankowe. W celu odpowiedzi można napisać wielką książkę, ale najczęściej wystarczy powiedzieć, że to jest wszystko to co przynosi zarobek bankowi, a więc głównie udzielone kredyty i pożyczki. Pożyczki udzielane są najczęściej w formie zakupu najróżniejszych obligacji, które – patrząc od drugiej strony są długiem państw, innych banków oraz przedsiębiorstw. Bank kupuje obligacje za gotówkę – w zamian dostaje świadectwo długu i umówione odsetki jako zarobek.
Kwestię gargantuicznych niebezpieczeństw wynikających z olbrzymich rozmiarów cypryjskich banków można wyłuszczyć w łopatologiczny sposób. Wiadomo, że nie wszyscy klienci banku są w stanie spłacić kredyty i pożyczki. Przyjmuje się z grubsza, że górna dopuszczalna granica udziału tzw. „złych” kredytów to jakieś 10 proc. całego portfela aktywów. Co taki wskaźnik oznacza, jeśli przyłożyć go do Cypru? Chyba widać jak na dłoni.
Aktywa wystawione na najwyższe ryzyko całkowitej lub częściowej niewypłacalności dłużników stanowiły równowartość rocznego PKB Cypru. Wskaźnik bezpieczeństwa bankowego nie musi być zatem na bardzo „luźnym” poziomie , by w zgodzie z normą i sztuką mógł wyparować (na razie jeszcze hipotetycznie) cały roczny PKB kraju.
Obecnie jest tylko nieco lepiej, ponieważ relacja PKB do aktywów bankowych jest teraz jak 1:7, a więc gdyby współczynnik utraconych aktywów wyniósł rozpatrywane 10 proc. to wyparowałoby tylko 70 proc. PKB. Takie mogą być i w końcu będą konsekwencje rozbuchania sektora finansowego i jego absolutnej dominacji w gospodarce.
Cypr i Cypryjczycy zdawali sobie z tego sprawę, wybierali parlamenty, a one wyłaniały rządy, które tolerowały ten finansowy, ekonomiczny i polityczny skandal. Ludzie cieszyli się z niezasłużonego i niezapracowanego dobrobytu. Byłem ostatnio parę razy i nie słyszałem narzekań na nieostrożność rządu i banków.
Dziś Cypr potrzebuje pomocy. Nie spotyka się z odmową, ale z warunkiem zrzucenia narosłego przez lata tłuszczu. Cypr miał na to 5 lat, ale nie skorzystał. Grecy tyle nie mieli. Liczył Cypr w razie czego na miliardy od „spaśluchów” z Zachodu. Spaśluchy z Zachodu jeszcze trochę mają w kufrach, ale różnica polega na tym, że oni pracują, przynajmniej od czasu do czasu.
Wrzask wielki się podniósł na pomysł opodatkowania oszczędności w zamian za pomoc. Podobno jest to złamanie wszelkich zasad, niezgodne z prawem, obyczajem i czymś tam jeszcze. Bzdura! Kraj i państwo jest na krawędzi. Alternatywa to np. dobrowolna zbiórka. Już widzę te tłumy przed kasami tamtejszego ministerstwa finansów i urzędów skarbowych z wdowim groszem za pazuchą.
Mówią, niech uchwalą nowe podatki –wtedy będzie fair. Nowe podatki tradycyjne to wielkość teoretyczna – przekształcenie przepisów w gotówkę trwa, a pobór kosztuje. Zebranie pieniędzy z podatku od depozytów/oszczędności trwa tyle ile napisanie paru stron prostego oprogramowania. Za pieniędzmi nikt nie musiałby się uganiać, bo one są i czekają na kontach. Operacja byłaby szybka i niezbyt krwawa.
Oburzeni na ten niezwykle rozsądny w danej sytuacji pomysł nie chcą zauważyć, że jeśli państwo zechce i ma odpowiednio dużo siły i determinacji, to może nam zabrać wszystko, a my ani kwikniemy. Tu nie chodzi jednak o zbójeckie działania w niecnych celach, ale o ratunek. Poza tym, jeśli wprowadzony zostałby jakiś nowy podatek tradycyjny (czyli taki jaki lubią oburzeni), a zabraknie nam bieżących dochodów na jego wniesienie do skarbu, to i tak będziemy musieli sięgnąć do oszczędności. Różnica jest tylko taka, że przez czas podejmowania decyzji i mozolnego zbierania pieniędzy problem narośnie tak, że już nie starczy 5–10 proc. a oddać trzeba będzie 20–50 i wreszcie 100 proc.
Jeszcze raz: podatek jest podatek. Ja nie widzę różnicy, czy mnie łupią PIT-em, CIT-em, VAT-em, czy podatkiem Belki, albo „cypryjskim” od oszczędności. Mają władzę, czelność i odwagę, a niekiedy istotną potrzebę to łupią, a ja za słaby jestem, żeby się przeciwstawić, bo władzy sam nie wybieram – robi to za mnie boleśnie skutecznie tłum niezbyt rozgarnięty.
Podatku od oszczędności nie będzie, to okradną cypryjskich emerytów. Zawsze łatwiej: niedołężne toto, bojaźliwe, strachu wręcz pełne, po prostu – tałatajstwo.
Prezydent Cypru oszacował, że inne „alternatywne” podejście w postaci dopuszczenia do bankructwa banków i wypłacenia klientom gwarantowanych depozytów do kwoty 100 tys. euro kosztowałoby 30 mld euro.
Proponuję chwilę prostych rachunków. Załóżmy, że każdy depozyt opiewa na wartość graniczną gwarancji depozytowych, czyli na 100 tys. euro. 30 miliardów podzielone przez te 100 tysięcy daje 300 tys. rachunków. Liczba ludności Cypru ledwo przekracza 800 tysięcy. Czy ktoś widział jeszcze na świecie (poza szejkami naftowymi) naród tak statystycznie bogaty, że 40 proc. ludności licząc z niemowlakami ma na koncie każdy mieszkaniec po 100 tys. euro oszczędności?
Nawet jeśli Cypryjczycy są bogatsi do Polaków trzy razy, to czy znalazłoby się w Polsce (proporcjonalnie do liczby ludności) jakieś 14 mln rachunków z wkładem 33 tys. euro (Cypr 3 razy bogatszy więc nie 100 tys. a 33 tys.)?
Dane NBP przynoszą wielkość od biedy do zastosowania w tym porównaniu – całkowite depozyty sektora finansowego w polskim systemie bankowym wynosiły w styczniu 2013 r. 715 mld złotych. Gdyby odwzorować proporcje, depozyty sektora niefinansowego (przedsiębiorstw i ludności) w Polsce musiałyby mieć wartość prawie 2 bilionów złotych (2 000 mld), a przy 100 tys. euro (czyli bez poprawki na nasze ubóstwo) 6 bilionów, czyli czterokrotność naszego PKB.
Pamiętajmy jednak, że bazę dla Cypru obliczyliśmy na podstawie informacji o potencjalnych kosztach wypełnienia gwarancji dla depozytów o wartości do 100 tys. euro. Porównanie to nie uwzględnia zatem wielkiej wartości depozytów o większej wartości jednostkowej. Gdyby wziąć je pod uwagę, to sprowadzenie Polski do równego mianownika z Cyprem dawałoby po naszej stronie już niemal astronomiczne wielkości.
Po co te wyliczanki? Ano po to, żeby uświadomić , że podatek od tzw. oszczędności bynajmniej nie dotknąłby najbardziej ludności, bo swej masie ona nie ma tyle pieniędzy ile potrzeba władzom Cypru. Dosięgnąłby firmy – głównie tych najzasobniejszych. Nie byłoby istotnej straty dla gospodarki, bo te firmy i tak na Cyprze niemal nic nie wytwarzają, a jedynie tam rezydują.
Czy ktoś zna jakąś cypryjską firmę przemysłową, rolną, handlową, usługową … o rozmiarach większych od łupiny orzecha? Nie po to to pytanie, żeby się natrząsać, a po to żeby uzmysłowić, że w bankach na wyspie Afrodyty leżą głównie pieniądze zagranicznych korporacji przyciągniętych tam klimatem raju podatkowego, a w tym z pewnością wiele spółek nieciekawej i bardzo nieciekawej konduity.
Nie dziwię się firmom, że korzystają z okazji do mniejszego opodatkowania, bo rządy głównie marnotrawią pieniądze. Nie dziwię się też jednak Unii, że nie chce ratować zarobku „cwaniaków” (jest też taki punkt widzenia), a już zwłaszcza pieniędzy ukradzionych zwykłym, biednym Rosjanom pod przyzwalającym okiem Kremla.
Dla niby-ducha winnych Cypryjczyków podatek od oszczędności byłby nauczką, że darowanemu ni stąd ni zowąd bogactwu trzeba jednak (jak koniowi) zaglądać w zęby. Na świecie nie ma darmowych lunchów i to trzeba po prostu wiedzieć. Firm poszkodowanych nie byłoby mi żal, bo pójście do raju też rodzi ryzyka, a ryzyka trzeba kalkulować i stosownie ubezpieczać.
Zdumienie budzi fakt ogłoszenia planów opodatkowania „oszczędności” bez uzgodnienia z raptem paroma tuzinami posłów. Przypomina postępowanie chirurga szykującego się z młotem i siekierą do wycięcia dziecięcych migdałków. Skutek jest taki, że banki cypryjskie pozostaną zamknięte przez najmniej 10 dni – jak oceniano w środę 20 marca. To wszystko jest tak dziwne, że najbardziej wiarygodny staje się powoli scenariusz intrygi uknutej przez samych Cypryjczyków.
Pomysł opodatkowania oszczędności jest niezwykle pragmatyczny i –jak się rzekło – bynajmniej nie narusza reguł, tym bardziej, że podstawowe miary i reguły rozsądku zostały na Cyprze przekroczone bardzo dawno i z ogromnym naddatkiem. Równie pragmatyczny byłaby wszakże ocena, że wrzask wywoła ta propozycja niesamowity, co natychmiast ze słowa stało się ciałem. Podatek od „oszczędności” byłby największym poświęceniem ludu wyspy, ale przecież nie tylko my – Cypryjczycy, ale „cały cywilizowany świat” jest przeciw. W tej sytuacji nie pozostaje nic innego, jak niech tylko Unia i MFW sypną groszem, nie żałując. Pierwsze trudności zażegnamy, raj podatkowy utrzymamy, obcych podatkiem bankowym nie zrazimy i jakoś to pociągniemy z pomocą durniów z Berlina, Paryża, tudzież Tallina i Bratysławy, wspomaganych przez „pożytecznych idiotów”.
Tak to widzę i nic na to nie poradzę, że wzrok mam bystry i bystrzejszy od innych. A na koniec uwaga pro domo sua.
Nauka jest taka, że jak nie wiemy co sądzić i czynić, to patrzmy czy dalej, czy bliżej nam do równowagi w gospodarce i finansach. Nie wspinajmy się po owoce po bardzo pochyłych drzewach, bo najpierw spadniemy, a gdy odwozić nas będą do gipsowni ze złamaniami, dowiemy się, że na tym drzewie wisiały tylko ulęgałki.
Dzięki sztafecie rozsądnych prezesów i zarządów NBP oraz banków komercyjnych, a także na skutek racjonalnych na ogół zachowań Rady Polityki Pieniężnej mamy obecnie jeden z najbezpieczniejszych i najlepiej ułożonych systemów bankowych w świecie. Z tej strony nie grozi nam żadne niebezpieczeństwo pod warunkiem, że nie będziemy bierni jak Cypryjczycy i jeszcze uważniej niż dotychczas patrzeć będziemy na ręce władzy wykonawczej i ustawodawczej.
I jeszcze jeden warunek – nie wolno w poważnych kwestiach słuchać gadającego bez zastanowienia i refleksji ludu wypełniającego telewizyjne i radiowe studia, choćby byli z najwyższymi tytułami.
Jan Cipiur
Studio Opinii
_______________________
Jan Cipiur - ekspert od wyszukiwania i analizy najciekawszych badań i raportów z całego świata, dotyczących zwłaszcza prawa, podatków i wynagrodzeń; tropi bankierów i ich zawyżone wynagrodzenia, wytyka absurdy w regulacjach różnych dziedzin gospodarki.
Przez kilka lat kierował serwisem ekonomicznym PAP, a później wydawnictwem z udziałem PAP – “BOSS- Informacje Ekonomiczne”, które zajmowało się pogłębionymi analizami polskiej i zagranicznej gospodarki. Dziś na stałe związany jest z internetowym Studiem Opinii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy