polish internet magazine in australia

NEWS: POLSKA: Radosław Sikorski starł się w niedzielę z sekretarzem stanu USA Marco Rubio i i szefem Departamentu Wydajności Państwa Elonem Muskiem. Musk nazwał Sikorskiego "małym człowieczkiem", Rubio stwierdził, że gdyby nie pomoc USA dla Ukrainy, "Rosja byłaby na granicy z Polską". "Dyplomatyczna wymiana zdań" rozgrzała polską scenę polityczną. * * * AUSTRALIA: Rosja wystosowała ostre ostrzeżenie pod adresem władz Australii przed "poważnymi konsekwencjami", ponieważ premier Anthony Albanese rozważa wysłanie "wojsk pokojowych" na Ukrainę. Rosyjska ambasada w Canberze ostrzegła, że taki plan jest "nie do przyjęcia" i że premier powinien "uniknąć kłopotów", odrzucając ten pomysł. W niedzielę Albanese potwierdził, że odbył nowe rozmowy z brytyjskim premierem na temat przyłączenia się Australii do sił pokojowych w przypadku zawieszenia broni w wojnie na Ukrainie. * * * SWIAT: Biały Dom potwierdził, że wstrzymał pomoc wojskową dla Ukrainy. Przedstawiciel Białego Domu stwierdził w oświadczeniu dla mediów, że prezydent DonaldTrump podjął decyzję "by upewnić się, że przyczynia się ona do rozwiązania" konfliktu. Wstrzymanie dotyczy wszelkich form pomocy, w tym broni będącej już w drodze na Ukrainę, także w Polsce. * Rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow oznajmił w czwartek, że Rosja "całkowicie zgadza się" ze stanowiskiem USA wobec Ukrainy. Powtórzył też, że nie zaakceptuje rozmieszczenia europejskich wojsk na Ukrainie w ramach porozumienia pokojowego. Pieskow powiedział, że byłoby to dla Moskwy nie do zaakceptowania, ponieważ strona rosyjska nie zgodzi się na obecność wojsk NATO na terytorium Ukrainy.
POLONIA INFO:

poniedziałek, 5 marca 2012

Australia - dla kogoś, kto się nie boi wielkich zmian

Dariusz Moksik w parku w Emerald. Fot. Wacław Turek
Mogę tylko jedno powiedzieć, że jeżeli ktoś młody nie boi się wielkich zmian, to Australia czeka na niego -  powiedział w rozmowie z portalem górniczym nettg.pl Dariusz Moksik, rybniczanin pracujący w kopalni węgla kamiennego w australijskim Emerald (Qld).

- Od niespełna trzech miesięcy fedrujesz węgiel w australijskiej kopalni. Marzyłeś o tym, żeby być górnikiem i to na Antypodach.
- Bycie górnikiem chyba nie było moim największym marzeniem. Gdy skończyłem szkołę zawodową, to zawsze powtarzałem, że na dół zdążę pójść. Czasy się jednak zmieniły i moje nastawienie też. Pracowałem w różnych firmach górniczych: PRG Rybnik, EMES Katowice, PBESZ Bytom. Później dostałem się - jak to wśród górników mówi - pod kopalnię i pracowałem w Zakład Górniczy Piekary, czyli w "Julce" w Piekarach Śląskich. Potem przeniosłem się do Rybnika, do kopalni Chwałowice. Po drodze zdążyłem jeszcze skończyć Technikum Górnicze w Bytomiu-Szombierkach.
- Skąd się dowiedziałeś o możliwości wyjazdu do pracy w Australii?
- Pewne informacje wyszukałem w internecie, a resztę dopowiedział mój profesor w technikum. Na lekcji poinformował uczniów, że można wyjechać do pracy do Australii. Ja powiedziałem, że wyjadę. Tym stwierdzeniem wywołałem zdziwienie i śmiech kolegów z klasy, bo pracowałem wtedy - jak to się mówi - na państwowym etacie. Nie zraziło mnie to, złożyłem aplikację i czekałem.

- A co cię skłoniło do wyjazdu?
- Przede wszystkim system pracy i wysokość płac w australijskich kopalniach.
- Długo trwało załatwianie formalności?
- Oj, troszkę wszystko to trwało. Po rozmowach na spotkaniu z Australijczykami w Gliwicach, złożyłem aplikację i czekałem. Jednak nie bezczynnie, bo zdążyłem wyjechać do pracy w kopalni w Anglii. Z Wysp latałem do Polski załatwiać wszystkie sprawy związane z wizą, badaniami itp.
- Miałeś jakieś obawy przed wyjazdem na Antypody?
- Obawiałem się chyba tylko jednego, że nie poradzę sobie z językiem angielskim. Słyszałem bowiem, że Australijczycy nie dość, że mówią slangiem, to jeszcze bardzo szybko. I tak jest faktycznie, ale jakoś sobie radzę.
- Jak wyglądała twoja droga od wylądowania w Australii do pierwszej dniówki?
- Przyleciałem na miejsce do Mackay w stanie Queensland po koniec ubiegłego roku. Na lotnisku czekała przedstawicielka firmy Mastermyne. Zawiozła mnie i kolegów do domu. Po paru dniach, po zaaklimatyzowaniu się w mieście, rozpocząłem szkolenie w specjalnym ośrodku dla górników. Po jego zakończeniu zamieszkałem bliżej kopalni i po następnym szkoleniu, już w Emerald, wreszcie zjechaliśmy na dół...
- Jak wspominasz pierwszą szychtę w australijskiej kopalni?
- To był spacer ze sztygarem po rejonie. Najbardziej dziwi mnie to, że muszę robić wszystkie uprawnienia na nowo. Jest to strasznie dużo papierkowej roboty. A bez tych uprawnień na żadnej maszynie nie można tu pracować. Przyjęty zostałem dobrze. Obecnie robię uprawnienia umożliwiające mi obsługę wiertnicy na kombajnie w przodku i drugie - na wiertnicę typu "gopher". System pracy jest podobny jak w Anglii, czyli nie ma obudowy na przekopach czy w chodnikach przodkowych, tylko są stosowane systemy kotwiowe - siatka i kotwy.
- Jak wygląda organizacja pracy?
- Pracuję w systemie zmianowym - 5 dni pracy 5 dni wolnego lub 4 dni pracy 4 dni wolnego. Wychodzi na to, że pracuję połowę miesiąca, a drugą połowę mam wolne.
- A zarobki?
- Wiem, ile kto zarabia w mojej brygadzie. Płace nie mają wiele wspólnego ze stażem pracy. Ja doświadczenie pod ziemią mam więcej, niż cała moja brygada do kupy wzięta.
- Zamierzasz ściągnąć rodzinę do siebie?
- Za krótko tu jestem, żeby odpowiedzieć na to pytanie. Z punktu formalnego po trzech miesiącach pracy tu na Antypodach można sobie rodziny ściągać.
- A co cię najbardziej zaskoczyło w Australii?
- Po pierwsze - nie wyobrażałem sobie, że może być tak bardzo gorąco, jak jest tu. A po drugie, że może być tak drogo i to w porównaniu do Polski, a tym bardziej do Anglii.
- Co radziłbyś każdemu młodemu górnikowi, który chciałby pójść w twoje ślady i wyjechać do pracy do Australii?
- Dobrymi radami jest piekło wybrukowane i dlatego ja nikomu nic radzę. Mogę tylko jedno powiedzieć, że jeżeli ktoś młody nie boi się wielkich zmian, to ten ogromny kraj czeka na niego...
- A ile masz lat?
- 37.

rozmawiał:  Krystian Krawczyk
nettg.pl - Portal Górniczy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy