polish internet magazine in australia

Sponsors

NEWS: POLSKA: Polska może stanąć przed poważnym wyzwaniem, jeśli chodzi o dostawy energii elektrycznej już w 2026 roku. Jak podała "Rzeczpospolita", Polska może zmagać się z deficytem na poziomie prawie 9,5 GW w stabilnych źródłach energii. "Rzeczpospolita" zwróciła uwagę, że rząd musi przestać rozważać różne scenariusze i przejść do konkretnych działań, które zapewnią Polsce stabilne dostawy energii. Jeśli tego nie zrobi, może być zmuszony do wprowadzenia reglamentacji prądu z powodu tzw. luki mocowej. * * * AUSTRALIA: Wybuch upałów w Australii może doprowadzić do niebezpiecznych warunków w ciągu najbliższych 48 godzin, z potencjalnie najwcześniejszymi 40-stopniowymi letnimi dniami w Adelajdzie i Melbourne od prawie dwóch dekad. W niedzielę w Adelajdzie może osiągnąć 40 stopni Celsjusza, co byłoby o 13 stopni powyżej średniej. Podczas gdy w niektórych częściach Wiktorii w poniedziałek może przekroczyć 45 stopni Celsjusza. * * * SWIAT: Islamiści wkroczyli do Damaszku i ogłosili go "wolnym", dodając, że prezydent Baszar Asad uciekł ze stolicy. Były prezydent otrzymał azyl w Rosji i przybył do Moskwy wraz z rodziną - poinformowały w niedzielę rosyjskie agencje informacyjne RIA Novosti i TASS, powołując się na źródła kremlowskie. Szybkie zajęcie syryjskiej stolicy stanowi kulminację zakrojonej na szeroką skalę ofensywy przeprowadzonej przez Hayat Tahrir al-Sham (HTS). Dowodzone przez byłego dowódcę Al-Kaidy, wcześniej znanego jako Dżabhat an-Nusra, ugrupowanie rozpoczęło w zeszłym tygodniu niespodziewaną ofensywę z kontrolowanej przez opozycję prowincji Idlib w północnej Syrii. Wcześniej dżihadyści wyparli armię syryjską z miast Aleppo, Hama, Homs i Al-Kusajr na granicy z Libanem, zanim wkroczyli do Damaszku.* Rosyjski minister spraw zagranicznych, Siergiej Ławrow, w opublikowanym wywiadzie dla Tucker Carlsona, stwierdził, że kluczowym warunkiem zakończenia wojny na Ukrainie jest uznanie jej za "państwo nieblokowe". Ławrow przekonywał, że Rosja jest gotowa dołączyć do grupy krajów, które zapewnią Ukrainie zbiorowe gwarancje bezpieczeństwa.
POLONIA INFO: Spotkanie poetycko-muzyczne z Ludwiką Amber: Kołysanka dla Jezusa - Sala JP2 w Marayong, 1.12, godz. 12:30

sobota, 30 kwietnia 2011

W oczekiwaniu na beatyfikację - wywiad z prezydentem RP

Moja modlitwa będzie modlitwą dziękczynną za wolność, która jest wielkim darem dla mojego kraju i dla mnie. Ponadto będę się modlił o szansę na odbudowywanie wspólnoty albo przynajmniej o powstrzymanie procesu jej destrukcji - odpowiedział prezydent Bronisław Komorowski na pytanie Katolickiej Agencji Informacyjnej , o co będzie się modlił na niedzielnej uroczystości beatyfikacyjnej Jana Pawła II w Rzymie.

 Oto cały wywiad z prezydentem tuż przed odlotem do Rzymu.

KAI: Jakie oczekiwania wiąże Pan z beatyfikacją Jana Pawła II? Czy wpłynie ona na Polskę, na styl debaty o naszych sprawach, na jakość uprawiania polityki?

Bronisław Komorowski: Sugerowałbym zachowanie ostrożności i umiaru w formułowaniu zbyt daleko idących oczekiwań w innym obszarze niż życie religijne i duchowe. Skłania mnie do tego obserwacja dwóch tysięcy lat doświadczeń Kościoła i tysiąca lat państwa polskiego. Zawsze będzie toczył się spór o to, czy świat zmienia się odpowiednio szybko i zmierza w dobrą stronę. Osobiście więc wiążę z beatyfikacją nadzieję na ponowne przeżycie dokonań i nauki Jana Pawła II, nadzieję na pogłębienie zrozumienia słów polskiego papieża.

Doradza Pan wstrzemięźliwość jeśli chodzi o wpływ beatyfikacji na naszą rzeczywistość, ale przecież polskie społeczeństwo w ponad 90 procentach stanowią katolicy, a prezydent, premier i niemal wszyscy parlamentarzyści odwołują się do chrześcijańskiego świata wartości. Dlaczego właściwie oczekiwania na jakąś przemianę miałyby być nierealne? Czy coś jednak nie powinno z tego wydarzenia wynikać?

Miejmy nadzieję. Jednak sprowadzanie beatyfikacji do wydarzenia, które miałoby mieć wpływ na rozstrzygnięcia polityczne czy na debatę polityczną jest niepotrzebnym jego spłyceniem. Wszyscy mamy nadzieję, że pod wpływem tego pięknego doświadczenia ludzie będą choć odrobinę lepsi, trochę mądrzejsi. Trzeba w to wierzyć. Dla mnie – z punktu widzenia czysto ludzkiego, a nie politycznego – czymś poruszającym była obserwacja godności cierpienia i śmierci Jana Pawła II. To była wielka lekcja chrześcijaństwa. Czuję więc wewnętrzny opór, kiedy pyta mnie pan jak te przeżycia mają się do sfery politycznej.

Ale papież w 1987 r. podkreślał, jak bliskie jest mu dziedzictwo Solidarności i ludzie z nią związani, w wolnej Polsce przemawiał do świata polityki kierując do nich konkretne myśli...

Osobiście nauki papieża staram się lokować bardziej w kontekście spraw całej ludzkości. Poruszał On bowiem problemy i wyzwania całego współczesnego świata: relacji między człowiekiem a Bogiem, między ludźmi, relacji pomiędzy człowiekiem a Kościołem. W obliczu tych wielkich rozważań zawsze było miejsce na myślenie w kategoriach polskich, narodowych. Dla mnie myśl i działanie Jana Pawła II oznacza możność godzenia funkcjonowania w Kościele współczesnym i dobrego działania na rzecz własnej ojczyzny. W tym kontekście widzę też wielkie pytania o solidarność między ludźmi i Jego ojcowską dumę z polskiej Solidarności. Staram się zawsze pamiętać głębokie słowa Ojca Świętego na cmentarzu w Radzyminie o wdzięczności współczesnych w stosunku do pokoleń minionych, jego pokolenia. To wielka rzecz okazać wdzięczność Panu Historii, ale i konkretnym ludziom, powinniśmy się tego uczyć. Dlatego i dzisiaj należy samych siebie pytać, czy potrafimy okazać wdzięczność za naszą wolność.

Potrafimy?

Na to pytanie każdy sam musi sobie odpowiedzieć.

A czy jednym z ciekawych pytań nie wydaje się Panu to o dzisiejszą postawę ludzi wywodzących się z jednego, solidarnościowego pnia i będących chrześcijanami. Czy nie uważa Pan, że jest coś nie w porządku, gdy uczestnicząc w tej samej Mszy czołowi politycy nie są w stanie podać sobie ręki i przekazać znak pokoju, po czym za chwilę przystępują do komunii?

To bolesna ilustracja poziomu niechęci, agresji, czasami nienawiści. Osobiście problemu z podaniem komukolwiek ręki nigdy nie miałem i nie mam. Inni miewają. Ale niczego nie wolno udawać. Każdy gest, jeżeli ma być gestem przekazania pokoju, musi być prawdziwy a nie na pokaz. Musi za nim stać głębokie przemyślenie i gotowość do szukania tego, co wspólne a nie tego, co dzieli. Powinien oznaczać zrozumienie rzeczy najważniejszej: że solidarność rozumiana zarówno jako postawa jak i ruch społeczny jest własnością ludzi o bardzo różnych poglądach a nawet światopoglądach, o odmiennych preferencjach politycznych, o różnych drogach życiowych. Jestem pewien, że świadome pojednanie ucieszyłoby Jana Pawła II.

No dobrze, ale czy taki gest jest obecnie możliwy?

Tak, ale pod warunkiem, że nie wynika to z obłudy ale gotowości widzenia w innym człowieku nie przeciwnika, ale także współbrata. Życzmy sobie, aby tak się stało.

Ale gotowi do tego nie jesteśmy?

W tej kwestii mogę się wypowiadać tylko we własnym imieniu. Tak, jestem gotów i nigdy nie miałem z tym problemu.

Czy myśli Pan, że są jakieś szczególnie ważkie obszary papieskiego nauczania, których jako społeczeństwo nie przyswoiliśmy?

Tak, dlatego uważam, że nadszedł czas na pogłębianie wiedzy o tym nauczaniu i na jego głębokie zrozumienie.

A na co, Pana zdaniem, powinien w związku z beatyfikacją szczególnie zwrócić uwagę Kościół w Polsce? Co jest do przemyślenia?


Myślałem o tym przyjmując niedawno w pałacu prezydenckim reprezentację fundacji Dzieło Nowego Tysiąclecia. Fundacja ta daje szansę na naukę i studiowanie dzieciom z niezamożnych i wielodzietnych rodzin. Papież przy jej powoływaniu w Wadowicach powiedział: „Takie pomniki mi fundujcie”. W tym zakresie z praktyką realizacji pięknego marzenia Jana Pawła II jest różnie. O wiele łatwiej buduje się zwykły pomnik ze spiżu, aniżeli dzieło służące innym ludziom. Uważam, że to jest do przemyślenia przez wszystkich, którzy czują się cząstka Kościoła w Polsce.

Czy myśli Pan, że beatyfikacyjna atmosfera wpłynie kojąco na debatę w sprawie upamiętnienia ofiar katastrofy smoleńskiej?

Tu niestety nie jestem optymistą, ale to bardzo indywidualna sprawa. Jestem przekonany, że ogromna większość rodzin ofiar znajduje i znajdzie ukojenie we wspólnych przedsięwzięciach, takich jak październikowa i kwietniowa pielgrzymka do Smoleńska.

Czy coś z nauczania, postawy Jana Pawła II inspiruje Pana jako polityka? Czy coś mu Pan zawdzięcza?

Całe moje pokolenie zawdzięcza Mu bardzo wiele i za wiele chciałoby okazać wdzięczność. W walce o polską wolność otrzymaliśmy niebywałe wsparcie duchowe, które pozwala nam dzisiaj cieszyć się wolnością. Czuję się zatem zobowiązany do okazywania wdzięczności – w stosunku do narodu, Kościoła i polskiego papieża. Zawdzięczam mu tysiąc wzruszeń, tysiąc pytań, tysiąc uzyskanych odpowiedzi, które wiążą się z oceną świata, ludzi. Każdemu potrzebne jest w życiu źródło siły, poczucia sensu i optymizmu. Jan Paweł II za swojego życia dawał nam tego bardzo wiele. Dał nam to także w najtrudniejszym momencie własnej śmierci. To była ważna nauka. To źródło jest wciąż żywe i każdy indywidualnie odszukuje w nim wartości dla siebie najważniejsze – ja także.

Po papieskiej lekcji cierpienia i umierania łatwiej będzie Panu przeżywać starość i cierpienie?

Uważam, że sposób, w jaki odchodził Jan Paweł II i w jaki znosił swoje cierpienie stanowił wielką wskazówką nie tylko dla mnie, ale i dla nas wszystkich. Ale oczywiście, im człowiek jest starszy, tym o tych kwestiach myśli częściej.

Podczas pobytu w Rzymie oraz samej uroczystości beatyfikacyjnej Jana Pawła II o co szczególnie będzie się Pan modlił?


Moja modlitwa będzie modlitwą dziękczynną za wolność, która jest wielkim darem dla mojego kraju i dla mnie. Ponadto będę się modlił o szansę na odbudowywanie wspólnoty albo przynajmniej o powstrzymanie procesu jej destrukcji. Kościół jest wspólnotą, religia jest oparta na wspólnocie, naród jest wspólnotą i państwo też musi nią być. Nie można go dzielić, rozbijać, szargać. To wszystko są nasze świętości i wszędzie tam – w Kościele, narodzie, państwie – czujemy się silni. Dlatego będę się modlił o odbudowanie naszej wspólnoty.

Rozmawiał Tomasz Królak
______________________________
Prezydent.pl

Resonate: Total Chopin


Krzysztof Małek. Fot.K.Bajkowski
 Resonate is the Art Gallery Society of NSW’s concert series that combines great art with great music. Before each concert you can immerse yourself in the visual delights of the Art Gallery’s major exhibitions before sitting down to experience some of the finest performers from Australia and overseas, while listening to the sublime music of the world’s greatest composers.
Resonate is always proud to present fine young musicians. In 2011 Polish-born pianist Krzysztof Malek will perform an all-Chopin program and an ensemble from the Sydney Youth Orchestra will showcase the talents of tomorrow.
Krzysztof Malek has won prizes at many international competitions including the Chopin Competition both in Poland and Sydney. In 2008 Krzysztof was awarded a Distinguished Talent visa to reside in Australia and we are thrilled he is making his Resonate debut.
This all-Chopin concert of dazzling pianistic skill includes the ‘heroic’ Polonaise in A-flat major, amongst many of Chopin’s highly polished musical jewels.
The concert will be preceded by a champagne reception and private viewing of the Archibald Prize. Doors open at 7pm. Seating commences at 7.45pm

Krzysztof Malek: Total Chopin
Sunday, 15 May 7 pm - 10 pm, The Art Gallery of NSW
Bookings and enquiries: 02 9225 1878

czwartek, 28 kwietnia 2011

Wystawa "Afterimage" Renaty Buziak

Renata Buziak, artystka zamieszkala w Brisbane, informuje  o swojej  wystawie ‘Afterimage’ i otwarciu, ktore odbędzie się 4go maja w Red Gallery w Melbourne.
Dodatkowo będzie również dostępna książka, wydana w zeszłym roku po polsku i angielsku pod tym samym tytulem ‘Afterimage’.




Urodzona w Polsce Renata Buziak zamieszkuje w Brisbane w Australii od 2002 roku. Expozycje Renaty Buziak obejmują wystawy w Brisbane, Gold Cast, Harvey Bay, Toowoomba, Sydney, Melbourne, Perth, Poland, Los Angeles. Buziak otrzymała klika nagród i wyróżnień, wlącznie z Thiess Art Prize 2005; jej prace figurują w publicznych i prywatnych kolekcjach.
Tematem wystawy Renaty Buziak ‘Afterimage' w Red Gallery w Melbourne są obrazy zainspirowane wspomnieniami miejsc i wydarzeń z dzieciństwa w Polsce, przekształconych przez sny, wyobraznie i upływ czasu; ukazane są one w eksperymentalnej formie ‘biochromu', czyli obrazu uzyskanego w wyniku naturalnych procesów biologicznych i chemicznych zachodzących w czasie organicznego procesu rozkładu z emulsjami fotograficznymi
Podczas wystawy będzie również dostępna książka z innowacyjną i eksperymentalną sztuką Renaty Buziak, wydana przez Queensland Centre for Photography w kwietniu 2010. To 48 stronicowe angielsko-polskie wydanie zawiera wszystkie prace z cyklu ‘Afterimage' oraz tekst Dr Victori Garnons-Williams i przedmowę wybitnego krytyka Lyle Rexer, z przekładem Małgorzaty Sady.

Wystawa: Afterimage
Otwarcie: środa 4 maja 6-8pm
Wystawa czynna  od 4 do 21 maja 2011

red gallery

contemporary art space
157 st georges road

fitzroy north vic 3068

+ 61 3 9482 3550
Godziny otwarcia: środa - sobota: 11am - 5pm

Strona Renaty Buziak

1. Australijski Międzynarodowy Konkurs Chopinowski

1. Australijski Międzynarodowy Konkurs Chopinowski odbędzie się na początku  maja br. w Canberze. Wydarzenie to zostało zainicjowane przez Ambasadę RP. 
W konkursie wezmą udział pianiści z Australii, Nowej Zelandii i Polski (Karolina Nadolska i Gracjan Szymczak). Konkurs otworzy 1 maja recital międzynarodowej sławy polskiego pianisty, Janusza Olejniczaka.
Zwycięzca konkursu zagra 11 maja w Sydney a nastepnego dnia w Melbourne.




środa, 27 kwietnia 2011

Beatyfikacja JP2: Celebracje w Sydney

To już w najbliższą niedzielę zmarły przed sześciu laty  papież - Polak, Jan Paweł II będzie beatyfikowany, czyli włączony do grona błogosławionych Kościoła katolickiego.
Uroczystości beatyfikacyjne odbędą się na Placu Świętego Piotra w Rzymie pod przewodnictwem Benedykta XVI. Do Wiecznego Miasta na ten historyczny dzień zmierzają pielgrzymki z całego świata, najwięcej z Hiszpanii i Francji. Będzie  również kilkadziesiąt tysięcy Polaków wraz z prezydentem RP Bronisławem Komorowskim. Zapowiadana jest obecnośc ponad 50-ciu głów państw.  W wielu miastach Polskich oraganizowane są  transmisje telewizyjne na  telebimach rozstawionych na placach oraz specjalne koncerty i nabożenstwa.

W Sydney na Placu Katedralnym przy St Marys Cathedral, gdzie znajduje się jedyny australijski pomnik Jana Pawła II, również organizowany jest w związku z beatyfikacją dzień papieski wraz z transmisją na żywo z Watykanu. Sydnejskie celebracje rozpoczynają się w samo południe.  Transmisja telewizyjna rozpoczyna się o godz. 18.00 (cały program poniżej).

Ci, którzy pozostaną w domu mogą oglądac uroczystości beatyfikacyjne przez internet:  John Paul II Beatification WEBCAST, lub przez satelitę na TV Polonia. (kb)


Świąteczne dumania

Rekolekcje za nami, kawior i krewetki w Wielki Piątek zjedzone. Czas na świąteczne pomysły.
Jeżeli ktoś był w Barcelonie, to co mógł kupić na pamiątkę? Gaudi i Miro w tysiącu odmian. Na popielniczkach, kieliszkach, koszulkach, zapalniczkach, na setkach najrozmaitszych gadżetów. W Wiedniu to samo, tylko zamiast Gaudiego jest Klimt, a zamiast Miro Schiele. W Amsterdamie mamy Van Gogha i Rembrandta. W Paryżu mają większy repertuar: Picasso, Cezanne, Monet, Manet, i inni Impresjoniści.
Kogo mamy w Warszawie, czy Krakowie? Przecież nie Matejkę, czy Wyspiańskiego. Kicha, naprawdę kicha, bo nie wylansowaliśmy żadnego artysty na skalę światową.
Dlatego zgłaszam pomysł, aby polską marką artystyczną stał się Józef Wilkoń. Załączam mój ulubiony obrazek z dwoma zakochanymi kotami. Przyznajcie, że jest uroczy, i gdyby był na najrozmaitszych pamiątkach dla turystów, na koszulkach, szaliczkach, a nawet majteczkach, byłby przebojem na skalę światową.
Mamy puste sale Zachęty, puste sale Zamku Ujazdowskiego, chcemy zbudować w Warszawie dwa nowe muzea sztuki nowoczesnej, i co w nich wystawimy? Czy znowu „ambitnych” artystów, dla których sztuką jest pociąganie się za własny członek, albo rozbijanie lustra łyżwami, które są jedynym ubiorem mało pięknej „plastyczki” (ostatnia wystawa w Zachęcie)?

Wystawmy na stałe Józefa Wilkonia. Jego wspaniałą arkę ze zwierzętami, Jego urocze ilustracje książkowe, Jego prześmieszne rzeźby zwierzątek. To nieprawda, że to sztuka dla Dzieci. To jest Sztuka, która nie powoduje odruchu wymiotnego, jak to ma miejsce podczas oglądania dzieł artystów „zaangażowanych”. To jest Sztuka, która może zrobić karierę na całym świecie. Nie zrobi jej jednak bez odpowiedniego pi-aru. Namawiam Wszystkich, prezydentów Warszawy, Krakowa i Wroclawia, dyrektorów najrozmaitszych muzeów i galerii, a także producentów pamiątek, aby napisali sobie kartkę na lodówce: „Zróbmy z Wilkonia polskiego Klimta”.

Michał Leszczyński
Studio Opinii

Józef Wilkoń, znany  ilustrator książek. Zilustrował 170 książek wydanych w Polsce i na całym świecie: w Europie, Afryce i Japonii. W Japonii znajduje się ogromna galeria Wilkonia - 300 jego prac!
Ostatnio artysta najchętniej oddaje się tworzeniu „przestrzennych ilustracji", czyli zwierzyńca z drewnianych bali i blachy. W grudniu 2009 roku powstała fundacja "Arka" im. Józefa Wilkonia.

sobota, 23 kwietnia 2011

Wielkanoc w Sydney

Jedynym elementem światecznym Wielkiej Soboty w Australii jest ożywiony ruch wokół kościołów a  czyniony właśnie przez Polaków, wyjątkowo  licznie gromadzacych się tego dnia  w światyniach i przynoszących do poświęcenia koszyczki z wielkanocnymi przysmakami. Przed kościołami członkowie społeczności polonijnej sprzedają ciasta świateczne, a dochód z tego przeznaczają na swoją kulturaną działalnośc.

Tak było dziś w sydnejskiej dzielnicy Liverpool, gdzie przed kościołem All Saints członkowie folklorystycznych zespołów Lajkonik i Podhale oferowali świąteczne przysmaki: baby, makowce, pączki...
(kb)
"Podhale"

"Lajkonik"

 Fot. K.Bajkowski

czwartek, 21 kwietnia 2011

Niepolityczna rozmowa z Joanną i Andrzejem Gwiazdami

 

Joanna i Andrzej Gwiazdowie. Fot. Lidia Mikołajewska

Na zaproszenie Huberta Błaszczyka z Sydney, przewodniczącego australijskiego Związku Polskich Więźniów Politycznych, gościliśmy w Australii Joannę i Andrzeja Gwiazdów, legendarnych działaczy „Solidarności”. Jedno ze spotkań odbyło się także w Centralnym Domu Polskim w Adelajdzie. W kilka dni później Kamilla Springer przeprowadziła wywiad z pp. Gwiazdami w domu Lidii i Tadeusza Groblickich. Okazało się bowiem, że Joanna Gwiazda i Lidia Groblicka – znakomita graficzka i malarka z Adelajdy – są siostrami.

Dużo jeździcie, Państwo, po świecie?
Joanna Gwiazda: – Bardzo dużo.
Andrzej Gwiazda: – Tak, bardzo dużo, a to jest nasza najdalej wysunięta na południe podróż, bo już się dalej nie da. (śmiech).

JG: – Objechaliśmy całą Kanadę, od Atlantyku do Pacyfiku, potem zachodnim wybrzeżem dojechaliśmy aż do Arizony. Byliśmy też w Chicago, Waszyngtonie, Nowym Jorku. A z krajów europejskich to chyba odwiedziliśmy wszystkie kraje.
AG: – Nie byliśmy w Albanii i w Portugalii.
JG: – Ale to w większości były podróże na zaproszenie i służbowe. A oprócz tego chodzimy po górach. I z jedną, dużą przerwą na działalność, na rewolucję i wojnę, jak ja to mówię, co roku jedziemy na miesiąc w góry. Zabieramy plecaki i wędrujemy. To jest nasza największa pasja, która pozwala nam utrzymać kondycję psychiczną i fizyczną. Przeszliśmy polską granicą całe Karpaty Ukraińskie. Obeszliśmy mnóstwo pasm górskich – Pireneje (od plaży do plaży), Bałkany, Rodopy... Chodziliśmy po Skandynawii.
Czyli po górach chodzicie, Państwo, dla przyjemności?
AG: – Tak. Ale nie zawsze nam się udaje. Planowaliśmy, że cały miesiąc spędzimy w Górach Skalistych, ale już po tygodniu dowiedzieliśmy się, że wyznaczono nam spotkanie w Calgary i musieliśmy zejść na dół.
Pytam o to, bo zastanawiałam się, czy macie, Państwo, czas dla siebie, na własne zainteresowania?
JG: – Musimy mieć. Jedenaście miesięcy pracujemy, a jeden jest dla nas. I w góry nie zabieramy komórki. Bo czasem nie ma nawet zasięgu.
AG: – Bierzemy wtedy jedzenie na miesiąc, benzynę na miesiąc, namiot i idziemy.
JG: – Mamy w tym dużą wprawę. Chociaż nie jesteśmy siłaczami i wiek, że tak powiem poważny, to jeszcze dajemy radę.
Nawet namiot bierzecie ze sobą?
JG: – Tak. Namiot, śpiwory, polary.
AG: – Chodzimy przeważnie po takich górach, gdzie trzeba być tylko zdanym na siebie.
Lidia Groblicka: – Czy mogę coś dodać? To jest taka tradycja rodzinna.
JG: – Tak, w to wciągnęli mnie rodzice i rodzeństwo. Chodziliśmy razem jeszcze, gdy byłam w szkole średniej, a potem dołączył Andrzej.
Lidia Groblicka: – Ojciec był chemikiem i botanikiem. To go interesowało, więc i nas wciągnął.
JG: – A jak mama była w ciąży z tobą, to przeszli z Nowego Sącza w Tatry, niosąc ze sobą kawał żółtego sera. To takie głupoty opowiadamy... (śmiech)
Ale właśnie takie rzeczy interesują czytelników. Bo o polityce można by dużo rozmawiać, a są przecież ciekawsze tematy. Czy to wasza pierwsza wizyta w Australii?
AG: – Tak, Przyjechaliśmy na zaproszenie Związku Polskich Więźniów Politycznych Okresu Stanu Wojennego. Głównym organizatorem jest pan Hubert Błaszczyk i jego żona Basia, z Sydney. Hubert obmyślił całą trasę i cały czas nas pilotuje. Jutro przyjedzie do nas pan Stanisław Zdziech, który za kilka dni zabierze nas samochodem do Melbourne. Pojedziemy Great Ocean Road. Pan Hubert nie tylko zadbał o polityczną stronę naszej podróży w Australii, ale chciał też, żebyśmy jak najwięcej tu zobaczyli, odpoczęli. Oprócz oficjalnych spotkań i wywiadów byliśmy na Górze Kościuszki, w Śnieżnych Górach, dwa razy w Górach Błękitnych .
JG: – Ogromne wrażenie zrobił na nas klasztor Paulinów w Penrose Park.
Nigdy tam nie byłam.
JG: – To jest niedaleko Berrima, w połowie drogi pomiędzy Kanberą a Sydney. Paulini z Jasnej Góry wykupili tam od farmera dość duży teren, potem jeszcze dokupili więcej ziemi.
AG: – Zamierzali stworzyć w tym miejscu australijską Częstochowę, ale okazało się, że mieszka tu wielu katolików różnych narodowości i ponieważ teren jest duży, każda grupa może postawić sobie swoją kapliczkę. Bardzo ładna jest kapliczka z Matką Boską w stroju półhinduskim. Mają tam kapliczkę Koreańczycy, Włosi nawet cztery. Oczywiście są też polskie kapliczki. Naprawdę warto je zobaczyć.
JG: – Są także kapliczki świętych, na przykład świętego Wojciecha. Jest też kapliczka Mary McKillop, pierwszej australijskiej świętej. Bardzo nam się to podobało, bo ojcowie są otwarci i mówią, że byłoby to zawężanie się, gdyby robić w Penrose Park tylko filię Jasnej Góry, czyli polskiego katolicyzmu. Bo katolików różnych narodowości jest w Australii bardzo wielu. Tego dnia, gdy zwiedzaliśmy to piękne miejsce, był akurat dzień koreański i wielki tłum Koreańczyków przyjechał na mszę świętą. Otworzenie się na inne grupy etniczne i integracja chyba idą w dobrym kierunku.
Tak, zwłaszcza, że Australia jest wielokulturowa.
JG: – Od pięciu lat w okolicy Góry Kościuszko organizowany jest festiwal kościuszkowski. Festyn oraz bieg na szczyt.
Tak, słyszałam o tym, nawet wybierałam się w tym roku na festyn, ale w ostatniej chwili musiałam zrezygnować z udziału.
JG: – My w biegu nie uczestniczyliśmy, ale następnego dnia weszliśmy na szczyt. W tym roku trzy pierwsze miejsca w grupie mężczyzn i kobiet zajęli Australijczycy. Bo okazuje się, że ta impreza przyciąga wielu ludzi z różnych narodowości. W tym roku festyn odbywał się w Charlotte Pass i mimo bardzo kiepskiej pogody, bo poprzedniego dnia był potworny deszcz, wszystko się bardzo ładnie udało. Na gitarze grał Australijczyk polskiego pochodzenia i śpiewał między innymi o uchodźcach. Mówił, że jak się nie było nigdy uchodźcą, to się takiej piosenki nie wymyśli. To zawodowy gitarzysta, doskonały. Na festiwal przyleciał zespół muzyczny im. Paderewskiego z Chicago. Z przyjemnością podziwialiśmy ich grę, tańce i śpiew. Była to bardzo fajna impreza, bo z jednej strony bardzo polska a z drugiej wielonarodowościowa.
Czyli byliście już, Państwo, w Sydney, teraz Adelajda, następnie Melbourne. Czy wybieracie się jeszcze do innych miast?
AG: – Z Melbourne lecimy do Perth i stamtąd już do Polski.
Ciekawa trasa. A Tasmania? Nie dacie rady?
JG: – Niestety, Tasmania, nie. Ludzie też pytają: – dlaczego, Panie Hubercie, nie do Brisbane? Pan Hubert i jego koleżanki i koledzy to są prywatni ludzie, to nie jest jakaś instytucja czy sponsorowana grupa. Sami sobie organizują grupę, zbierają składki, no i akurat w Brisbane nikogo w Związku Polskich Więźniów Politycznych nie ma. A tu, w Adelajdzie, spotkanie z Polonią odbyło się przez przypadek. Organizując cały pobyt w Australii, od razu powiedzieliśmy, że musimy mieć przynajmniej jeden tydzień, żeby odwiedzić siostrę w Adelajdzie. Siostra by mi nie darowała, gdyby się okazało, że byłam w Australii i nie spotkałyśmy się!
Ja też bym się obraziła.
JG: – No tak, to było konieczne i organizatorzy uwzględnili tę prośbę i zaplanowali nasz pobyt w waszym mieście. A to, że udało się zorganizować tu spotkanie, to był w pewnym sensie przypadek i przygotowania odbyły się w ostatniej chwili.
To prawda. Ja też dostałam informację o spotkaniu tydzień przed tą datą. Wtedy wszyscy zaczęli przesyłać sobie e-maile z wiadomością, w kościele były czytane ogłoszenia. I to było fajne.
JG: – Tak to było fajne i okazuje się, że taka komunikacja działa bardzo sprawnie. Hubert nie mógł przewidzieć, że ktoś będzie chciał zorganizować nasze spotkanie w Adelajdzie. Znał Krysię Ruchniewicz Misiak, ale ona nie jest członkiem ich Związku. Za to jest naszą znajomą. Znamy się jeszcze z Gdańska, z działalności w Solidarności.
Ja też mam rodzinę w Gdańsku, więc może kiedyś zobaczymy się gdzieś na ulicy?
JG: – Szanse są duże.
Ja bardzo lubię Gdańsk i za każdym razem, gdy przylatuję do Polski, staram się jechać tam chociaż na kilka dni.
JG: – Gdańsk jest ładny i jest to dobre miejsce do życia. Bo ma i morze i górki, i dużo zieleni.
Właśnie. Moje kuzynki mieszkają na Zaspie i stamtąd nad morze można dojść pieszo, albo podjechać samochodem i potem iść piękną promenadą aż do Sopotu.
JG: – Tak, tam są też piękne tereny rekreacyjne.
I oczka wodne, prawda? To Państwo musicie też gdzieś tam mieszkać?
JG: – Mieszkamy na Żabiance.
Dobrze się domyśliłam. Bo chyba najpierw jest Zaspa, potem Przymorze i Żabianka?
AG: – Tak, zgadza się.
To może spotkamy się nad oczkami wodnymi...
JG i AG: – Mamy wielkie szanse, bo świat jest mały.
AG: – My mieszkamy w ostatnim bloku, na najwyższym piętrze, na samym skraju i gdy się siedzi przy stole to z jednej strony widać latarnię helską, a z drugiej pomnik Westerplatte.
JG: – Mamy bardzo ciasne mieszkanie i nieprawdopodobną ilość książek, bo Andrzej jako członek Kolegium IPN-u dostawał wszystkie wydawnictwa. Teraz próbujemy je rozdawać, ale nam szkoda, bo każda książka jest interesująca i czasami zawiera cenne informacje, o których nigdy nie słyszeliśmy. Wszystkie są ciekawe, ale nie przeczytamy ich do śmierci.
AG: – Nawet gdybyśmy czytali je na okrągło, bez spania.
JG: – A poza tym nie ma już miejsca, gdzie je składać. Leżą wszędzie. Mamy namiot, ale w naszym klimacie trudno jest mieszkać w namiocie a w domu trzymać książki. Coś musimy z nimi zrobić. Chętnie byśmy je wydali, ale też nie chcemy dawać komuś, kto z nich nie skorzysta. Na przykład dostaliśmy ogromne tomy o głodzie na Ukrainie. Część jest po ukraińsku. Nawet znaleźliśmy jednego Ukraińca, który by wziął tę część po ukraińsku, ale one są razem. Jak pani widzi, kto by mógł pomyśleć, że książki mogą być problemem! Na szczęście to już koniec, bo jest wybrana nowa Rada IPN-u i Andrzej nie będzie dostawać nowych książek.
AG: – Teraz książką roku została książka opisująca początki uchodźców po II wojnie światowej. O emigracji i w jaki sposób polscy uchodźcy byli traktowani w tych zaprzyjaźnionych krajach, jakie mieli warunki.
JG: – Tę książkę można by przesłać do Australii, do SPK.
Na pewno zaciekawiłaby wiele osób. My jesteśmy w tej dobrej sytuacji, że są wśród nas powojenni emigranci. Chciałoby się ze wszystkimi porozmawiać i zebrać informacje z pierwszej ręki, ale trzeba by chyba zrezygnować z pracy, a i tak nie wystarczyłoby czasu na zebranie i opublikowanie wszystkiego. Szkoda, bo to jest przecież żywa historia opowiedziana przez naocznych świadków.
AG: – My namawiamy wszystkich, żeby sami pisali wspomnienia, ale nie wszyscy chcą się na to zdecydować.
Może łatwiej im opowiadać niż pisać?
JG: – Chcielibyśmy, żeby historycy zajęli się Solidarnością. Bo tu czas też ucieka. Ale z drugiej strony trzeba zająć się na przykład AK na Wileńszczyźnie (to robi oddział w Gdańsku), czy Powstaniem Warszawskim, bo umierają naoczni świadkowie. Więc historycy muszą się spieszyć, pozbierać informacje o żołnierzach wyklętych.
AG: – My znamy na przykład historię dwóch żołnierzy z oddziału partyzanckiego, z którego wskutek zdrady zginęło wielu ludzi. Jeden z tych żołnierzy został uznany za zdrajcę, a drugi był bohaterem, który się uratował. A po latach, gdy sięgnięto do akt bezpieki, okazało się, że było odwrotnie. Ten, który przez lata chodził z piętnem zdrajcy, okazał się niewinny, a ten który był uznawany za bohatera, okazał się zdrajcą i odpowiadał za śmierć kolegów. I chwała Bogu, że ten oskarżony o zdradę dożył i że jeszcze zdążono tą prawdę przedstawić za jego życia.
JG i AG: – Ten przypadek opowiadamy, gdy ludzie mówią: – eee tam, nie ważne. Lustracja jest ważna, bo nie chodzi tylko o to, że ktoś donosił, ale jeśli uznamy zdrajcę za bohatera, to poznaliśmy tego cenę.
Tak się zasłuchałam o tych historiach, że prawie zapomniałam, o co jeszcze chciałam zapytać. To może wróćmy do Australii? Jak się Państwu podoba?
AG: – Naprawdę egzotyczny kontynent. Eukaliptusy są piękne. Gdy już się przyzwyczaimy do temperatury, a na spotkaniach czujemy się jak w Polsce (bo Polonia australijska jest bardzo kompetentna, wie, co się dzieje w kraju), to eukaliptusy przypominają nam, że jesteśmy w Australii. Są kangury, koale, posumy, wombaty...
JG: – Nie mówiąc o tych pięknych dingo, które widzieliśmy w ogrodzie zoologicznym.
Byliście, Państwo, w typowym ogrodzie zoologicznym, w którym można oglądać zwierzęta z różnych kontynentów, czy w takim, typowym tylko dla Australii? My mamy takie w Cleland.
AG: – Byliśmy w takim z australijskimi zwierzętami, to było małe zoo w Sydney, typowe dla dzieci. Ale można było pogłaskać koalę, nakarmić kangura.
A strusie?
AG: – O tak, strusie też widzieliśmy.
Widzieliście, Państwo, Kanadę, USA, teraz Australię. Pewnie trudno jest porównywać te kraje, ale może jednak...
AG: – Kanada jest trochę do Australii podobna. Małe zaludnienie i opieka społeczna, może nie taka jak w Australii, ale mieszkańcy mają zapewniony byt. Są zabezpieczeni przed różnymi przygodami losu. Nie tak jak w Stanach, gdzie zostają sami sobie. I tak jak w Polsce.
JG: – I w związku z tym, tak mi się wydaje, że i Polacy w Kanadzie i tu, w Australii, żyją z pewnym takim luzem. Czego nie można powiedzieć o Polakach w Stanach. Tam są wmontowani w ten „wyścig szczurów”. Ale co jest ciekawe. Większość osób, u których zatrzymywaliśmy się w Kanadzie i w Stanach, to nasi znajomi – działacze Solidarności. I co zauważyliśmy, że ci z Kanady dorobili się posady, mają domki, samochody, ale byli na Alasce, w jakiś parkach narodowych. Zwiedzali. Natomiast w Stanach mieli na ogół większe domy, luksusowe samochody, ale właściwie nie mieli urlopów. Cały czas pracowali.
AG: – Żeby się utrzymać jako tako na powierzchni, to trzeba temu poświęcić wszystkie siły.
JG: – I tak sobie czasem myślimy, że życie nie jest po to, żeby człowiek biegał tylko za pieniędzmi. I w Australii jest to możliwe, chociaż wszyscy muszą się troszczyć o byt, ale można też się zrelaksować. I w Kanadzie jest podobnie. Pokazują to też rankingi. Na przykład w jakim kraju żyje się najlepiej, to w czołówce są właśnie te kraje. Ludzie to doceniają. Kraje skandynawskie, Australia, Kanada.
Tak, tu jest chyba mniejszy stres.
AG: – Na pewno.
JG: – Mniejsza obawa o to, co będzie, gdy nagle stracę pracę, zachoruję. Ale jeszcze coś nas zaskoczyło w Australii. Siostra mówiła, że gdy się leci nad Australią, to widzi się tylko czerwone wydmy, pustynię i pustynię, a tu są piękne szlaki turystyczne. Zarówno w Górach Śnieżnych, jak i w Górach Błękitnych jest gdzie chodzić. I to nas bardzo zainteresowało. Ale chyba nie przyjedziemy tu chodzić, bo trochę za daleko...
A nie możecie, Państwo, zostać dłużej, żeby trochę pochodzić po tych szlakach?
JG: – Po pierwsze musielibyśmy mieć drugi plecak. Andrzej ma co prawda swój, bo powiedział, że plecak by mu nie wybaczył, gdyby nie zabrał go do Australii. Użyliśmy go do wejścia na Mount Kościuszko. A realnie, mamy już wykupione bilety powrotne. Poza tym my zawsze dokładnie przygotowujemy się do każdej wyprawy. Na przykład sami smażymy mięso. Najpierw topimy słoninkę, kręcimy na dużej maszynce mięso, żeby były takie większe kąski. Potem się to smaży i pakuje do puszek. Tego nie trzeba konserwować, świetnie się trzyma zalane tłuszczem. I na tym żyjemy przez miesiąc.
To musi być bardzo ciężkie...
JG: – Nie. Bo mięso jest już gotowe, więc nie musimy mieć dużo benzyny do kuchenki, żeby gotować.
No tak, ale jedzenie na cały miesiąc, do tego ciężar obozowego sprzętu.
AG: – Ja niosę 25 kg, Anka koło 20.
JG: – I to tylko na początku, potem ciężaru ubywa. Na początku idziemy wolniej, częściej nocujemy. Potem przybywa już kondycji, zmęczenie uchodzi, ubywa jedzenia, więc bagaże stają się lżejsze i wtedy idziemy już szybciej. Na przykład w Szwecji. Na początku robiliśmy nocleg co parę kilometrów, a pod koniec zrobiliśmy 40 kilometrów w ciągu jednego dnia.
A czy macie w ogóle czas na czytanie poza książkami związanymi z Waszą działalnością?
JG: – Ze wstydem muszę przyznać, że przepadam za kryminałami!
Dlaczego ze wstydem?
JG i AG: – Bo niektórzy uważają, że kryminały to nie literatura.
JG: – Czytamy różne książki. Z obowiązku musimy czytać publikacje o tematyce historycznej, politycznej. Ponieważ cały czas śledzimy, co to jest ta „globalizacja”, musimy być na bieżąco z tym, co się dzieje na świecie.
AG: – Na przykład, żeby dowiedzieć się o światowych finansach, przeczytaliśmy książki, które w sumie ważyły 25 kilogramów.
JG: – Czy wie pani, że stowarzyszenie Obywatele Obywatelom, które wydało nasze dwie książki – „Gwiazdozbiór Solidarności” i „Poza układem” – wydaje też publikacje o żywności modyfikowanej, o ochronie przyrody, o problemie kryzysu światowego i systemie monetarnym? I te publikacje czytamy niejako z obowiązku, ale i dlatego, że nas te zagadnienia bardzo interesują. To jest nasze drugie hobby, które w pewnym sensie pomaga nam zrozumieć sytuację w Polsce i na świecie. Dzięki temu też nie mamy problemu z dojściem do młodzieży, bo część młodzieży również zajmuje się tymi sprawami. To ich martwi, chcą temu przeciwdziałać...
AG: – Gdy młodzież broniła Rospudy, wzięliśmy namiot, pojechaliśmy tam i przespaliśmy się z nimi przy minus 20 stopniach. I mamy kolegów, którzy mogliby być naszymi wnukami.
Czytacie na przykład o żywności modyfikowanej, a czy wdrażacie tę wiedzę w swoim życiu?
JG: – W Polsce niektóre stowarzyszenia próbują docierać do opinii publicznej, ale wciąż jest problem z ustawodawstwem. Właściwie dokładnie nie wiadomo, czy Unia zgadza się na to, czy nie. Społeczeństwa się nie zgadzają. Jednak widać, ze Komisja Europejska prze do tego, żeby wprowadzić żywność modyfikowaną. A w Polsce jest duży zamęt. Prawo można w celach doświadczalnych te rośliny hodować.
AG: – Gdy na jednym polu rośnie rzepak niezmodyfikowany, a obok poletko obsiane jest tym zmodyfikowanym, to rośliny się wymieszają...
JG: – ...i to nas bardzo zaniepokoiło, bo ponoć duże ilości zmodyfikowanego rzepaku, kukurydzy, soi sprowadza się rzekomo tylko na paszę. Ale my podejrzewamy, że one są także wysiewane. I niby jest obowiązek oznaczania, ale tego nikt nie stosuje. W związku z tym nie bardzo można się przed tym bronić. Tutaj, w Australii, spodobało nam się to, że na produktach żywnościowych jest podany kraj pochodzenia.
AG: – U nas nie wolno, bo to psułoby integrację Unii.
JG: – To utrudnia patriotyzm konsumencki, że kupujemy na przykład to, co jest produkowane w Polsce, czy u naszych najbliższych sąsiadów, że możemy mieć na to wpływ.
U nas w Australii od niedawna jest obowiązek podawania kraju pochodzenia żywności. Ale czasami jest tylko informacja, że coś jest wyprodukowane w Australii z lokalnych i importowanych produktów.
AG: – Zawsze znajdą się sposoby, żeby omijać takie informacje.
Cieszę się, że możemy porozmawiać i na takie tematy. Wiem, że większość wywiadów z Państwem dotyczy polityki i pewnie wiele pytań się powtarza, dlatego chciałam zadać inne...
JG: – Bardzo nam miło. Myślę, że to był dobry pomysł.
Czasami czytelnicy chcieliby dowiedzieć się czegoś, o czym nie porusza się w oficjalnych wywiadach. Nie mam na myśli prywatnych spraw, ale właśnie takich, o których rozmawiamy.
AG: – Nawet takie pytania można zadawać. Najwyżej nie odpowiemy, jeśli będą dla nas zbyt „intymne”.
Niektórych interesuje, czy mają Państwo dzieci, czy idą w Państwa ślady?
JG: – Nie mamy dzieci. Jednak książkę pt. „Gwiazdozbiór Solidarności” napisaliśmy dla młodych ludzi, którzy mogliby być naszymi dziećmi. Trudno jest napisać historię całej Solidarności, tego byśmy się nie podjęli. Książka jest napisana z naszego punktu widzenia, oparta na naszych przeżyciach, doświadczeniach. Pisaliśmy tylko o tych wydarzeniach, w których braliśmy bezpośrednio udział. Zależało nam też, żeby pytania zadawali ludzie z młodszego pokolenia, bo oni pytają o to, czego nie wiedzą.
AG: – I takie pytania zaważyły na treści książki. Bo bez tych pytań do głowy by nam nie przyszło, by na dany temat pisać. Okazało się, że młodzi ludzie, wychowani na propagandzie, wielu rzeczy nie wiedzą lub mają zupełnie opaczny pogląd, dlatego niektóre wątki dla nas bardzo oczywiste, są bardziej rozciągnięte.
JG: – Po ukazaniu się książki usłyszeliśmy zarzut, że nie napisaliśmy, gdzie i kiedy się poznaliśmy.
Nie ukrywam, że i ja chciałam zadać podobne pytanie.
JG: – Poznaliśmy się w domu studenckim, w akademiku. Andrzej był studentem na Wydziale Elektroniki, ja na Wydziale Budowy Okrętów. No i później pobraliśmy się, jak to zwykle bywa. A ślub braliśmy w parafii pod wezwaniem Świętej Małgorzaty w Nowym Sączu.
Aż tam?
JG: – Bo tam mieszkali moi rodzice. Pochodzimy z Krzemieńca, na obecnej Ukrainie. Mój tato był profesorem w Liceum Krzemienieckim i gdy się zaczęły wywózki i działalność Band UPA, to wyjechaliśmy przez zieloną granicę do Generalnej Guberni. I tak rodzice wylądowali w Nowym Sączu. Ja tam zdawałam maturę. A rodzice Andrzeja? To jest w książce opisane, to jest ciekawy kawałek historii Polski. Ojciec pracował w Marynarce Wojennej na Pinie, na Prypeci, w Pińsku, czyli na terenie obecnej Białorusi.
AG: – I stamtąd ojciec z frontu wschodniego przebił się do Armii Kleeberga i trafił do oflagu.
To są bardzo ciekawe historie, ale ja czasami nie wiem, czy można pytać o takie sprawy.
JG: – Pytanie o pochodzenie jest sprawą naturalną. Nie jest sprawą prywatną, że mój Ojciec skończył Uniwersytet Jana Kazimierza we Lwowie. Był chemikiem i biologiem i że nauczył mnie szacunku do przyrody.
Z Nowego Sącza wyjechała Pani do Gdańska, żeby studiować budowę okrętów. Mogę zapytać skąd takie zainteresowanie?
JG: – Uważam, że bardzo dobrze wybrałam swój zawód, chociaż całkowicie przypadkowo. Mnie się zawsze wydawało, że okręt to jest coś wspaniałego. A poza tym mówiono, że trudno jest tam się dostać, no i kobiet tam nie było, i matematykę trzeba było umieć. Ale dobrze trafiłam, to był odpowiedni dla mnie zawód. Budowa okrętów to jest coś, co wymaga szerokich zainteresowań.
Czy jest jakiś znany statek, o którym mogłaby Pani powiedzieć, że jest jego współprojektantką?
JG: – Ja skończyłam maszyny i siłownie okrętowe i najwięcej różnych projektów zrobiłam dla trawlerów przetwórni. Tak się złożyło, że wtedy Stocznia Gdańska budowała dużo trawlerów i bardzo lubiłam te statki, chociaż niestety, tępiły ryby....
A czy Pan w swoim zawodzie też się spełnił?
AG: – Też jestem zadowolony. Mam pełne szuflady elementów elektronicznych, ale nie mam czasu, żeby coś z nich zbudować. Zawsze coś ważniejszego jest do zrobienia.
JG: – Ale on jest w lepszej sytuacji, bo może sobie coś zaprojektować, policzyć, a ja już w warunkach domowych stateczku nie zbuduję. Ale to, że Andrzej coś tam ciągle liczy, kombinuje czy konstruuje, to jest dobrą rzeczą, bo przywraca poczucie rzeczywistości po godzinach zajmowania się polityką, taką „mgławicą”. Czasami mówi, że „przynajmniej, jak tu wyliczę, to się zgadza”.
AG: – To znaczy, że jeszcze świat stoi na nogach, a nie na głowie, że wciąż dwa plus dwa to cztery, a nie ile nam się podoba, czy na ile zdążymy ludzi przekonać.
JG: – Ja muszę powiedzieć, że nie mam zaufania do ludzi, którzy są zawodowymi politykami. Myślę, że ludzie którzy mają konkretny zawód, są odporniejsi na tą paranoję polityczną i budzą moje zaufanie.
AG: – Technik zdaje sobie sprawę z tego, że nie wie wszystkiego i że wszystkie decyzje podejmuje się tylko przy pewnym prawdopodobieństwie, przy znajomości tylko niektórych danych, bo najczęściej w chwili podejmowania decyzji, tych danych nie ma w wystarczającej ilości. I ta świadomość, że każda decyzja obarczona jest jakimś błędem, pozwala oszacować, jak duży jest to błąd, jak duże jest ryzyko, a nie na przykład na tym, że wiem na pewno. Tego brakuje ludziom z humanistycznym wykształceniem, bo oni nie są w stanie oszacować prawdopodobieństwa poprawności podejmowanej decyzji.
JG: – A poza tym miło jest na przykład słuchać kolegi z Obywatela, który między innymi zajmuje się nami, to znaczy rozprowadza naszą książkę, gdy zaczyna nam opowiadać o kaczce (bo jest biologiem), która mieszka w jakimś stawku. Wtedy wiem, że mam do czynienia z normalnym człowiekiem, który jeszcze całkiem nie oszalał.
Wiem, że pisze Pani felietony.
AG: – Żona napisała też książeczkę o naszych wyprawach w górach, którą wydrukował Pruszyński, ale nie została dopuszczona do sprzedaży, bo nie spodobało się nazwisko autorki, które musiało być wykreślone...
JG: – Troszeczkę sprzedali. No tak, ale to dotyczy innego problemu...
AG: – Ale ten problem ma swoje korzenie. Anka pojechała na rejs kwalifikacyjny po Bałtyku z Krystyną Chojnowską, która jako pierwsza samotnie opłynęła świat. Anka już była w opozycji, więc okazało się, że w sprawozdaniu z tego rejsu nie można podać jej nazwiska i jedna z gazet gdańskich napisała, że „Krystyna Chojnowska odbyła rejs kwalifikacyjny z jednym żeńskim członkiem załogi”.
JG: – Cenzurę odczuwamy i przy książce zatytułowanej „Polska wyprawa na księżyc”, w której opisałam nasze wycieczki. Szefowa działu, który wydał tę książkę, została zwolniona, dział zamknięto, a książeczka została w zasadzie zablokowana.
Jak dawno to było?
JG: – Rok 2000.
Ale pisze też Pani komentarze?
JG: – Tak, na stronie internetowej „Obywatela”. „Obywatel” wydaje magazyn drukowany. Najpierw był miesięcznik, potem dwumiesięcznik, teraz jest kwartalnik. Do kwartalnika felietonów pisać się nie da. Dlatego piszę na stronę internetową www.obywatel.org.pl
Bardzo dziękuję za przemiłą i niezwykle ciekawą rozmowę. Życzę Państwu kolejnych niezapomnianych dni na australijskiej ziemi oraz wszelkich sukcesów.

Rozmawiała Kamilla Springer
Przeglad Australijski

Macierz Szkolna zaprasza: Święto Konstytucji 3 Maja

(informacja archiwalna!)
Polska Macierz Szkolna w Nowej Południowej Walii serdecznie zaprasza na Uroczystość z okazji Konstytucji 3 Maja oraz Komisji Edukacji Narodowej
w  sobotę 7 Maja 2011 na godzinę 6 po południu do Klubu Polskiego w Ashfield przy Norton Street.

Podczas uroczystości zostaną wręczone nagrody w konkursie stypendialnym Fundacji Kulturalnej im. Harcmistrza Witolda Szupryczyńskiego dla dzieci i młodzieży za wspaniałe wyniki w nauce języka polskiego, za podtrzymywanie tradycji i kultury polskiej, oraz za udział w życiu polonijnym

W tym roku przypada 220. rocznica uchwalenia Ustawy Rządowej przez Sejm Czteroletni (1788-1792), która zapisała się w historii Rzeczypospolitej jako Konstytucja 3 maja (3 maja 1791 r.).
Konstytucję 3 maja uważa się powszechnie za pierwszą w Europie (przed Konstytucją francuską z 3 września 1791 r.) i drugą na świecie (po Konstytucji Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej z 17 października 1787 r.)

Zapraszamy wszystkich Państwa na wspólne uczczenie tej znamiennej
220. rocznicy  Konstytucji 3 Maja

Za Zarząd
Polskiej Macierzy Szkolnej w NPW
Elzbieta Cesarska

środa, 20 kwietnia 2011

Album "Prezydent Polaków"

Firma wydawnicza Benkowski Publishing & Balloons  opublikowała album biograficzny autorstwa Adama Dobrońskiego poświęcony ostatniemu Prezydentowi II Rzeczypospolitej Polskiej - Ryszardowi Kaczorowskiemu zatytułowany „Prezydent Polaków”.

Powstał album pod wieloma względami oryginalny, można powiedzieć nietypowy. Zawiera kilkaset zdjęć, w zdecydowanej większości z archiwum prezydenta Ryszarda Kaczorowskiego, publikowanych po raz pierwszy. Część z nich została odszukana już po śmierci Prezydenta. Dzięki takiemu zestawowi fotografii można było zaprezentować postać ostatniego Prezydenta II RP na Wychodźstwie w pełnym wymiarze. Zaczyna się ten album od ukazania lat dziecięcych i młodzieńczych w Białymstoku („Białostoczanin”), zaś kolejne części mają tytuły: „Sybirak i żołnierz”, „Harcerz”, „Prezydent poza Krajem”, „Powrót do ojczyzny”, „Wśród rodaków”, „W kręgu najbliższych”, „Z uśmiechem”, „Odejście”. Części te poprzedzają krótkie teksty, ale rozbudowane zostały podpisy. Zdjęcia uzupełniono fotokopiami, też unikając powtarzania wciąż tych samych dokumentów. Redakcja zadbała o bardzo ciekawą aranżację, czego przykładem odmienna kolorystyka poszczególnych rozdziałów.

Autor, profesor Uniwersytetu w Białymstoku, towarzyszył prezydentowi R. Kaczorowskiemu w wielu przedsięwzięciach, wcześniej wydał dwie książki biograficzne o Prezydencie, wiele artykułów. Mówi o sobie, że dostąpił zaszczytu bycia domownikiem państwa Kaczorowskich, co sprawiło, że w albumie mógł zawrzeć i bardzo osobiste spostrzeżenia. Przyleciał 7 kwietnia 2010 roku do Londynu, by ustalić z Ryszardem Kaczorowskim szczegóły nowego wydawnictwa, miał czekać do powrotu Prezydenta z wyprawy do Katynia na rozstrzygnięcie ostatnich wątpliwości. Prezydent nie wrócił, natomiast Adam Dobroński był świadkiem dramatycznych przeżyć rodaków zamieszkałych w stolicy Wielkiej Brytanii.
Pierwsza rocznica śmierci jest czasem rozważania okoliczności katastrofy smoleńskiej, utrwalania pamięci o jej ofiarach, modlitw, wzruszeń, zadumy. Ten album pomaga zrozumieć na przykładzie osoby prezydenta Ryszarda Kaczorowskiego, jak wielką stratę poniosła Polska. Przemawia nie tylko poprzez pokazanie dokonań ostatniego Prezydenta II RP, ale także jego życia prywatnego, zachowań, nawet zdarzeń wywołujących uśmiech. Autorowi i wydawcy zależało, by pokazać bohatera na szerokim tle, z uwzględnieniem wielu innych osobistości. Zdarzają się więc cytaty z wypowiedzi autorytetów i reakcji tych, co po raz pierwszy znaleźli się w pobliżu Pana Prezydenta, bo tak najczęściej go prezentowano w Polsce. Są również bardzo ważne wyjaśnienia w kwestiach wciąż budzących emocje, czego przykładem wybór miejsca pochówku śp. R. Kaczorowskiego. Nie zabrakło i anegdot, uwag czynionych z przymrużeniem oka. Z pewnością zaciekawią czytelników wyniki poszukiwania odpowiedzi na pytania o przyczyny takich a nie innych zachowań przyszłego prezydenta. Także wytłumaczenie tytułu albumu.
Historia sprawiła, że tylko nieliczni znali Ryszarda Kaczorowskiego, kiedy walczył o przetrwanie, potem brał udział w wojnie. W Polsce mało kto wiedział również o zasługach druha Naczelnika i Przewodniczącego ZHP poza Granicami Kraju, nawet o jego ministrowaniu, o prezydenturze. Po raz pierwszy można było obejrzeć w telewizji i na fotografiach prasowych wyjątkowego gościa z „polskiego Londynu” w dniu 22 grudnia 1990 roku, kiedy na Zamku Królewskim w Warszawie przekazywał insygnia władzy II RP. Przestał być tym samym formalnie prezydentem, ale paradoksalnie stał się nim bardziej realnie w Polsce następnych trzech dziesięcioleci. Pozostał w naszej pamięci jako ktoś z klasą, autorytetem, dobrą prezencją, wielką życzliwością.
Album „Prezydent Polaków” pozwala zrozumieć, że nic w życiu Ryszarda Kaczorowskiego nie było przypadkowe, a my możemy w przyjemny sposób wzbogacić wiedzę o tej wyjątkowej osobowości i osobistości.

 Do każdego zamówienia  Wydawca dołącza pamiątkową monetę z wizerunkeim  Prezydenta Ryszarda Kaczorowskiego.

Dom Wydawniczy Benkowski

Video: Harcerska wyprawa - Australia 2011

Pokonali 13 tyś km od 16 lutego do 13 marca 2011. Harcerska grupa wyprawowa z Głowna była w Australii w ramach projektu "Korona Ziemi na 100-lecie skoutingu". Z wyprawy została zrealizowana impresja  filmowa ilustrująca podróż czwórki jej uczestników: Kasi, Iwony, Krzysztofa i Alberta. Bumerang Polski był australijskim patronem medialnym wyprawy.




Zobacz wszystkie nasze informacje o wyprawie: ZHP Glowno Australia Trip

wtorek, 19 kwietnia 2011

ASX nie zostanie połknięta przez Singapur

Operator singapurskiej giełdy SGX w październiku ubiegłego roku ogłosił zamiar przejęcia operatora australijskiej giełdy ASX za 8,4 mld dolarów australijskich.
Transakcja upadla po tym jak władze Australii uznały ją  jako „niezgodną z interesem kraju”. Potwierdził to w ubiegłym tygodniu minister skarbu, Wayne Swan. 
Blokada fuzji nie wyklucza jednak planu ściślejszej współpracy obu giełd w przyszłości. „Stawiamy dalej na możliwości wzrostu organicznego i strategicznego, w tym na dialog z ASX w sprawie innych form współpracy” – pisze w wydanym własnie komunikacie operator SGX.
w światowym rankingu największych giełd finansowych ASX jest na 11 miejscu z sumą 1,5 biliona AUD a singapurska giełda na 21 miejscu warta 672 miliardy AUD.
W ostatnich miesiącach dochodzi do serii konsolidacji na globalnych parkietach, które uznają to za sposób na budowę własnych zasobów oraz odnoszenie korzyści z ekonomicznej skali. W zeszłym tygodniu amerykańskie giełdy Nasdaq i ICE złożyły szacowaną na 11,3 mld dolarów ofertę przejęcia NYSE Euronext, największej giełdy świata, przebijając propozycję niemieckiej Deutsche Boerse.
W lutym londyńska giełda LSE postanowiła kupić spółkę TMX Group, która jest operatorem kanadyjskiej giełdy Toronto Stock Exchange.

TVN24, Gazeta Prawna

poniedziałek, 18 kwietnia 2011

Nowy semestr w Polskiej Szkole

Polska  Szkoła w Randwick  oraz  Sydney  University  rozpoczyna kolejny  semestr  nauki jezyka polskiego dla  doroslych. Kursy na  roznym poziomie  zaczynaja  sie  4 razy  w roku na poczatku kazdego semestru szkolnego Nowej Poludniowej Walii.
Prosimy  o  przekazanie informacji  znajomym australijskim.

Informacja: http://www.polishschool.org.au/ ; tel: 93113723 / 0414313478
Iwona Pruszyńska
The Polish School of Sydney, Randwick

niedziela, 17 kwietnia 2011

Wielki portret Jana Pawła II

Tysiące fotografii zwykłych Polaków – dzieci, młodzieży, osób starszych i całych rodzin – utworzą niezwykły, mozaikowy portret Jana Pawła II. Centrum Opatrzności Bożej, które jest organizatorem akcji, zebrało już tysiące zdjęć, ale wciąż zachęca wszystkich ludzi do wysyłania nowych.
Portret ma zostać rozpostarty na filarach budynku Świątyni Opatrzności Bożej  w Warszawie w czasie uroczystości beatyfikacyjnych 1 maja. Ten gest ma być "symbolem pamięci" o Janie Pawle II i znakiem, "że potrafimy razem działać i tworzyć wielkie rzeczy" – zapewniają organizatorzy.

W obrębie kompleksu Centrum Opatrzności Bożej, prawie 30 metrów nad ziemią, znajdzie się Muzeum Jana Pawła II i Prymasa Wyszyńskiego. Symbol narodowej wdzięczności dla Papieża Polaka, przede wszystkim za wolną Polskę.

Można ją wyrazić już dziś, dokładając swoją cegiełkę do budowy Muzeum. Wystarczy wysłać SMS-a o treści „P” jak „PORTRET” na numer: 72551.Koszt SMS-a to 2 PLN + VAT. 
Po wyslaniu SMSa ( osoby za granicą muszą o to poprosić krewnych lub znajomych w kraju - numer telefonu musi być krajowy) i odpowiedzi potwierdzajacej, wyslać swoje zdjęcie wchodząc na stronę: PortretJP2, podając rowniez nr telefonu komórkowego, z którego wysłany został SMS.
Ale uwaga, trzeba się pospieszyc: zdjęcia zbierane są do  poniedziałku, 18 kwietnia.

"Odnajdźmy siebie w Janie Pawle II – w Jego życiu, nauczaniu i na Wielkim Portrecie, który stworzymy razem" – apelują organizatorzy na stronach  Centrum Opatrznosci Bozej

Wywiad na czasie: Prezydent Komorowski

Prezydent Bronisław Komorowski udziela w Belwederze
wywiadu Konradowi Piaseckiemu
Państwo polskie zrobiło wszystko, co powinno zrobić w kwestii upamiętnienia i uszanowania żałoby (po katastrofie smoleńskiej) - uważa prezydent Bronisław Komorowski, który był gościem programu „Piaskiem po oczach” TVN24.

- Rzadko się zdarza, żeby żałoba była tak długotrwała, żeby każda trumna była z honorami witana na lotnisku przez najwyższe władze państwa polskiego. To wszystko było dla niektórych za mało - zaznaczył prezydent.

Pytany o wydarzenia pod Pałacem Prezydenckim w rocznicę katastrofy, prezydent powiedział:
- Tych ludzi w znacznej mierze przywiedli konkretni liderzy polityczni. Zapowiadano, że będzie 70 tysięcy, było parę tysięcy ludzi. Na pewno byli oni pełni emocji. Mnie niepokoi dzisiaj, że jedna siła polityczna wyspecjalizowała się w wywoływaniu i zagospodarowaniu w sensie politycznym złych emocji.

 Podkreślił, że dzisiaj się mówi o "pomniku światła", a jednocześnie przed Pałacem Prezydenckim stoi namiot pełen nienawiści. - Jeżeli ktoś wierzy, że można to środowisko czymkolwiek usatysfakcjonować i uspokoić, to jest w błędzie - stwierdził.

Zdaniem Bronisława Komorowskiego, jeśli śledztwo ws. katastrofy ma być rzetelne, wymaga ono czasu. - Jeśli mamy poznać wszystkie przyczyny tamtych wydarzeń, to nie możemy się spieszyć – uważa prezydent. - Polski raport musi być nie tylko rzetelny, ma być także odpowiedzią na raport MAK – dodał. Prezydent zapewnił także, że wrak tupolewa wróci do Polski, kiedy już nie będzie potrzebny stronie rosyjskiej jako dowód w śledztwie.

Pytany o zdanie na temat budowy pomnika na cześć ofiar katastrofy smoleńskiej, prezydent powiedział, że ważny jest dystans czasowy. - Coś jest z mądrości u Hiszpanów, że oni postanowili swoich wielkich dramatów, na przykład wysadzenie metra, uczcić po pięciu latach. Bo po takim czasie jest dystans, można odróżnić, co jest ważne, od tego co jest mniej istotne - uważa prezydent.

- Wspaniałym pomnikiem, który się do tej pory stawiało tylko królom polskim jest Katedra Wawelska. Miejsc upamiętnienia Lecha Kaczyńskiego jest wiele, ja sam takie stworzyłem w Pałacu Prezydenckim. W kaplicy jest tablica, gdzie są upamiętnieni wszyscy pracownicy Kancelarii Prezydenta i prezydencka para - przypomniał Bronisław Komorowski.

- Uważam, że w pierwszym etapie po katastrofie smoleńskiej niebywała życzliwość władz i społeczeństwa rosyjskiego to był gigantyczny kapitał, jeśli chodzi o posunięcie do przodu procesu pojednania z Rosją. To, co się potem działo w Polsce, to szaleństwo oskarżeń o zamach, zabijanie rannych, sztuczną mgłę to wszystko, plus absolutnie szkodliwy sposób prezentacji raportu MAK, to rzeczywiście wiele popsuło - powiedział prezydent pytany o stosunki polsko-rosyjskie.

Zdaniem Bronisława Komorowskiego strategiczną sprawą dla Polski i Rosji jest rozwikłanie kłamstwa katyńskiego i jesteśmy blisko, aby tego dokonać.

„Niepotrzebnym nieporozumieniem” nazwał prezydent sytuację zamiany tablic na pamiątkowym kamieniu w Smoleńsku. Jego zdaniem, zarówno po polskiej jak i rosyjskiej stronie popełniono błędy.
- Trzeba szanować państwo sąsiada, jego przepisy i prawa, bo się występuje na pozycji gościa.

Więcej: Prezydent.pl

Cały wywiad (video TVN24): Pod Pałacem stoi namiot pełen nienawiści

sobota, 16 kwietnia 2011

90. Archibald Prize

Ben Quilty Margaret Olley Archibald Prize 2011 winner
 Kiedy Ben Quilty prosił legendarną, sędziwą już malarkę australijską, Margaret Olley, aby pozowała do portretu, ta odmówiła mu. Pokazała tym samym brak swego ego – mówi dziś Ben Quilty  -  i że ten brak własnego ego jest w niej najpiękniejszą rzeczą do namalowania. W końcu zgodziła się.


 Urodzony w 1973 roku w Sydney i tu wykształcony (Sydney Collage of the Arts i University of Western Sydney)artysta malarz, Ben Quilty zdradza, ze Margaret Olley, w swoim czasie feministka i zawsze oddana sztuce oraz sprawom społeczno-politycznym była dla niego wielką inspiracją.   Wczoraj Ben Quilty za portret Margaret Olley otrzymał najbardziej prestiżowe wyróżnienie artystyczne w Australii –  Archibald Prize. Nagroda ta za portrety znanych osobistości przyznawana jest już od 90 lat i cieszy się dużą popularnością w świecie artystycznym. Ogłoszenie werdyktu jury przy rekordowym zainteresowaniu sydnejskich mediów, odbyło się wczorajszego popołudnia w salach Art Gallery of NSW. Do tegorocznego konkursu zgłoszonych zostało 798 prac. Zwyciązca otrzymał $50 000.


Ben Quilty i Margaret Olley
  
Jednocześnie zostały ogłoszone nazwiska artystów, którzy zwyciężyli w dwóch innych konkursach: Wynne Prize ( malarstwo pejzażowe i rzeźba) oraz Sulman Prize (malarstwo rodzajowe). Zwycięzcą Wynne Prize ($25 000) został Richard Goodwin za instalację Co-isolated slave, a Sulman Prize ($20 000)  - Peter Smeeth za obraz The artist’s fate.

Obrazy 41 finalistów Archibald Prize są od dziś do 26 czerwca dostępne dla zwiedzających, ktorzy - jak co roku – będą mogli wybierac zwycięzcę konkursu do nagrody publiczności – People Archibald Prize.  


 
Peter Smeeth

Richard Goodwin

tekst i zdjęcia: Krzysztof Bajkowski