polish internet magazine in australia

Sponsors

NEWS: POLSKA: Polska może stanąć przed poważnym wyzwaniem, jeśli chodzi o dostawy energii elektrycznej już w 2026 roku. Jak podała "Rzeczpospolita", Polska może zmagać się z deficytem na poziomie prawie 9,5 GW w stabilnych źródłach energii. "Rzeczpospolita" zwróciła uwagę, że rząd musi przestać rozważać różne scenariusze i przejść do konkretnych działań, które zapewnią Polsce stabilne dostawy energii. Jeśli tego nie zrobi, może być zmuszony do wprowadzenia reglamentacji prądu z powodu tzw. luki mocowej. * * * AUSTRALIA: Wybuch upałów w Australii może doprowadzić do niebezpiecznych warunków w ciągu najbliższych 48 godzin, z potencjalnie najwcześniejszymi 40-stopniowymi letnimi dniami w Adelajdzie i Melbourne od prawie dwóch dekad. W niedzielę w Adelajdzie może osiągnąć 40 stopni Celsjusza, co byłoby o 13 stopni powyżej średniej. Podczas gdy w niektórych częściach Wiktorii w poniedziałek może przekroczyć 45 stopni Celsjusza. * * * SWIAT: Rosja wybierze cele na Ukrainie, które mogą obejmować ośrodki decyzyjne w Kijowie. Jest to odpowiedź na ukraińskie ataki dalekiego zasięgu na terytorium Rosji przy użyciu zachodniej broni - powiedział w czwartek prezydent Władimir Putin. Jak dodał, w Rosji rozpoczęła się seryjna produkcja nowego pocisku średniego zasięgu - Oresznik. - W przypadku masowego użycia tych rakiet, ich siła będzie porównywalna z użyciem broni nuklearnej - dodał.
POLONIA INFO: Spotkanie poetycko-muzyczne z Ludwiką Amber: Kołysanka dla Jezusa - Sala JP2 w Marayong, 1.12, godz. 12:30

środa, 16 maja 2012

Marian Brzeziński zwycięzcą Konkursu "Moja Emigracja"



Jury Konkursu MOJA EMIGRACJA, w składzie:
Andrzej Siedlecki, Anna Habryn, Ernestyna Skurjat-Kozek, Krzysztof Bajkowski, Marianna Łacek pragnie poinformować o rozstrzygnięciu konkursu. Do finału  dopuszczonych zostalo 21 prac.
Decyzją jurorów, najwięcej punktów (92 na 105 możliwych), a zarazem Pierwszą Nagrodę otrzymała praca Nowy Świat”, autorstwa Pana Mariana Brzezińskiego.
Autor będzie miał przywilej wydania własnej książki, w dowolnym czasie, na koszt organizatora.
Dwa Wyróżnienia otrzymali: Pani Marika Biber (87 pkt.) za pracę "My Migration"  oraz Pan Krzysztof Deja ( również 87 pkt.) za pracę Emigrancka Wola”.  

Serdecznie gratulujemy wszystkim: Zwycięzcom i Finalistom!

Oto pełna lista finalistów wg klejności zajętych miejsc w konkursie:
1.        Marian Brzeziński - Nowy Świat
2.        Marika Biber - My Migration
3.      Krzysztof Deja - Emigrancka Wola
        4.      Maryla Rose - Powrót do siebie. dziennik poetycki
        5.      Anna Nassif _Kiedy słowo
        6.      Aleksander Pęczalski - Emigrancka dychotomia
        7.      Bronisław Kołtun - Grom z nieba67
        8.      Jerzy Krysiak - Konsultant od trzech pomarańczy
        9.      Lech Milewski -Ostatni brzeg. Lotem dalej
       10.     Sylwia Surudo Sanders - W drodze na Red Rock
       11.     Henryk Jurewicz – Franek
       12.     Paweł Waryszak - My Migration
       13.     Leszek Pach - Austriacki cud54
       14.     Jerzy Moskała - Wyprawa w nieznane
       15.     Teresa Emilia Zientalska - Pod 13-tką
       16.     Ewa Nadolska – Rozmowa42
       17.     Kamilla Springer _Moja emigracja
       18.     Agnieszka Stewart - Do góry nogami
       19.     Aldona Kmieć - Profession: specialist migrant
        20.    Teresa Dziopa-Mastey -Emigracja i przyjaciele
        21.    Olga Wachowicz - Moj kochany Aniołeczku

Prace wszystkich Finalistów będą opublikowane w książce ”Moja Emigracja”, która ukaże się w czerwcu 2012 r.

Wkrótce przedstawimy w BP nagrodzone i wyróżnione prace. Dziś fragment z pracy " Nowy Świat" autorstwa Mariana Brzezińskiego, który zdobył pierwsze miejsce w Konkursie.
Konkurs zorganizowała platforma internetowa Favoryta. Bumerang Polski byl patronem medialnym Konkursu.  


Okłdka książki, w której znajdą
się prace finalistów  Konkursu.

NOWY ŚWIAT

 Marian Brzeziński
(...)
Patrząc przez okno pociągu, krajobraz zrobił wrażenie przygnębiające. Wydawał się prymitywny, dziki i obcy, ale z drugiej strony wolny i oddalony od niepewnego i wręcz wrogiego środowiska, jakim była wtedy Europa. Będąc młodym (19 lat), postanowiłem „wziąć byka za rogi”. Dokładnie nie wiem co myśleli rodzice. Przypominam sobie jednak, jak mi kiedyś ojciec powiedział: „Marian, tutaj musimy żyć, ale nie zapomnij, że Europa jest kolebką cywilizacji”…
Pomimo, że jednym z przedmiotów maturalnych był język angielski, szkolna jego znajomość otrzymana przy tłumaczeniu autora Hamleta, nie była wielką pomocą by się porozumieć z Australijczykami w ich charakterystycznym „slangu”. Ojciec i matka prawie zupełnie nie mieli styczności z językiem angielskim. Można sobie wyobrazić, jakie trudności to powodowało w znalezieniu odpowiedniej pracy. Przecież ojciec piastował stosunkowo wysokie stanowisko w swoim zawodzie w powojennych Niemczech jako Kurator IV. Okręgu Szkolnictwa Polskiego na Nord-Rhine Wesphalię. Tutaj czekała na niego tylko... praca fizyczna.
Mając duży wpływ na decyzję przyjazdu do tego kraju, musiałem walczyć z wyrzutami sumienia, że rodziców tu sprowadziłem. Z pewnością mieliby łatwiejsze życie w innych krajach do których mieli propozycje wyjazdu. (USA, Kanada, Anglia)
Obóz w Northam mieścił się w buszu na przedmieściu w pożołnierskich barakach z falowanej blachy. Nie było izolacji ścian, więc było zimno w zimę i gorąco w lecie. Duże hale były przedzielone kocami stanowiąc „pokoje”. Każde słowo i inne odgłosy wydane przez sąsiadów można było usłyszeć. Toaletę przestrzegaliśmy w wspólnych umywalniach. Posiłki spożywaliśmy w wspólnych jadalniach w określonych godzinach.
Statut nasz zmieniał się z biegiem czasu. Najpierw nazywano nas „Aliens” potem „Foreigners” i „Migrants”, następnie „New Commers”, „New Australians” i wreszcie „Ethnics”. Nie wiem czym ale wiem kim teraz jesteśmy.
Każdy otrzymał po kilka szylingów tygodniowo, które można było wydać w obozowej kantynie, przeważnie na lody i kino.
Tu również znajdowało się biuro pracy, przydzielające ludzi do robót w różnych miejscowościach. Australia przyjęła emigrantów na tak zwany dwu letni kontrakt, który następnie został zamieniony na pobyt stały. W tej sytuacji należało przyjąć każdą pracę, którą władze przyznały. Rozpoczyna się okres ciężkiej pracy fizycznej zapewniający jednak środki do życia. Każdy łapał się pracy by sobie ułożyć normalne życie, z dala od obozowego koczowania.
Po miesiącu pierwszy mam zaszczyt otrzymania przydziału do pracy, do Electweld Steel Co. w Kellerberrin. Myślałem że jadę do pracy w fabryce, która wyrabia jakieś lekkie przedmioty ze stali w postaci widelców i noży, lub nawet żyletek.
W następnym dniu o godzinie 10.00 stawiłem się koło biura pracy na punkcie zbiorczym z małą walizeczką, skąd mini autobus wiózł nieszczęśników na stację kolejową. Okazało się że dzieliłem los z jeszcze jednym młodzieńcem włoskiego pochodzenia, który jechał do tej samej fabryki. Wsiedliśmy do tego samego przedziału, ale nie doszło do żywiołowej konwersacji, ponieważ on posiadał inne znajomości językowe od moich, a w angielskim obaj szwankowaliśmy.
Wąskotorowy pociąg o napędzie parowym, pokonał te prawie 100 kilometrów, pnąc się przez pasmo gór „Darling Range” w rekordowym czasie dwóch i pół godzin. Na stacji czekał na nas Manager owego zakładu. Po krótkim przywitaniu, zmierzył nas wzrokiem od góry do dołu i bez słowa zapakował do swego „utility” i przewiózł do miasta gdzie zamieszkaliśmy w tak zwanym „Boarding House”. Powiedział, że jutro rano za piętnaście ósma przyjedzie by nas zabrać do pracy.
Przyjęła nas tu dość korpulentna właścicielka, wyznaczyła stosunkowo małe ale wygodne pokoje z łóżkiem i szafką i oznajmiła, że będziemy za to płacić jedną gwineę (£1.1.0) na tydzień. Kiwnęliśmy głowami, poszliśmy do swoich pokoi, ja przynajmniej wyciągnąłem się na łóżku by wypocząć po uciążliwej podróży.
Nazajutrz o umówionym czasie zabrał nas Manager do zakładu, który był  oddalony od miasta o sześć kilometrów na wschód, blisko głównej drogi i toru kolejowego. Ubrałem się w białą koszulę i w wojskowe spodnie przefarbowane na kolor granatowy. Trudno sobie wyobrazić nasze zdziwienie jak zobaczyliśmy miejsce zatrudnienia. Na płaskim terenie bez żadnego krzaka ani drzewa, był rozmieszczony warsztat gdzie wyrabiano rury wodociągowe o przekroju 80-ciu centymetrów, (tak centymetrów), przeważnie  pod gołym niebem, tylko gdzie niegdzie był daszek z falowanej blachy bez ścian, przy temperaturze (jest koniec listopada) przekraczającej czterdzieści stopni Celsjusza. Gorący pustynny, wschodni wiatr wysusza nam usta i oczy.
Praca polegała na wygięciu arkuszy blachy o grubości sześciu milimetrów i długości pięciu metrów za pomocą hydraulicznych pras w kształt rury. Następnie trzeba było je spajać, potem wyłożyć wewnątrz warstwą specjalnego cementu. Wszystkie te czynności pracy „taśmowej” były wykonywane za pomocą muskułów. W tych warunkach trzeba było wytrzymać pięć i pół dnia w tygodniu, pracując osiem godzin dziennie za wynagrodzenie siedmiu funtów, sześciu szylingów i siedmiu pensów (₤7.6 7). Z tego odtrącano mi osiem szylingów i sześć pensów podatku (₤0.8.6). Mając dziewiętnaście i pół roku, jest to moja pierwsza praca fizyczna w życiu.

(...)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy