Fot.K.Bajkowski |
Kryzys ekonomiczny, który trwa od roku 2008, próbuje się opisać za pomocą pojęć i narzędzi z XX wieku. Specjaliści chętnie się powołują na Keynesa, na Misesa, czy na innych teoretyków ekonomii. Próbują znaleźć analogie do Wielkiego Kryzysu lat 20. i 30. XX wieku. A świat jest zupełnie inny, system finansowy, bankowy, księgowość… praktycznie nie ma żadnych analogii z doświadczeniami ubiegłego wieku, łącznie z tym, że pieniądz jako wartość stał się pochodną kreacji przez rozbudowane narzędzia finansowe. Dlatego klasyczne recepty na wyjście z kryzysu dają tak słabe rezultaty, z reguły nieprzewidywalne.
Podobnie jest w innych dziedzinach życia społecznego, także w polityce. Pojęcia lewica, prawica straciły sens, liberalizm, konserwatyzm, socjalizm… to wszystko są już hasła encyklopedyczne. Nawet pojęcie tak zwanej Trzeciej Drogi, pomysł kreowany przez Tony’ego Blaira i Gerharda Schroedera (pod patronatem Billa Clintona), które zrobiło furorę w połowie lat 90. ubiegłego wieku jest już historią. Ba, historią się stało, kiedy okazało się, że za główne narzędzie ekonomiczne brytyjski premier uznał… liberalizm. Tracą na znaczeniu także pojęcia silnie powiązane z państwem, takie jak wzbudzająca aktualnie w Polsce silne emocje suwerenność.
W jakim stanie politycznym i ekonomicznym jest Unia Europejska, szerzej, cała Europa, wszyscy widzą. Dziś, w wyniku kryzysu ekonomicznego, kryzysu wspólnej waluty, euro, ale również kryzysu instytucjonalnego UE, stoimy my, obywatele Europy, przed ważnym wyborem. Ten wybór polega na tym, że albo pozwolimy na rozpad strefy euro, co automatycznie skaże Unię na rozpad, albo pójdziemy w stronę ściślejszej integracji, godząc się na dalsze oddanie prerogatyw państwa narodowego w sferę zarządczą instytucji europejskich. To będzie oznaczać, a jakże, dalsze ograniczenie naszej suwerenności. Ale jak to określił przytomnie Leszek Miller, polityk który nas do Unii Europejskiej wprowadził, zrzekając się części suwerenności własnej, otrzymujemy suwerenność innych państw układu, które dobrowolnie nam ją cedują.
Bez zrozumienia tego mechanizmu nie może dojść do rozwiązania problemów, przed jakimi stoimy. Jedyną drogą dla całej Europy – także państw, których dziś w UE nie ma – jest dalsza, głębsza integracja. Rozwiązania prawne, ekonomiczne, przekształcenia instytucji UE są dopiero pochodną podejścia do kwestii integracji. Rozumieją to już przywódcy Francji i Niemiec, prezydent Nicolas Sarkozy i kanclerz Angela Merkel, którzy składając propozycję nowego traktatu unijnego wyraźnie zaznaczyli – jeżeli nie zostanie on zaakceptowany przez wszystkie 27 krajów UE, to wprowadzi go 17. krajów strefy euro. A jak zajdzie taka konieczność – to będzie to porozumienie dobrowolne. O ile euro zostanie obronione.
Polsce powinno zależeć na tym, aby być w centrum nowego układu, jaki się tworzy na naszych oczach, czyli takiego, gdzie silne politycznie i ekonomicznie państwa tworzą tak zwane twarde jądro, i te pozostałe, pozostające na orbitach unijnych. Dziś, dzięki aktywnej polskiej prezydencji, a także dzięki silnemu głosowi ministra Radosława Sikorskiego, jesteśmy liczącym się partnerem dyskusji. Polska zajęła pozycję opuszczoną w wyniku kryzysu przez Włochy, Hiszpanię i zawsze kontestującą rozwiązania wspólnotowe Wielką Brytanię.
To jest niepowtarzalna sytuacja, być może ważniejsza dla naszej przyszłości niż wejście do Unii Europejskiej w roku 2005. Tak, jest to koniec tej UE, do której weszliśmy, ale początek czegoś nowego. Wyraźnie trzeba powiedzieć, że rozpad Unii Europejskiej skaże całą Europę na rolę peryferii Świata. Dziś nie możemy liczyć na pomoc transatlantycką Stanów Zjednoczonych, ale raczej na konkurencję Chin, Indii, być może także Ameryki Południowej. Dlatego Europa potrzebuje nowego traktatu, w którym dobrowolnie zrzekniemy się części suwerenności, na rzecz silnej podmiotowości w strukturze Unii.
Oczywiście istnieją również scenariusze rozpadu – pierwszy jest taki, że cześć państw dobrowolnie wychodzi ze strefy euro, a reszta zacieśnia relacje i karawana unijna jedzie dalej. Drugi zakłada, że strefa euro i co za tym idzie, cała Unia Europejska, poszczególne kraje wracają do walut narodowych. Oznacza to nie tylko powrót do sytuacji z połowy ubiegłego wieku, ale również wieloletnią recesję. Polska w tej sytuacji i tak nie stałaby na pozycji całkowicie przegranej, mając za sąsiadów Niemcy i Rosję, o ile oczywiście potrafiłaby prowadzić rozsądną, pragmatyczną politykę międzynarodową.
Najgorszym rozwiązaniem dla naszego kraju poza rozpadem Unii byłoby to, aby polityka wewnętrzna i zagraniczna trafiła w ręce populistów, którzy by odgrzali resentymenty antyniemieckie i antyrosyjskie. Polityka balansowania pomiędzy Moskwą i Berlinem, która by przybrała formę polityki dwóch wrogów, byłaby czymś najgorszym, co mogłoby się przydarzyć. Jej przeciwieństwem powinna być oś polityczna, rozpięta pomiędzy stolicami Rosji i Niemiec, przebiegająca przez Warszawę.
Pojęcie suwerenności w kategoriach własnej tożsamości narodowej, kulturowej, społecznej ma ogromne znaczenie, pod warunkiem, że nie prowadzi do zamknięcia państwa. Polska przez sześć lat naszego uczestnictwa w Unii Europejskiej nie tylko dostosowała prawo i gospodarkę do potrzeb wspólnoty, ale również dalece zmieniła swoje postrzeganie zasad i ograniczeń swojej swobody. Dziś jesteśmy partnerem silnych, mamy szansę być partnerem silnym politycznie – tym, który wskazuje cele i wiedzie Europę. Nie możemy zmarnować tej szansy.
Azrael Kubacki
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy