Od momentu, kiedy państwa Zachodu postanowiły uporządkować na nowo relacje z Północną Afryką, czyli także dostęp do źródeł surowców, los Muammara Kaddafiego był przesądzony. Od dnia, kiedy NATO i Amerykanie postanowili przetestować nowy system rozpoznania i dowodzenia w powietrzu średniego szczebla – los przywódcy Libii był przypieczętowany. Od kiedy „wypróbowani” przyjaciele, Nicolas Sarkozy i Silvio Berlusconi odwrócili się od niego – wiadomo było, że śmierć jego jest nieunikniona. A los satrapów we własnej ojczyźnie często jest podobny, że przywołam tylko Saddama Husseina i Nicolae Ceausescu.
Tak, po operetkowym, ale równocześnie krwawym Kaddafim nikt nie płacze. Ani jego naród, ani dawni i nowi sprzymierzeńcy. Warto jedna pamiętać, że przywódca Libijskiej Arabskiej Dżamahirji był swego czasu przyjacielem Związku Radzieckiego i państw (także arabskich) z nim powiązanych. Potem stał się wrogiem Zachodu, pierwszym terrorystą świata. Kiedy jednak okazało się, że istnieje inny terroryzm, Al Kaida, Kaddafi stał się znów przyjacielem. Tym bardziej, że zasobnym w ropę. Pułkownik przez ponad 40 lat swoich rządów kłócił się i godził ze wszystkimi na około, aspirował do przywództwa arabskiego, był ścigany amerykańskimi bombami, a następnie witany z honorami. Wewnątrz kraju rządził żelazną ręką, trzymającą wieloplemienne państwo w całości, pieniędzmi i przywilejami z ropy, a korupcja była ograniczona do jego klanu. To on i jego rodzina byli władzą, beneficjentami i instytucjami państwa.
Tylko naiwni mogą sądzić, że Kaddafiego obalił lud libijski. Dokonali tego jego byli współpracownicy, którzy w odpowiednim momencie poczuli wiatr wiosennej rewolucji tunezyjskiej i idący za nią płomień w Egipcie, Syrii, Jemenie. Tunezja przeprowadza pierwsze wolne wybory, które będą miernikiem tego, czy standardy demokratyczne, te zachodnie, zostaną zaszczepione w pierwszym kraju arabskim. Czy rząd zostanie powołany, czy będzie realna opozycja, czy będą wolne media i czy za jakiś czas znów jakiś major lub pułkownik nie postanowi przerwać chaosu i korupcji. Ale Tunezja to państwo dość jednolite, do tego mające doświadczenia i wsparcie Francji. Libia, państwo wielu plemion i klanów, zamieszkałe przez Arabów i Berberów, może nie przetrwać do wyborów, zapowiadanych przez władze tymczasowe za 8 miesięcy.
Zabójstwo Kaddafiego to klasyczna śmierć XXI wieku. Przed kamerą telefonu komórkowego, bez sądu, z wyjącym uzbrojonym tłumem. Bez sądu, bez osądzenia win. Mogłoby się okazać przecież, że nie uda się Kaddafiego zakneblować, a miałby on chyba dużo więcej do powiedzenia przed trybunałem, niż Saddam. Będą protesty, ale szybko o nich zapomnimy, a na twarzach zachodnich przywódców zagości błogi spokój. A miejsce Kaddafiego zajmie inny przywódca, o którym za kilka lat w zaciszu gabinetów Brukseli, Rzymu, Waszyngtonu będzie się spokojnie mówiło, że „może to i sukinsyn, ale nasz ”. Tylko na ulicach Benghazi i Trypolisu wszystko pozostanie po staremu.Azrael Kubacki
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy