Ku zaskoczeniu większości obserwatorów polskiego życia politycznego, działacze Polskiego Stronnictwa Ludowego właśnie zamienili sprawującego od 7 lat funkcję prezesa partii, wicepremiera Waldemara Pawlaka, na posła Janusza Piechocińskiego. Działacze peeselowscy najwidoczniej uznali, iż ugrupowanie to potrzebuje zmian i ożywienia jakiego nie był już w stanie zapewnić Waldemar Pawlak.
Nerwowa reakcja samego Pawlaka tuż po ogłoszeniu wyników, w tym jego oświadczenie o rezygnacji z funkcji wicepremiera i ministra gospodarki świadczy o tym, jak gorąca atmosfera musiała panować podczas kampanii wyborczej i samego kongresu oraz jakie de facto są wzajemne relacje pomiędzy poszczególnymi grupami działaczy. Frakcja bliższa gabinetom rządowym i sejmowym wydawała się bardzo zaskoczona właśnie dokonanym wyborem. Oddaje to też w pewnym sensie istotę sporu pomiędzy koncepcjami na przyszłość partii i jej program. Zdecydowanie bliższa warszawskim salonom grupa Waldemara Pawlaka z pewnością obawia się utraty przywilejów, a także radykalnej zmiany kursu partii. Taka radykalna zmiana nie wydaje się jednak teraz możliwa ze względu na sytuację koalicji parlamentarnej.
Koncyliacyjne wystąpienia nowego prezesa Janusza Piechocińskiego, wygłoszone tuż po wyborze świadczy o tym, że rewolucji w postawie PSL wobec polityki rządu Donalda Tuska raczej nie będzie (a już na pewno nie teraz). Piechociński ma opinię tytana pracy organicznej, jego zwycięstwo to przede wszystkim zwycięstwo regionalnych i młodszych działaczy PSL, którzy czuli się od kilku lat niespełnieni i nieusatysfakcjonowani dość anemiczną działalnością stronnictwa. Z punktu widzenia przyszłości tego ugrupowania wybór prawowitego prezesa, mającego swoją bazę raczej w regionach niż na warszawskich salonach to jest dokładnie to, czego takie ugrupowanie potrzebuje.
Nieumiejętność odrzucenia piętna partii klasowej, typowo rolniczej i próba zaistnienia na scenie politycznej jako racjonalne i spokojne centrum, partia akceptowalna dla wielu wyborców, nie tylko chłopskiego pochodzenia, to główny z punktu widzenia PSL problem, który to ugrupowanie musi przezwyciężyć aby przetrwać. Piechociński, który nie jest rolnikiem, wydaje się ze swoim charakterem i poglądami na rozwój Polski idealnym kandydatem do tego, aby PSL przekroczyło ten niemożliwy do tej pory do pokonania Rubikon.
Anemiczne, schowane i okopane w swoich tradycyjnych bazach PSL, atakowane na prowincji ze wszystkich stron przez czarne hordy wojowników z Prawa i Sprawiedliwości z pewnością potrzebuje powiewu świeżości. Najwidoczniej działacze biorący udział w wyborach prezesa partii także to dostrzegli. Trudno na gorąco odpowiedzieć na pytanie: co to oznacza dla koalicji PO i PSL oraz gabinetu premiera Donalda Tuska? Być może jednak, skończy się laba i granie w medialnego cymbergaja z sektą smoleńską i paroma etatowymi telewizyjnymi pisowcami, a zacznie praca nad stabilnym i realnym (nietelewizyjnym) rozwojem Polski (nie tylko w Warszawie) i rozwiązywaniem jej problemów. Jeżeli PSL pod wodzą nowego lidera będzie potrafiło wywrzeć jakiś ożywczy wpływ na pracę całego gabinetu, to z pewnością nikomu to na złe nie wyjdzie. Jeżeli jednak Janusz Piechociński będzie zbyt wysoko licytował w kuluarowych negocjacjach z politykami PO (na co z pewnością liczą politycy PiS i przychylni im publicyści), to może skończyć fatalnie. Wątpię, jednak aby Piechociński zechciał ryzykować rewolucję w relacjach z koalicyjnym partnerem (przynajmniej na razie). Dotychczasowe działania pana Janusza Piechocińskiego wskazują raczej na stopniowe i przewidywalne zmiany wektorów zainteresowań jego partii i całej koalicji. Z pewnością ministra Rostowskiego czeka wiele godzin żmudnych rozmów, przerzucania się danymi i liczbami i bezustanne wzajemne przekonywanie się do słuszności własnych koncepcji i racji. Choć cenię i lubię ministra Rostowskiego, to uważam, iż takie rozmowy z pewnością mu nie zaszkodzą.
Poza Warszawą wybór Piechocińskiego to też sygnał dla polityków Prawa i Sprawiedliwości. Bardzo silny na prowincji PiS w osobie prezesa Piechocińskiego będzie miał tam groźniejszego i mniej defensywnie nastawionego rywala. Piechociński i jego PSL prowincji im za darmo nie odda, nie sprawia on bowiem wrażenia człowieka i polityka, który lubi cokolwiek oddawać komukolwiek walkowerem. Zgnuśniałe struktury jego partii z pewnością czeka mała pobudka, a to na pewno nie jest dobra informacja dla polityków PiS, zwłaszcza tych zajmujących się pozycją partii w poszczególnych regionach.
Czy zmiana na stanowisku prezesa PSL okaże się korzystna dla samej partii, kolacji i kraju pokaże czas, ale z pewnością pan Janusz Piechociński ma wszelkie możliwości, aby tak się właśnie stało.
Benfranklin
Studio Opinii
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy