Miało być nowe otwarcie, nowy Kaczyński, nowy Hoffman i nowe PiS. Pomimo doświadczenia i wieku nawet ja się jednak nabrałem i uwierzyłem, że PiS na serio bierze się za gospodarkę, że ma jakiś lepszy czy gorszy, ale spójny pomysł na Polskę. Prześledziłem debatę ekonomiczną Prawa i Sprawiedliwości, napisałem kilka komentarzy, udzieliłem paru wywiadów poświęconych temu wydarzeniu. I choć nie zostawiłem suchej nitki na nieodpowiedzialnych pomysłach prezesa Kaczyńskiego, rad byłem, że wreszcie zaczynamy rozmawiać o ważnych dla Polski i Polaków tematach. Dotąd bowiem mięliśmy tylko jałową polemikę oraz rozdrapywanie krwawych ran tragedii smoleńskiej. Teraz zaproponowano dyskusję o ekonomii i gospodarki… Zaproponowano, bo skończyło się jak zwykle – protestami na cmentarzach oraz uliczną manifestacją. Moje zadowolenie było więc bezpodstawne i okazało się płonne…
W zasadzie nie wiem, czemu dałem się zmylić. Teraz mam do siebie pretensję, bo w polityce funkcjonuję przecież nie od wczoraj. Niewielką pociechą jest fakt, że w ostatniej kampanii prezydenckiej podobnemu oszustwu Jarosława Kaczyńskiego uległy miliony, które dały sobie wmówić, że prezes to przyjemny starszy pan, szczerze zatroskany losem kraju, potrafiący mówić do rzeczy. Potem jednak miły staruszek, jak stwierdził – odstawił tabletki – i okazało się, że jak zwykle przepełniony jest gniewem i frustracją, a od rozmów o gospodarce woli insynuacje o zamachu i groźby, kto i jak powinien odpowiadać za wydumane winy i zdrady.
Awantura przy okazji ekshumacji zwłok Anny Walentynowicz ponownie zdjęła więc maskę z twarzy prezesa i całego PiS-u. Tak, przyznać należy, że w roli partii eksperckiej jej działacze nie czują się dobrze. To wymaga bowiem wiedzy, doświadczenia, otwartości, doskonalenia warsztatu ekonomicznego – słowem ciężkiej pracy. Lepiej wyjść, pokrzyczeć, rzucić parę oskarżeń i mieć nadzieję, że w tym wszystkim ludzie się nie połapią. Tragedia smoleńska to paliwo na lata, które doskonale przykryje braki w programie. Nieważne, że światem targają klęski, a Europą kryzysy. Nieważne, że w Polsce odczuwamy silne spowolnienie. Wszak, gdyby przypadkiem PiS doszedłby do władzy, to podjąłby temat do rozliczeń, i tyle. To zawsze znakomicie przykrywa indolencję i brak kompetencji. Resztę załatwiłaby IV Rzeczpospolita. Komu by się nie podobało, to mógłby odpocząć na więziennej pryczy na koszt prawego i sprawiedliwego państwa.
Sobotni marsz w Warszawie pokazał Kaczyńskiego, jakiego wszyscy się boimy – awanturniczego, podejrzliwego, wolącego antyrządowe krucjaty od ciężkiej pracy, ale przede wszystkim niebezpiecznego. Sam Kaczyński czuje się w tej skórze bardzo dobrze, nawet jeśli musi się upokorzyć przed mocą Ojca Dyrektora, nawet jeśli staje się tylko jedynie aktorem w teatrze Tadeusza Rydzyka.
Mimo wszystko, nie lekceważyłbym mrocznych sił, które drzemią w prezesie PiS i jego umiejętności zniekształcania rzeczywistości. Już raz udało mu się wmówić Polakom, że wystarczy ludzi przycisnąć, postraszyć służbami i podsłuchami, by było lepiej. Wyszło co wyszło, wciąż o tym pamiętamy. Tak mrocznych sił, jakie wyzwolił Kaczyński, Polska nie widziała od wielu lat. Na nienawiści i braku zaufania – dobrobytu i bezpieczeństwa się nie zbuduje, ale władzę można spróbować wyrwać, mamiąc jednych populistycznymi obietnicami, a drugich strasząc potencjalnymi groźbami. Dlatego nie powinniśmy spokoje przechodzić obok takich wydarzeń, jak te marsze z soboty. Niejeden już bowiem kraj w swojej historii z drogi demokracji popadł na długo w otchłań brutalnych waśni, podsycanych rewanżyzmem.
Tłum ludzi skandujących groźby i domagających się kary za wyimaginowane krzywdy, to żywioł prezesa. Nie ma już więc co pochylać się nad programem gospodarczym PiS-u – to pułapka, na którą daliśmy się znowu nabrać. Kryzys, inflacja, dług publiczny to słowa dla Kaczyńskiego nic nieznaczące. Dla wyznawców religii smoleńskiej bowiem przyziemna rzeczywistość polskiej rodziny to wręcz przeszkoda, gdyż odwraca uwagę od istoty rzeczy, czyli ścigania układu, zamachowców, spisku, zdrajców, czy czego tam jeszcze.
Ostatnio na szczęście z trudem budowana wiarygodność PiS rozbiła się o nonsensowne hasła niemiecko-rosyjskiego kondominium, eksterminacji narodu, wyzwolenia spod dyktatury i inne, które wprawiły nas w osłupienie i konsternację. Zapewne PiS spróbuje obecnie wrażenie z cmentarnych protestów, czy nawet z marszu trzech budzików nieco przykryć jakimiś powierzchownymi ruchami, ale nie oszukujmy się. Udawanie ekspertów to dla PiS-u zwykła, źle spasowana i przez to niewygodna maska. Nie dajmy się więc ponownie nabrać, jak już wiele razy, przebierańcom.
Adam Szejnfeld
Studio Opinii
________________________
Adam Szejnfeld - prawnik, polityk PO, poseł na Sejm III, IV, V, VI i VII kadencji, w latach 2007–2009 wiceminister gospodarki.W latach 80. był działaczem społecznym i związkowym – członkiem legalnej i podziemnej "Solidarności". W czasie stanu wojennego został internowany w więzieniach we Wronkach i w Gębarzewie. Później był współorganizatorem Komitetów Obywatelskich.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy