Józefa Jarosz (1947-2012) |
Msza żałobna dla społeczności w Melbourne odbędzie się 20 września o godz. 19.15 w kościele Św. Ignacego w Richmond. Pogrzeb odbędzie sie 29 września w Polsce w rodzinnym Raniżowie na Podkarpaciu.
ŚP JÓZEFA JAROSZ
Matka Ani, Andrzeja i Jasia, babcia dwuletniego Maksia, polonistka, nauczycielka, wychowawczyni, organizatorka kolonii letnich dla dzieci i młodzieży, redaktor naczelna Tygodnika Polskiego, redaktor stałych programów radiowych, opiekunka społeczna, darczyńca wielu instytucji charytatywnych, funkcyjny członek wielu polonijnych organizacji, niestrudzona w bezinteresownej służbie dla polskiej społeczności w Australii, przyjaciel wielu ludzi i kochana przez wielu wybrała się w maju bieżącego roku na „pielgrzymkę życia”.
Zaczęła od Polski, w jej oczach zawsze najpiękniejszej ze wszystkich krajów świata, o której w jej obecności nie można było mówić źle. Musiała oczywiście zacząć od Zakopanego, gdzie po studiach w Krakowie podjęła pierwszą pedagogiczną pracę, gdzie też założyła rodzinę i zdobywała szlify wysokogórskiej ratowniczki. Teraz znowu biegała po stokach ukochanych Tatrach i cieszyła się spotkaniami z wieloma podhalańskimi przyjaciółmi. W czerwcu wzięła udział w kajakowym spływie w systemie wodnym rzeki Obry od Międzyrzecza po Łagów, a w lipcu przeszła na nogach paręset kilometrów pielgrzymim szlakiem „Santiago de Compostela” modlitwą i każdym dniem pielgrzymich trudów otulając jedno ze swoich lub zaprzyjaźnionych dzieci. W rodzinnym Raniżowie na Podkarpaciu spędziła kilkanaście spokojnych dni u boku swej siostry, Eli. Odwiedzała polskie kościoły, zamki, muzea, miasta, wsie i oczywiście całą masę ludzi, a końcowym, wymarzonym etapem jej „pielgrzymki życia” miała być Ziemia Święta, do której polscy pielgrzymi z Perth i Melbourne, prowadzeni przez Ojca Tomasza Bujakowskiego, wchodzili trasą Wybranego Narodu, z Egiptu przez pustynię i górę Synaj do Jeryho. W programie pierwszych dni przewidziano wycieczkę statkiem po rzece Nil. W niedzielę 9 września po obiedzie zdecydowała się wykąpać w płytkim basenie na najwyższym pokładzie statku i z tego basenu już nie wyszła. Nie pomogła szybka akcja ratowników ani wysiłki obecnego na statku lekarza. Reanimacja okazała się bezskuteczną.
Śp. Józefa żyła pośród nas pięknie, ofiarnie i mimo wielu cierpień, trudności i zawodów życiowych, niezwykle pogodnie i radośnie. Mimo uderzającej skromności i nie narzucania się nikomu, była jedną z najbardziej popularnych Polek w Australii.
Jej śmierć wstrząsnęła całą australijską Polonią i wieloma jej przyjaciółmi w różnych częściach świat, bo choć drobnej postury serce miała giganta. Potrafiła w nim pomieścić niespotykaną ilość dzieci, organizacji społecznych, dzieł, wydarzeń, programów, a przede wszystkim zwyczajnych, co dzień spotykanych ludzi. W nich to i w otaczającym nas świecie potrafiła każdego dnia zauważać unikalne piękno, bo sama była osobą wewnętrznie niezwykle piękną i taką pozostanie w naszej wdzięcznej pamięci. Wierzymy, że znajdzie pełnię radości, miłości i pokoju w ramionach Miłosiernego Ojca. Była dla nas wszystkich Jego nieocenionym darem.
Ks. Wiesław Słowik SJ
Uroczystości pogrzebowe
Dzieci śp. Józefy Jarosz podjęły niełatwą decyzję, aby ciało ich mamy zostało oddane polskiej ziemi w rodzinnym Raniżowie, o czym zresztą zawsze marzyła.
We czwartek, 20 września w kościele św. Ignacego w Richmond o godzinie 18.30 rozpocznie się Różaniec za śp. Józefę, a o 19.15 Msza święta żałobna, podczas której polska społeczność z Melbourne pożegna Ziutę.
Tydzień później, w sobotę, 29 września odbędą się ceremonie pogrzebowe w katolickiej parafii pod wezwaniem Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, założonej w Raniżowie na Podkarpaciu ponad 600 lat temu.
Wspaniała osobowość Polonii w Melbourne i wspaniała kobieta. Najszybciej odchodzą ludzie których nie chcemy zapomnieć
OdpowiedzUsuńZ.L z Bydgoszczy
To co Spotkalo Jozefe Jarosz , to nie przypadek. Czychanie na ludzkie spadki w dzielnicy Elsternwick oraz nieuczciwe prowadzenie Stowarzyszenia Polskiego wraz Prezesem oto moje doswiadczenia z Jozefa Jarosz. Tadek Ludwikowski
OdpowiedzUsuńJakież to polskie... polskie piekiełko.
OdpowiedzUsuńDe mortuis aut bene, aut nihil (Plutarch)
Jak to dobrze, że ostatecznym sędzią będzie Bóg Miłosierny, a nie pan Ludwikowski.
Towarzysz z tatrzańskich szlaków
Sedzia milosierny,ale tez i sprawiedliwy,ktory za dobre wynagradza,a za zle karze!!!
UsuńDopiero teraz dotarlam do tej tragicznej informacji :( Znalam Ziutke z Melbourne gdy mieszkalam tam w latach 2004-2010.... Bylam opiekunem na jednym z obozow organizowanym przez Ziutke..... pozniej udzielalam sie w Tygodniku Polskim charytatywnie zainspirowana dzialalnoscia Ziutki. Nasz kontakt sie urwal w 2010 roku kiedy wrocilam do Polski.... Jest to dla mnie bardzo bolesna i tragiczna wiadomosc :( Taki dobry czlowiek, taki oddany polskiemu spoleczenstwu w Melbourne, wspaniala kobieta, pelna ciepla i dobrego slowa.... to prawdziwa tragedia. Spoczywaj w spokoju Ziutko! Bedzie mi cie brakowalo :( Jaka szkoda ze juz nigdy nie spotkamy sie na polskim festiwalu w Melbourne.....
OdpowiedzUsuńBardzo pogodna, życzliwa, przyjezdna kobieta ... RIP
OdpowiedzUsuńByla podlym czlowiekiem to Bog milosierny ukraal ZIUTE.
Usuń