Dziś (31.10), dzień po publikacji materiału redaktora Cezarego Gmyza w „Rzeczpospolitej” o odnalezieniu na pokładzie wraku Tu 154M, który dalej stroi na smoleńskim lotnisku, stawiane jest kilka pytań. Nie dotyczą one wątłych przesłanek i dowodów, że odnaleziono na nim ślady – ponoć obszerne – trotylu i nitrogliceryny, lecz tego, jakie były jego prawdziwe motywy. Bo że jakieś były, tak sądzi wielu komentatorów, poza, co oczywiste, autorem tego materiału, który ponoć opierał się o wiarygodne ekspertyzy – ale tylko do wczesnych godzin popołudniowych.
Jedno tłumaczenie jest takie, że chodziło o „rozhuśtanie” polskiej sceny politycznej. To się udało znakomicie. Jeden krótki tekst, bez konkretów, za to z gorącymi deklaracjami autora, spowodował szeroki rezonans mediów i polityków. Pojawiają się komentarze i ich dementi, konferencje prasowe polityków – ta ze strony Prawa i Sprawiedliwości nie tylko przygotowana doskonale, ale także brzmiąca jako zapowiedź dalszych działań i otwartych oskarżeń zbrodni. Wszystko w „chmurze” sensacji i zapowiedzi eskalacji. Do czasu, kiedy naczelny „Rzeczpospolitej”, Tomasz Wróblewski, trzeźwieje i zaczyna rozumieć, że bomba odpalona w jego gazecie ma krótką spłonkę, jeszcze mniej trotylu, za to śmierdzącą klasę dziennikarską i polityczną.
Doskonale za to korzysta z tego Antoni Macierewicz, wchodząc znów na czoło sceny politycznej, basuje mu, twardo i w konwencji „zamachu smoleńskiego” szef PiS-u, Jarosław Kaczyński. W kilka godzin po konferencji PiS-u pole odzyskuje PO i Donald Tusk, napędzony, zmotywowany i odświeżony kuriozalnym tekstem Gmyza i rezonansem PiS-u. Gdzieś w tle są błędy i niedoróbki prokuratury wojskowej i co najmniej niezręczności prokuratura generalnego Andrzeja Seremeta. Dziś zresztą okazuje się, że Seremet w dużym stopniu autoryzował materiał Gmyza. Niezręczność, głupota, czy może jednak cicha współpraca? Za dużo tych niezręczności w ostatnich miesiącach tego resortu i jego szefa…
Prawo i Sprawiedliwość, Jarosław Kaczyński, doskonale wystartowali z grą polityczną, dostając silną kartę artykułu Gmyza – która jednak okazała się blotką. Zamach, zbrodnia, oskarżeni i wykonawcy – a przede wszystkim winny Donald Tusk. Doskonale się to układało na dwa tygodnie przez 11. listopada, kolejnym marszem, manifestacją. Lont odpalony, bomba mogła zdetonować. Gdyby ładunek nie został tak sfuszerowany, mogło się okazać, że za dni kilkanaście mogło dojść do wydarzeń tragicznych…
Dziś, w ponad dobę po publikacji materiału Cezarego Gmyza widać wyraźnie, że apogeum wydarzeń, jakie zainicjował, miało się zdarzyć na manifestacji „patriotów” „Gazety Polskiej” 11. listopada. Teoria spiskowa została odsłonięta poprzez niechlujny materiał i szybką reakcję prokuratury wojskowej, przygotowaną merytorycznie. Założenie, że atmosfera od wczoraj do rocznicy dnia Święta Niepodległości będzie rosnąc i się podgrzewać, została zniweczona w kilkanaście godzin. Przez samych autorów, nie uchylajmy się od tej opinii – prowokacji politycznej. Jednak okazało się, że redaktorzy Sakiewicz i Gmyz nie są umysłami na miarę Aleksandra Bocheńskiego…
I na końcu jeszcze jedna sprawa – to utrata wieloletniej tradycji i klasy „Rzeczpospolitej”. To smutek po pamięci redaktora Dariusza Fikusa, Grzegorza Gaudena, ale także rzewne wspomnienie po szefowaniu gazetą przez Pawła Lisickiego. Nie mnie doradzać, co powinno się po tym skandalu stać. Myślę, że Grzegorz Hajdarowicz, szef wydawnictwa, powinien wiedzieć, co uczynić. Choć zapewne rozczaruję się…
Azrael Kubacki
Studio Opinii
Zalecialo z tego niepodpisanego felietonu Slynna Praczka. Wspolczuje redakcji Bumeranga, bo co to bedzie, kiedy badania prokuratury wojskowej potwierdzo obecnosc na pokladzie Tu154 M substancji pirotechnicznych. Badania niezaleznych organow juz dawno to potwierdzily.
ReplyDelete