Roman Giertych. Fot Facebook |
PAP: Weźmie pan udział w zapowiedzianym na maj kongresie założycielskim Ruchu
Narodowego?
Roman Giertych: Nie, nie zamierzam się w tej chwili dołączać do Ruchu Narodowego, w rozumieniu partii o tej nazwie, która ma być tworzona. Natomiast w szeroko rozumianym ruchu narodowym jestem od dziecka i myślę, że będę do śmierci. Moje poglądy polityczne nawiązują do tradycji Narodowej Demokracji, z tym że nawiązują w sposób, który w moim przekonaniu lepiej odczytuje tradycje tego ruchu niż poglądy tych, którzy próbują radykalizować swoje postawy i nawiązywać nie do tradycji narodowo-demokratycznej, ale narodowo-radykalnej.
PAP: Czyli w zapowiedziach powołania Ruchu Narodowego widzi pan zagrożenie radykalizmem?
R.G.: Młodzież Wszechpolska, reaktywowana, choć de facto założona przeze mnie w 1989 roku, powstała jako organizacja o charakterze formacyjno-wychowawczym. Przez cały czas MW wychowywała młodych ludzi o dosyć radykalnych poglądach ku poglądom mniej radykalnym. Taki był modus operandi funkcjonowania tej organizacji przez całe lata.
Prawdą jest, że do MW napływały różne radykalne elementy, ale albo były wypychane, albo ewoluowały w stronę narodowo-demokratyczną. Napięcie w organizacji przez cały czas było wyczuwalne. Dlatego, kiedy przyszedł czas poważniejszego zaangażowania byłych działaczy MW w politykę, łatwo było nas atakować wybrykami różnych osób, które były w procesie formacyjnym.
PAP: Dziś MW zmieniła charakter?
R.G.: Dosyć radykalny zwrot, którego dokonał obecny prezes Młodzieży Wszechpolskiej (Robert Winnicki-PAP), w stronę ONR-u, jest sprzeczny z tradycją ruchu narodowego - nie mają żadnego prawa nazwać się ruchem narodowym.
Ruch narodowy, który kontynuował tradycje organizacji takich jak Liga Narodowa, do której należał Roman Dmowski, Wincenty Witos, Stanisław Grabski, wielu premierów II RP, nigdy nie był radykalny. Mój dziadek Jędrzej, który był jedynym z przywódców największej partii opozycyjnej przed II wojną światową, czyli Stronnictwa Narodowego wielokrotnie pisał artykuły przeciwko ruchom narodowo-radykalnym. Przed wojną Stronnictwo Narodowe miało poparcie kilkudziesięciu procent społeczeństwa nie dlatego, że było radykalne, ale dlatego, że było w gruncie rzeczy centrowe. Były organizacje radykalne jak ONR ABC, ONR Falanga, ale pomiędzy SN a tymi organizacjami trwał stan wojny.
Na pewno nie można powiedzieć, że ci panowie, którzy dziś zakładają Ruch Narodowy, są ruchem narodowym; są kontynuatorami ruchu narodowo-radykalnego.
PAP: Jednak wśród nich są pana byli koledzy partyjni.
R.G.: Jest tam paru moich byłych kolegów – Sylwester Chruszcz czy Krzysztof Bosak. Życzę im powodzenia, tylko się z nimi nie zgadzam. Uważam, że radykalizm nie jest drogą sukcesu dla Polski, ale generalnie nie patrzę na nich z niechęcią, tylko przestrzegam ich przed błędami, które robią.
PAP: Osoby związane z powstających Ruchem Narodowym, w tym pana dawni współpracownicy, ostro krytykowali pana udział w marszu 11 listopada organizowanym przez prezydenta Bronisława Komorowskiego.
R.G.: Udało mi się doprowadzić do sytuacji, która ułatwiła prezydentowi złożenie kwiatów pod pomnikiem Romana Dmowskiego. To był pierwszy tego typu akt w historii Polski. To miało duże znaczenie dla takich ludzi jak ja, którzy nawiązują do tradycji Dmowskiego.
Panowie, tacy jak Robert Winnicki, nie mają żadnego tytułu, żeby nawiązywać do Romana Dmowskiego. To nie była postać, która organizowała radykalne przedsięwzięcia. Raczej robił to, co jest realne, możliwe do osiągnięcia w danej sytuacji.
Martwi mnie, że ci, którzy organizują takie przedsięwzięcia jak Marsz Niepodległości wypaczają myślenie narodowe w stronę infantylnych projektów.
PAP: Wydaje się, że w ostatnim czasie rośnie zapotrzebowanie na tradycyjne wartości, w tym narodowe.
R.G.: Generalnie polskie społeczeństwo przesuwa się w prawą stronę. Z czym to jest związane, do końca nie wiadomo, ale to jest fakt. Widzę to na przykład po sprzedaży książek mojego dziadka (Jędrzeja Giertycha-PAP), która nieustannie rośnie.
Widać to także w deklarowanych poglądach politycznych choćby na sprawę euro czy związków homoseksualnych. Na przykład poparcie dla Aleksandra Kwaśniewskiego, kiedyś to było 70 proc., a teraz ogłosił nową inicjatywę i nikim to nie wstrząsnęło. Generalnie jest raczej przedmiotem drwin.
Na pewno w Polsce jest dużo młodych ludzi, którzy chętnie się przywiązują do tradycji ruchu radykalno-narodowego, tylko że na realną politykę wpływu to mieć nie będzie, ponieważ tego typu ruchy z reguły kończą na marginesie.
PAP: Która z obecnych partii jest zatem najbliższa pana rozumieniu ruchu narodowego?
R.G.: Poglądy narodowe nie zawsze oznaczają przynależność do określonej partii politycznej obecnej w parlamencie. Przez lata w parlamencie nie było partii narodowych. Do tradycji ruchu narodowo-demokratycznego nawiązywały ZChN i LPR. Teraz są pewne odpryski tej tradycji w różnych ugrupowaniach, ale generalnie formacji politycznej nawiązującej wprost do tej tradycji nie ma.
Na pewno obecne są osoby, w dużej mierze też w PO, które wprost nawiązują do tej tradycji politycznej. To są chociażby te osoby, które znalazły się w Instytucie Myśli Państwowej.
PAP: Skrzydło konserwatywne w PO ostatnio nie ma jednak dobrych notowań u premiera Donalda Tuska, o czym świadczy niepewny los Jarosława Gowina w rządzie.
R.G.: Platforma bez skrzydła konserwatywnego w następnych wyborach dostanie około 20 proc. i nie będzie rządzić. Duża część wyborców PO utożsamia się z konserwatywnymi poglądami, choć nie utożsamia się z Jarosławem Gowinem. On nie jest jakimś wielkim liderem tego skrzydła.
PAP: Pana zdaniem premier odwoła Gowina z funkcji ministra sprawiedliwości?
R.G.: Nie wierzę, aby premier odwołał Gowina, a nawet gdyby odwołał, to myślę, że Gowin nie wyjdzie z PO. Taki wariant jest bardzo mało prawdopodobny z tego powodu, że nie ma przestrzeni na scenie politycznej na tworzenie nowej formacji.
PAP: Kiedy rozpocznie działalność Instytut Myśli Państwowej powołany przy pana udziale?
R.G.: Na kwiecień planujemy pierwsze publiczne spotkanie. Jego tematem będzie najprawdopodobniej unia celna między Stanami Zjednoczonymi a Europą, w kontekście również strefy euro i kryzysu ekonomicznego w Europie. Chcemy zaprosić gości z zagranicy.
Po tym spotkaniu będziemy proponować kolejnym osobom przystąpienie do Instytutu. Jest on formą uczestnictwa w polityce, by przekonać do zrealizowania konkretnych spraw, takich jak na przykład obywatelstwo polskie dla potomków obywateli II RP. To jest możliwe do osiągnięcia. Atmosfera jest ku temu sprzyjająca. I to jest polityka narodowa.
PAP: Pojawiają się komentarze, że Instytut Myśli Państwowej to próba wzmocnienia konserwatywnej grupy w PO.
R.G.: Instytut nie wzmacnia skrzydła żadnej partii. Choć współpraca z politykami rządowymi PO byłaby mile widziana, bo Platforma dzisiaj rządzi.
PAP: Czy współtworzony przez pana Instytut to wstęp do powołania nowej formacji politycznej?
R.G.: Na razie nie buduję żadnej formacji, między innymi z tego powodu, że nie ma na to przestrzeni w tej chwili. Jeżeli w Polsce dojdzie do złamania głównej osi sporu pomiędzy PO a PiS, która dzisiaj ciągle jeszcze dominuje nad polską scenę polityczną, mimo że jest lekko zmurszała, to pojawią się możliwości. Nie wykluczam zaangażowania politycznego, ale na obecnym etapie takiej możliwości chyba nie ma.
Tym bardziej że polską politykę determinuje sposób jej finansowania. Próba wyobrażenia sobie nowej formacji bez jakiegoś wstrząsu politycznego jest niemożliwa.
Rozmawiały Agnieszka Szymańska, Agata Jabłońska-Andrzejczuk
(PAP)
Roman Giertych: Nie, nie zamierzam się w tej chwili dołączać do Ruchu Narodowego, w rozumieniu partii o tej nazwie, która ma być tworzona. Natomiast w szeroko rozumianym ruchu narodowym jestem od dziecka i myślę, że będę do śmierci. Moje poglądy polityczne nawiązują do tradycji Narodowej Demokracji, z tym że nawiązują w sposób, który w moim przekonaniu lepiej odczytuje tradycje tego ruchu niż poglądy tych, którzy próbują radykalizować swoje postawy i nawiązywać nie do tradycji narodowo-demokratycznej, ale narodowo-radykalnej.
PAP: Czyli w zapowiedziach powołania Ruchu Narodowego widzi pan zagrożenie radykalizmem?
R.G.: Młodzież Wszechpolska, reaktywowana, choć de facto założona przeze mnie w 1989 roku, powstała jako organizacja o charakterze formacyjno-wychowawczym. Przez cały czas MW wychowywała młodych ludzi o dosyć radykalnych poglądach ku poglądom mniej radykalnym. Taki był modus operandi funkcjonowania tej organizacji przez całe lata.
Prawdą jest, że do MW napływały różne radykalne elementy, ale albo były wypychane, albo ewoluowały w stronę narodowo-demokratyczną. Napięcie w organizacji przez cały czas było wyczuwalne. Dlatego, kiedy przyszedł czas poważniejszego zaangażowania byłych działaczy MW w politykę, łatwo było nas atakować wybrykami różnych osób, które były w procesie formacyjnym.
PAP: Dziś MW zmieniła charakter?
R.G.: Dosyć radykalny zwrot, którego dokonał obecny prezes Młodzieży Wszechpolskiej (Robert Winnicki-PAP), w stronę ONR-u, jest sprzeczny z tradycją ruchu narodowego - nie mają żadnego prawa nazwać się ruchem narodowym.
Ruch narodowy, który kontynuował tradycje organizacji takich jak Liga Narodowa, do której należał Roman Dmowski, Wincenty Witos, Stanisław Grabski, wielu premierów II RP, nigdy nie był radykalny. Mój dziadek Jędrzej, który był jedynym z przywódców największej partii opozycyjnej przed II wojną światową, czyli Stronnictwa Narodowego wielokrotnie pisał artykuły przeciwko ruchom narodowo-radykalnym. Przed wojną Stronnictwo Narodowe miało poparcie kilkudziesięciu procent społeczeństwa nie dlatego, że było radykalne, ale dlatego, że było w gruncie rzeczy centrowe. Były organizacje radykalne jak ONR ABC, ONR Falanga, ale pomiędzy SN a tymi organizacjami trwał stan wojny.
Na pewno nie można powiedzieć, że ci panowie, którzy dziś zakładają Ruch Narodowy, są ruchem narodowym; są kontynuatorami ruchu narodowo-radykalnego.
PAP: Jednak wśród nich są pana byli koledzy partyjni.
R.G.: Jest tam paru moich byłych kolegów – Sylwester Chruszcz czy Krzysztof Bosak. Życzę im powodzenia, tylko się z nimi nie zgadzam. Uważam, że radykalizm nie jest drogą sukcesu dla Polski, ale generalnie nie patrzę na nich z niechęcią, tylko przestrzegam ich przed błędami, które robią.
PAP: Osoby związane z powstających Ruchem Narodowym, w tym pana dawni współpracownicy, ostro krytykowali pana udział w marszu 11 listopada organizowanym przez prezydenta Bronisława Komorowskiego.
R.G.: Udało mi się doprowadzić do sytuacji, która ułatwiła prezydentowi złożenie kwiatów pod pomnikiem Romana Dmowskiego. To był pierwszy tego typu akt w historii Polski. To miało duże znaczenie dla takich ludzi jak ja, którzy nawiązują do tradycji Dmowskiego.
Panowie, tacy jak Robert Winnicki, nie mają żadnego tytułu, żeby nawiązywać do Romana Dmowskiego. To nie była postać, która organizowała radykalne przedsięwzięcia. Raczej robił to, co jest realne, możliwe do osiągnięcia w danej sytuacji.
Martwi mnie, że ci, którzy organizują takie przedsięwzięcia jak Marsz Niepodległości wypaczają myślenie narodowe w stronę infantylnych projektów.
PAP: Wydaje się, że w ostatnim czasie rośnie zapotrzebowanie na tradycyjne wartości, w tym narodowe.
R.G.: Generalnie polskie społeczeństwo przesuwa się w prawą stronę. Z czym to jest związane, do końca nie wiadomo, ale to jest fakt. Widzę to na przykład po sprzedaży książek mojego dziadka (Jędrzeja Giertycha-PAP), która nieustannie rośnie.
Widać to także w deklarowanych poglądach politycznych choćby na sprawę euro czy związków homoseksualnych. Na przykład poparcie dla Aleksandra Kwaśniewskiego, kiedyś to było 70 proc., a teraz ogłosił nową inicjatywę i nikim to nie wstrząsnęło. Generalnie jest raczej przedmiotem drwin.
Na pewno w Polsce jest dużo młodych ludzi, którzy chętnie się przywiązują do tradycji ruchu radykalno-narodowego, tylko że na realną politykę wpływu to mieć nie będzie, ponieważ tego typu ruchy z reguły kończą na marginesie.
PAP: Która z obecnych partii jest zatem najbliższa pana rozumieniu ruchu narodowego?
R.G.: Poglądy narodowe nie zawsze oznaczają przynależność do określonej partii politycznej obecnej w parlamencie. Przez lata w parlamencie nie było partii narodowych. Do tradycji ruchu narodowo-demokratycznego nawiązywały ZChN i LPR. Teraz są pewne odpryski tej tradycji w różnych ugrupowaniach, ale generalnie formacji politycznej nawiązującej wprost do tej tradycji nie ma.
Na pewno obecne są osoby, w dużej mierze też w PO, które wprost nawiązują do tej tradycji politycznej. To są chociażby te osoby, które znalazły się w Instytucie Myśli Państwowej.
PAP: Skrzydło konserwatywne w PO ostatnio nie ma jednak dobrych notowań u premiera Donalda Tuska, o czym świadczy niepewny los Jarosława Gowina w rządzie.
R.G.: Platforma bez skrzydła konserwatywnego w następnych wyborach dostanie około 20 proc. i nie będzie rządzić. Duża część wyborców PO utożsamia się z konserwatywnymi poglądami, choć nie utożsamia się z Jarosławem Gowinem. On nie jest jakimś wielkim liderem tego skrzydła.
PAP: Pana zdaniem premier odwoła Gowina z funkcji ministra sprawiedliwości?
R.G.: Nie wierzę, aby premier odwołał Gowina, a nawet gdyby odwołał, to myślę, że Gowin nie wyjdzie z PO. Taki wariant jest bardzo mało prawdopodobny z tego powodu, że nie ma przestrzeni na scenie politycznej na tworzenie nowej formacji.
PAP: Kiedy rozpocznie działalność Instytut Myśli Państwowej powołany przy pana udziale?
R.G.: Na kwiecień planujemy pierwsze publiczne spotkanie. Jego tematem będzie najprawdopodobniej unia celna między Stanami Zjednoczonymi a Europą, w kontekście również strefy euro i kryzysu ekonomicznego w Europie. Chcemy zaprosić gości z zagranicy.
Po tym spotkaniu będziemy proponować kolejnym osobom przystąpienie do Instytutu. Jest on formą uczestnictwa w polityce, by przekonać do zrealizowania konkretnych spraw, takich jak na przykład obywatelstwo polskie dla potomków obywateli II RP. To jest możliwe do osiągnięcia. Atmosfera jest ku temu sprzyjająca. I to jest polityka narodowa.
PAP: Pojawiają się komentarze, że Instytut Myśli Państwowej to próba wzmocnienia konserwatywnej grupy w PO.
R.G.: Instytut nie wzmacnia skrzydła żadnej partii. Choć współpraca z politykami rządowymi PO byłaby mile widziana, bo Platforma dzisiaj rządzi.
PAP: Czy współtworzony przez pana Instytut to wstęp do powołania nowej formacji politycznej?
R.G.: Na razie nie buduję żadnej formacji, między innymi z tego powodu, że nie ma na to przestrzeni w tej chwili. Jeżeli w Polsce dojdzie do złamania głównej osi sporu pomiędzy PO a PiS, która dzisiaj ciągle jeszcze dominuje nad polską scenę polityczną, mimo że jest lekko zmurszała, to pojawią się możliwości. Nie wykluczam zaangażowania politycznego, ale na obecnym etapie takiej możliwości chyba nie ma.
Tym bardziej że polską politykę determinuje sposób jej finansowania. Próba wyobrażenia sobie nowej formacji bez jakiegoś wstrząsu politycznego jest niemożliwa.
Rozmawiały Agnieszka Szymańska, Agata Jabłońska-Andrzejczuk
(PAP)
No comments:
Post a Comment
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy