Bumerang Polski towarzyszył wirtualnie australijskiej wyprawie harcerskiej, której członkowie zdobyli kolejny najwyższy szczyt kontynentu w ramach projektu Korona Ziemi na 100-lecie harcerstwa. Wyprawa zakończyła sie w Sydney polonijno-harcerskim spotkaniem z jej uczestnikami w domu hm. Marysi Nowak, przewodniczącej okręgu ZHP na Australię.
Kierownik wyprawy, hm. Albert Waśkiewicz |
Oto ostatnia relacja z podrózy po Australii harcerzy z Glowna przesłana przez kronkarza wyprawy - Kasię Krawczyk :
Po Cairns wyruszyliśmy w stronę Brisbane- kolejnego miasta na mapie naszej wyprawy. Ale najpierw odwiedziliśmy Kurandę – małą miejscowość w górach, gdzie w kawiarni wypiliśmy pyszną kawę przy akompaniamencie wspaniałej piosenkarki June Graham. To był naprawdę sympatyczny poranek.
Droga do Brisbane trwała długo… w końcu przejechaliśmy kolejne 1500 km. Po drodze zatrzymaliśmy się w miejscowości Rockchampton, będącej na wysokości zwrotnika koziorożca. W Brisbane czekała na nas Pani Małgosia z rodziną. Przywitanie w nowym australijskim mieście było bardzo miłe. Pani Małgosia poszła z nami na wieczorny spacer. Brisbane robi naprawdę wrażenie… Po pysznej kolacji pojechaliśmy na górę widokową skąd rozpościerał się wspaniały widok.
Brisbane… piękne miasto. Za namową naszych miłych przyjaciół odwiedziliśmy Koala Park- ogród zoologiczny w centrum miasta, gdzie biegają kangury, można zrobić sobie zdjęcie z misiem koala czy platypusem (dziobakiem). Trafiliśmy akurat na prezentację psów pasterskich, strzyżenia owiec oraz karmienie ptaków, które jadły nam z ręki. Brisbane to kolejne wspaniałe australijskie miasto na mapie naszej wyprawy, gdzie spotkaliśmy się ze wspaniałą gościną oraz uprzejmością Polaków, za co bardzo dziękujemy. Miasto już odhaczone… a teraz pora na Sydney…
W drodze do Sydney jadąc drogą Great Pacific skręciliśmy na jedną ze słynnych australijskich plaż. Słońca niestety zbyt dużego nie było, ale wielkie fale wynagrodziły nam to doskonale. Kąpiel była walką z żywiołem ale dostarczyła nam wiele emocji.
Dojeżdżając w okolice największego miasta w Australii postanowiliśmy skręcić w Góry Błękitne. Góry te swą nazwę zawdzięczają niebieskim oparom unoszącym się w powietrzu, które wydzielane są przez drzewa eukaliptusa. W miejscowości Katoomba podziwialiśmy te góry oraz rozciągające się dookoła lasy deszczowe. Punktem centralnym są skały Trzy Siostry, na które z tarasu widokowego rozpościera się wspaniały widok. Specjalną kolejką, wiszącą w powietrzu ze szklaną podłogą przejechaliśmy nad 250- metrowym wodospadem. Następnie najbardziej stromą kolejką naziemną na świecie (tak mówiła Polka spotkana w kasie biletowej) zjechaliśmy na spacer po lesie deszczowym. Na górę wjechaliśmy już specjalną gondolą wraz z grupą Chińczyków lub Japończyków, których w tym rejonie jest bardzo bardzo dużo.
Po bardzo aktywnym przedpołudniu przyszedł czas na spotkanie z naszym Aniołem wyprawy- druhną Marysią. Zajechaliśmy na wskazany przez Nią adres (z pozwoleniem na kąpiel w basenie bez obecności domowników!!) i rozpakowaliśmy samochód. Już jutro będziemy musieli się pożegnać z autem, które przez ostatnie 20 dni pełniło rolę domu, kuchni, sypialni, jadalni…
Około godziny 17 przybyła wyczekiwana przez wszystkich druhna Marysia. Cudownie było spotkać się znów z tak życzliwą i pogodną osobą. Pod koniec dnia poznaliśmy Pana Jurka- gospodarza.
Dzisiaj musieliśmy się pożegnać z naszym Skwarkiem- nieodłącznym kompanem naszej wyprawy, który najbardziej cierpliwie znosił wszystkie zgrzyty oraz razem z nami cieszył się z każdego pokonanego kilometra. Nasze autko na zakończenie naszej wspólnej australijskiej przygody dało nam popalić (albo nie chciało się z nami rozstawać). Jednym słowem nie chciał odpalić i ruszyć w ostatnią wspólną podróż. Kilka prób odpalenia „z popychu”, z górki, pod górkę… i nic. Z pomocą przyszedł nam pewien pan jadący do pracy. Użyczył nam trochę energii i ruszyliśmy. Po oddaniu autka ruszyliśmy w głąb największego miasta Australii. Sydney ma ponad 400 przedmieść!!
Jak pisze przewodnik: „żeby poznać Sydney, trzeba zacząć od zatoki”. I tak też zrobiliśmy. Z zatoki przepłynęliśmy do Taronga ZOO, który szczyci się kolekcją zwierząt zaliczaną do najlepszych na świecie. Wielką popularnością w ZOO cieszy się kawałek dżungli, jednak my skupiliśmy się na wybiegach z rodzimą fauną, m.in. kangurami, wombatami i misiami koala. O godzinie 14 odbył się pokaz umiejętności fok. Wychowane w ZOO foki na skinienie swoich opiekunów potrafią robić różne, naprawdę fajne sztuczki. Był to najciekawszy element pobytu w ogrodzie zoologicznym. I jeszcze powrót do zatoki. Z naszego statku rozciągał się wspaniały widok na operę, której dachy przypominają rozpostarte żagle oraz na Sydney Harbour Bridge- most będący kolejną wizytówką miasta.
Tak wspaniałe popołudnie postanowiliśmy uatrakcyjnić dodatkowo wizytą w akwarium. Przezroczyste tunele pod wodą pozwoliły nam na spacer pośród wielkich rekinów, płaszczek oraz węgorzy. Podziwialiśmy również koralowce, zbiory o Wielkiej Rafie Koralowej, a także krokodyle różańcowe.
Zmęczeni ale szczęśliwi wróciliśmy do naszej przystani- do domu druhny Marysi, gdzie czekała na nas jeszcze nie jedna niespodzianka. Tym razem był to spacer po pobliskim lesie- ogrodzie naszych gospodarzy. Spacer po piaskowcu wśród eukaliptusów i innych roślin trwał prawie dwie godziny. Nasza przewodniczka skacząc ze skały na skałę opowiadała nam o każdej napotkanej roślinie. Jeszcze bardziej zmęczeni, już w ciemnościach wróciliśmy do domu. Szybka, orzeźwiająca kąpiel w basenie i pyszny obiad przygotowany przez pana Jurka. Takich ludzi jak Państwo Nowakowie nie spotyka się często. Jeszcze raz dziękujemy za wszystko.
Ostatniego dnia ruszyliśmy z panią Teresą i panem Józefem na kolejny podbój Sydney. Dzisiaj bardziej relaksujący dzień. Wyruszyliśmy na wycieczkę do Manly Beach z naszymi nowymi przyjaciółmi (harcerzami, Polakami). Dzięki nim podziwialiśmy piękne widoki na zatokę oraz całe miasto. Manly Beach jest największą w Sydney plażą. Na pierwszym punkcie widokowym spotkaliśmy wielką iguanę, która czekała na kawałek mięsa. Nasi przewodnicy przez całą wycieczkę opowiadali nam o faunie i florze tego kontynentu, historii czy różnych ciekawostkach i anegdotach. Było to dla nas dodatkową atrakcją. W Manly zjedliśmy również pyszny obiad. Krewetki, ośmiornice, kałamarnice… uczta dla naszego podniebienia. Po kolejnym spacerze oraz odpoczynku dla naszych najedzonych brzuchów nadszedł czas na kąpiel. Pogoda nas nie rozpieszczała, ale na czas naszej kąpieli deszcz przestał padać. Druhna Marysia pożyczyła nam deski do pływania, więc mogliśmy poczuć się jak prawdziwy Australijczycy sunąć po falach słonej wody zatoki. Warto dodać, że Australijczycy uczą się surfować od najmłodszych lat, a w szkołach często nauka surfowania jest w ramach zajęć szkolnych. Zabawa z deskami była niesamowita, zwłaszcza kiedy fala wynosiła nas na kilka metrów do góry. Było super!!! nasi przyjaciele obserwując wszystko z brzegu twierdzili, że nawet nieźle nam szło.
Po bardzo aktywnym i atrakcyjnym dniu wróciliśmy do druhny Marysi, gdzie odbyło się spotkanie z Polakami. Po pysznym obiedzie (już drugi dzisiaj- tym razem zupa z dyni oraz kurczak) zaprezentowaliśmy przybyłym gościom relację z naszej wyprawy oraz prezentacje naszego środowiska harcerskiego. Spotkanie było bardzo ciekawe, za co bardzo serdecznie dziękujemy gościom oraz gospodarzom.
Jest 14 marca. Jesteśmy już w domu. Nasza prawie 30-dniowa wyprawa dobiegła końca. Po drodze spotkaliśmy wiele wspaniałych osób, które wspierały nas dobrym słowem i pomagały w każdej sytuacji. Dziękujemy wszystkim osobom za okazane serce. Pozdrawiamy serdecznie i do zobaczenia, tym razem) w Polsce.
phm. Kasia Krawczyk
Zobacz wszystkie relacje wyprawy na Bumerangu Polskim: ZHP Glowno Australia Trip
No comments:
Post a Comment
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy