Fajnie jest się wyrwać z rutyny codziennego życia. Człowiek ma tą tendencję do popadania w rutynę nawet jak pojedzie do dalekiego kraju. Duże firmy - dzisiaj to była Telstra, odpowiednik TP w Polsce - wydają grube pieniądze na różnego rodzaju spektakle reklamujące swoje produkty. Wydarzenia takie mają tendencję do przeradzajnia się w dobrą wspólną zabawę. Do tego płącą. W szoł(show), w którym wczoraj wziąłem udział stawką było $27 za godzinę.
Dużo łatwiej jest pójść na takie imprezy w tym kraju, bo zawsze słonecznie i ludzie zawsze chętni do rozmów. Wczoraj o 6 rano zebrało się około 2000 osób w parku niedaleko budynku sydneyskiej opery. Mieliśmy w stylu fali brazylijskiej ściągać z siebie kolejno warstwy koszulek w układzie 7 różnych kolorów. Z morza naszych T-shirtów układało się logo firmy a helikopter wysoko nad nami to wszystko filmował.
Niedługo będzie można to zabaczyć na youtube.com i w tv, a przedsmak tego wydarzenia tu:
Niedługo będzie można to zabaczyć na youtube.com i w tv, a przedsmak tego wydarzenia tu:
Można poruszać wszystkie tematy z Australijczykiem, który stoi obok. W kraju, w którym nie było wojny a gospodarka jest niesamowicie stabilna mieszkańcy znacznie łatwiej otwierają się na siebie. No i tak zeszło na temat bardzo dla mnie ciekawy. Dlaczego w kraju, który wygląda z zewnątrz na taki szczęśliwy występuje jednocześnie najwyższy wskaźnik rozwodów na świecie? Carli – która stała po mojej lewej - zakończyła związek małżeński z trójką dzieci na karku. Właściwie standardowe zjawisko: mąż wraca z pracy, siada przed telewizorem, pije piwo i ma w nosie wszystko. Tłumaczyłem jej jak to jest w Polsce. U nas to jest raczej postrzegane jako wielki grzech i ludzie wolą żyć w piekełku rodzinnym niż pozywać kogoś o rozwód. Przez piekło na ziemi do nieba po śmierci. Australijczycy na odwrót :D, bo w piekło nie wierzą.
Paweł Waryszak
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy