polish internet magazine in australia

Sponsors

NEWS: POLSKA: Trybunał Konstytucyjny poinformował w poniedziałek, że Julia Przyłębska nie jest już prezesem, lecz sędzią kierującą pracami Trybunału. W grudniu kończą się kadencje trzech z 15 sędziów zasiadających w TK: 9 grudnia – Julii Przyłębskiej, a 3 grudnia – Mariuszowi Muszyńskiemu i Piotrowi Pszczółkowskiemu. Julia Przyłębska jest sędzią Trybunału Konstytucyjnego od 2015 r. W grudniu 2016 r. została p.o. prezesa, a 21 grudnia 2016 r. – prezesem Trybunału. * * * AUSTRALIA: Nastolatki poniżej 16 roku życia wkrótce zostaną objęte zakazem korzystania z aplikacji społecznościowych, takich jak TikTok, Instagram, Reddit, Snapchat i Facebook. Pierwsze na świecie ustawy przeszły przez parlament australijski w piątek rano. Premier Anthony Albanese powiedział, że zakaz, który wejdzie w życie za rok, pomoże zachęcić młodych Australijczyków do pielęgnowania lepszych relacji z innymi. * * * SWIAT: We wtorek późnym wieczorem czasu koreańskiego prezydent Jun Suk Jeol ogłosił wprowadzenie stanu wojennego a następnego dnia odwołał to, po tym jak Zgromadzenie Narodowe sprzeciwiło się jego decyzji. Yoon Seok-yeol wyjaśnił wprowadzenie stanu wojennego, mówiąc, że od jego inauguracji w 2022 r. złożono 22 wnioski o impeachment przeciwko urzędnikom państwowym. * Nocą na Bałtyku przerwany został kabel telekomunikacyjny między Szwecją a Finlandią. W połowie listopada uszkodzeniu uległy kable telekomunikacyjne łączące Litwę ze Szwecją oraz Finlandię z Niemcami. Niemiecki minister obrony Boris Pistorius uznał przecięcie kabli za sabotaż.
POLONIA INFO: Spotkanie poetycko-muzyczne z Ludwiką Amber: Kołysanka dla Jezusa - Sala JP2 w Marayong, 1.12, godz. 12:30

piątek, 31 grudnia 2010

Noworoczne orędzie Prezydenta

Prezydent Komorowski
 podczas nagrania orędzia
noworocznego.
 - Rodakom, w kraju i za granicą, życzę wszelkiej pomyślności i poczucia dumy z rozwijającej się Rzeczypospolitej - powiedział dzisaj w telewizyjnym orędziu noworocznym prezydent Polski Bronisław Komorowski.
- Mijający rok był czasem dramatycznych przeżyć - doszło do katastrofy smoleńskiej i powodzi; solidarność milionów Polaków w momencie kwietniowej próby dała siłę naszemu państwu - powiedział na początku oredzia prezydent.

Zaznaczył, że bolesnym doświadczeniem 2010 roku były także powodzie, niszczące dorobek tysięcy rodzin.

Mówiąc o polityce wewnetrznej Polski prezydent zwrócił uwagę, że wielkim kapitałem jest aktywność i skuteczność samorządów, jest obywatelskie zaangażowanie milionów Polaków, są działania organizacji pozarządowych i ludzka pomoc wzajemna. Zagrożeniem jest wzrost agresji w życiu publicznym.

Skuteczne rozwiązywanie naszych polskich problemów w dużej mierze zależy od tego czy pójdziemy drogą współpracy czy drogą nieufności i agresji.
Debata jest istotą demokracji, mądry spór umożliwia wypracowanie najlepszej drogi. Źle się jednak dzieje, kiedy zajadłość nie pozwala nawet na przełamanie się opłatkiem.

Jak mówił prezydent, pamiętając o 2010 roku można jednak z nadzieją patrzeć na rok 2011. - Z nadzieją, bo gospodarka naszego kraju, dzięki rozważnej polityce rządu i aktywności przedsiębiorców, wyróżnia się pozytywnie na tle objętej kryzysem Europy - ocenił Komorowski.
Prezydent zwrócił uwagę, że III Rzeczypospolita trwa dłużej niż przedwojenne państwo polskie. - Nowe pokolenie urodzone w wolnej, demokratycznej Polsce już wkracza w okres dorosłości. Jest wykształcone, zna języki obce i swobodnie podróżuje po całym świecie - powiedział prezydent.
Jak mówił, Polska zmienia się i modernizuje; jest "bezpieczna, jest szanowana przez przyjaciół politycznych i partnerów".

- Radujmy się pięknem naszej ojczyzny. Bądźmy z niej dumni. Z szacunkiem myślmy o polskich osiągnięciach, o Polkach i Polakach, którzy je tworzą, którzy budują nowoczesny kraj, którzy uczą nasze dzieci i młodzież otwartości na świat, na innych ludzi, którzy bronią i strzegą naszej wolnej ojczyzny, którzy bronią nas wszystkich - przekonywał.
Życzenia noworoczne prezydent skierował do wszystkich Polaków. Szczególną uwagę zwrócił na osoby samotne. - Niech nasze dobre myśli obejmą całą Polskę. Podzielmy się nimi z ludźmi samotnymi, pozbawionymi domu i rodzinnego ciepła, z chorymi i cierpiącymi w szpitalach. Także z tymi, którzy dzisiaj pracują i pełnią służbę - mówił.

Pełny tekst orędzia: Prezydent.pl

Przez czerwony kontynent (4)

Marcin Gienieczko opisuje ostatni etap swej podróży przez Australię, w której po nieudanej próbie zdobycia Pustyni Gibsona dociera do swiętej góry Aborygenów, Uluru ( Ayers Rock).


Znowu   na swoim wielbłądzie



Po dwóch dniach spędzonych w Warburton wyruszyłem w dalszą drogę rowerową w kierunku Uluru - słynnej góry Aborygenów. Poruszam się Great Central Road. Nazywana jest highway, ale miejscami przypomina bardziej bezdroża niż jakąkolwiek drogę.
Pierwszego dnia przejechałem 90 km. Znów przypominam wielbłąda objuczonego bagażem.
W ciągu ostatnich 3 dni przejechałem 330 km, krajobraz powoli zaczyna się zmieniać. To jeszcze część Pustyni Gibsona, ale już czuję przedsmak świętej góry Aborygenów - Uluru, bo trasa wiedzie coraz bardziej pagórkowatymi terenami, w oddali piętrzą się masywy górskie skąpane w australijskim słońcu. To miła odmiana po płaskim dotąd i dość jednostajnym szlaku mało gościnnego outbacku.
Jestem na obszarze Terytorium Północnego, minąłem Docker River. Tą miejscowość, którą rok temu nawiedziło stado 6000 dzikich wielbłądów, które zaatakowało miasto w poszukiwaniu wody. Straty były niewyobrażalne - zniszczone domostwa, ogrodzenia, zanieczyszczona woda dla mieszkańców. Te niebezpieczne zwierzęta, sięgające do 2,1 m i ważące ok.900 kg, staja się plagą i są naprawdę dużym zagrożeniem dla tutejszych mieszkańców. Rower spisuje  się bardzo dobrze, nawet nie złapałem ani jednej "gumy". To już sam w sobie sukces. Musiałem trochę spuścić powietrza żeby jakoś jechać po tym piachu, choć ostatni dzień przeprawy był bardzo ciężki. Po raz pierwszy w tej wyprawie pchałem rower około 4 km po piachu jak mąka  pod górę.
Przemierzyłem takie osady jak Warakurna i Doctor River. Docieram do świętej góry Aborygenów Uluru przez białych zwana Ayers Rock. Te 600 km w 6  dni off roadu zmotywowało mnie do dalszych etapów ekspedycji.
Teraz, kiedy jestem już na asfalcie będę na pewno pokonywał większe odległości. Pamiętam jak miałem 19 lat i jechałem rowerem dookoła Polski. Wówczas z Kętrzyna do Elbląga - blisko 170km pokonałem jednego dnia. Chciałbym ten wyczyn powtórzyć, taki sportowy akcent.
Osady aborygeńskie są bardzo zapuszczone, zaniedbane. Nie mają oświetlenia, zamiast tego Aborygeni palą ogniska koło domu - zupełnie jak w trzecim świecie, który opisywał Ryszard Kapuściński w Hebanie.


Wielka góra Uluru jest naprawdę majestatyczna. Mierzy ok. 300m wysokości i ok. 8 km w obwodzie. Mieni się pięknie w zachodzącym słońcu, przybierając różne kolory w zależności od oświetlenia. Turyści piknikują wokół tego miejsca przez kilka godzin, siedzą, rozmawiają, jest bardzo gwarno, ale to typowa komercja.
  Rower jest czerwony i pomarańczowy od piachu, łańcuch przypomina wstążkę tego samego koloru. Musiałem wyczyścić piasty, bo piach tam się na dobre zakorzenił.
Co noc towarzyszyły mi wielbłądy, musiałem je odganiać, bo są strasznie natrętne. Noce są tu bardzo gwiaździste. Tylko dingo wyje pod rozgwieżdżonym niebem. Mięsnie są  już wypracowane. Piach w ustach i między szprychami. Wieczorem docieram do miejscowości  Erldundo, położonej przy przecięciu dróg płn-płd Stuart Highway i Lasseter Highway. Zmierzam w kierunku Adelaide, choć to jeszcze spora odległość, bo ponad 1000km. Czerwony piasek i pustynne równiny otaczające Erldundo, jak większość środkowej Australii, tworzą dość mało zróżnicowany pejzaż i cywilizacja jest coraz bardziej namacalna. Dla mnie akurat to nie powód do radości, bo dla prawdziwego podróżnika taki krajobraz przestaje być wyzwaniem. Po  pokonaniu 4300 km wielkiej pętli ,,Tour de Australia” czyli więcej niż legendarna wielka pętla Francji. Docieram  do Adelaide.
Przede mną tylko ocean południowy...
Marcin Gienieczko
-------------------------------------
A  co z trzecią, morską częścią  wyprawy Marcina? O tym  m.in. na załączonym video:


Rower Marcina  został przygotowany z następujących części:

Rower złożony jest z bardzo mocnej i lekkiej ramy aluminiowej marki MONGOOSE
model NEWMAN 7,7.
 Posiada widelec cr-mo firmy DARTMOOR. Napęd jest 24 biegowy (8 rzędów
z tylu, 3 rzędy z przodu).
Posiada 2 typy hamulców: przedni tarczowy mechaniczny firmy HAYES,
tylny szczękowy typu v-brake firmy AVID, dodatkowo wyposażony jest w bardzo
mocne bagażniki firmy CROSSO. Ważną rzeczą w tym rowerze są także opony
marki SCHWALBE model MARATHON EXTREME, które potrafią dzięki zastosowaniu
ceramicznych wstawek zapewnić najwyższy stopień ochrony przed różnymi
defektami. Koła składają się z obręczy trójprofilowych MAVIC, piast na
łożyskach maszynowych NOVATEC i szprych nierdzewnych DT.
------------------------------------------

Dziękuję moim sponsorom:
Bogusław Stanczyk Orbis Express, Mercedez Benz Polska, Philips Polska, AAMen oraz Alpinus Expedition Team.
Marcin Gienieczko
P.S.
Dostałem maila Marguerite Bowen, która w Darwin jest jako Contact Person" dla Polaków w Darwin. Tak formalnie, to jest prezydentem Polish Association NT. Towarzyszyła mi w dniu startu wyprawy rowerowej z Darwin:

Marcin,
Jesteś podróżnikiem z poczuciem optymizmu co jest ja myślę niezbędne aby osiągnąć te zamiary, jakie Ty sobie wyznaczasz. Wierzyc w ludzi jak Ty w sam siebie wierzysz. Wiesz ze aby osiągnąć Twoje plany, które często wydaja się nieosiągalne, potrzebujesz nie tylko Twojego totalnego
zadedykowania, ale również twojego otwartego podejścia do życia, I zaufania w przyrodę I elementy natury. Niczego nie obwijasz w bawełnę, masz odwagę na to aby wyrazić opinie o sobie I o Twoich doświadczeniach.
Jestem dumna z tego ,że miałam okazje Ciebie ugościć u mnie w Coconut Grove, I porozmawiać przy moim breakfast bar o Twoich przygodach I planach na przyszłość
.


Wiecej o podrożniku:

czwartek, 30 grudnia 2010

Polski aktor w Kraju Kwitnącej Wiśni

Andrzej Siedlecki. fot. K.Bajkowski
Mieszkający w Sydney Andrzej Siedlecki aktorską sławę zdobył w Japonii. Grając w serialach telewizyjnych stał się tam prawdziwą gwiazdą.
- Zaproponowano mi rolę fotoreportera polskiego i postać, która w hierarchii aktorstwa japońskiego nazywa się "san najme". To jest ten aktor, którego publiczność musi lubić - wspomina artysta.

 Polscy widzowie najbardziej zapamiętali Andrzeja Siedleckiego z roli śpiewaka operowego w filmie Krzysztofa Kieślowskiego "Personel". Jednak prawdziwa kariera czekała polskiego aktora w Kraju Kwitnącej Wiśni, gdzie wraz z żoną Japonką zajmował się promocją polskiej kultury i dziennikarstwem.

Kilka dni temu na głównej stronie największego portalu polskiego Onet.pl zagościł charakterystyczny wizerunek Siedleckiego, znanej postaci Polonii australijskiej, bowiem  Onet.tv zrobił właśnie filmowy reportaż o jego pracy dziennikarskiej i aktorskiej w Japonii a później  pedagogicznej w Australii.

 Oto reportaż Joanny Budzaj o Andrzeju Siedleckim :   onet.tv

środa, 29 grudnia 2010

Wielka powódź w Queenslandii

Jedna trzecia południowej części Queenslandii została ogłoszona strefą klęski żywiołowej w związku z największą powodzią notowaną w historii tego rejonu.

Jak donosi PAP wojskowe śmigłowce ewakuowały w środę wszystkich mieszkańców miejscowości Theodore w stanie Queensland na północnym wschodzie Australii z powodu zagrożenia powodziowego. Padające od kilku dni ulewne deszcze niebezpiecznie podniosły w tym regionie poziom rzek.
W sumie z Theodore i innych miejscowości tej części stanu ewakuowano około tysiąca osób. Według burmistrz Mareen Clancy wywieziono z Theodore około 300 ludzi i zostało w miasteczku jedynie kilku policjantów.

Więcej: wiadomości24

wtorek, 28 grudnia 2010

Ekshumacja w obronie mitu

I znów kolejna wypowiedź Jarosława Kaczyńskiego wzbudziła emocje. Niezdrowe emocje. Oto okazuje się, po ośmiu miesiącach po uroczystym pogrzebie, Kaczyński nie jest przekonany, że na Wawelu leży jego brat, obok bratowej. Ponoć po przewiezieniu ciała ze Smoleńska tak bardzo się ono zmieniło, że nie przypominało brata, Lecha. Nic, tylko kolejny spisek, być może Rosjan, a może krajowych przeciwników… Tylko w związku z tym dlaczego pozwolił, aby w grobie, miejscu sanktuarium narodowego, kryptach królów i Józefa Piłsudskiego, leżał „uzurpator”. A może to wina proszków, że w ogóle nie poznał brata? A może wątpliwych jest więcej? Czekam na słowa potwierdzające, na przykład Joachima Brudzińskiego, który Kaczyńskiemu w podróży wtedy towarzyszył.

Już w kilka dni po katastrofie pod Smoleńskiem, kiedy zapadła decyzja o pochowaniu pary prezydenckiej na Wawelu, było wiadome, że sam wypadek, jak i postać Lecha Kaczyńskiego będą wykorzystywane w polityce. Katastrofa od samego początku obrastała teoriami spisku, mitami męczeństwa, była środkiem do realizacji celów politycznych. I choć brat zmarłego prezydenta odżegnywał się w kampanii wyborczej wprost do samego wypadku, to już jego zaplecze takich skrupułów nie miało. A sam Kaczyński już w wieczór wyborczy dał do zrozumienia, że gra pamięcią brata rozpocznie się na całego.
Najważniejsze dla samego Jarosława Kaczyńskiego jest zbudowanie mitu i jednocześnie kultu Lecha. To wymyka się racjonalnym ocenom i ci, którzy chcieliby ocenić postawę i działania Kaczyńskiego w kategoriach stricte politycznych, robią poważny błąd metodologiczny. Katastrofa TU 154M jest dla niego czymś w rodzaju nowego aktu założycielskiego nowej ery politycznej. Dlatego tak uparcie mówi o bohaterskiej i męczeńskiej śmierci swojego brata, dlatego również podkreśla „nikczemną” postawę Platformy Obywatelskiej, a specjalnie premiera Donalda Tuska. Ważną rolę w kreacji tego kultu Lecha Kaczyńskiego odgrywają gesty i materialne dowody kultu, jak sarkofag na Wawelu, czy krzyż pod Pałacem Prezydenckim.
Z drugiej strony jednak swoim zachowaniem, marszami z pochodniami, takimi wypowiedziami, jak wczorajsza, Kaczyński niszczy nie tylko ten mit, ale również dobrą, ludzką pamięć o bracie. Zrozumiała to Henryka Krzywonos, kiedy wykrzyczała mu na zjeździe „Solidarności”, że niszczy pamięć brata. Jest w jego zachowaniu jednak jeszcze coś, co każe to tłumaczyć w innych kategoriach, niż polityka. Ta gra pamięcią brata zaczyna być bardzo wątpliwa moralnie.
Do ekshumacji zapewne nie dojdzie, nie pozwoli na to prokuratura. Ale załóżmy hipotetycznie, że jednak by doszło do otwarcia sarkofagu i Lech by się tam nie znalazł? Co wtedy? Czy rozpoczną się poszukiwania ciała Lecha w tych pozostałych 94 grobach? I czy wtedy ten mit nie przybrałby formy groteski?

Azrael Kubacki

Azrael Kubacki (pseudonim) - Freelancer dziennikarski, ekonomista z wykształcenia, informatyk z zawodu i zamiłowania, dziennikarz z pasji. Rocznik 1959. Jeden z najsłynniejszych twórców polskiej blogosfery, powszechnie czytany i dyskutowany.

66.regaty Sydney - Hobart

Australijski jacht Wild Oats XI Marka Richardsa jest liderem na półmetku regat Sydney-Hobart, które tradycyjnie rozpoczęły się w drugi dzień świąt Bożego Narodzenia. Ma już 20 mil morskich przewagi nad najgroźniejszymi rywalami - Investec Loyal i Wild Thing.


Półmetek odbywających się w trudnych warunkach atmosferycznych regat Wild Oats XI osiągnął po ok. 27 godzinach od opuszczenia Zatoki Sydney. Na poprawienie rekordu liczącej 670 mil trasy nie ma jednak szans - w 2005 roku tej samej jednostce dotarcie do Hobart zajęło 1 dzień, 18 godzin, 40 minut i 10 sekund.
Z powodu burzowych warunków z rywalizacji wycofało się osiem spośród 87 uczestniczących w regatach jednostek. Jeden z żeglarzy wypadł za burtę, ale szybko został uratowany.
Po raz pierwszy regaty Sydney-Hobart rozegrano w 1945 roku. Ich pomysłodawca, oficer Royal Navy John Illingworth chciał, by wielka impreza żeglarska pomogła otrząsnąć się Australijczykom z koszmaru wojennego, a zarazem stanowiła początek tworzenia nowoczesnego jachtingu. Przez wiele lat wyścigi na Morzu Tasmana były najważniejszymi regatami Southern Cross Cup.
Gazeta Wyborcza, PAP

poniedziałek, 27 grudnia 2010

Wieczór kolęd w Marayong

Kościół Najświętszej Marii Panny Częstochowskiej Królowej Polski w Marayong zaprasza na wieczór kolęd i wspólne śpiewanie.
             Marayong, 116-132 Quakers Rd
         Niedziela,  2 stycznia 2011, godz. 19.30 (po mszy, która rozpoczyna się o 18.30)
Wykonawcy:  siostra Monika Bury          Maja i Eugeniusz Kędziora
siostry Kowalskie (Aleksandra, Barbara i Halina)
Bożena Szymańska
Chór Tęcza
Młode pokolenie: Alex Agaciak     Amelia Gnatek    Olivia Kierdal
Olga Kryj-Bednarski    Abigail Latecki
Angelica Machowicz i Alice Polak
Gabrysia Żychowska
Organizator:          Bożena Szymańska

niedziela, 26 grudnia 2010

Filmowa relacja z Polish Christmas Festival

Oscar Kantor przesłał swoją relację filmową z tegorocznego Polish Christmas Festival na Darling Harbour z zapowiedzią organizatorów, że nastepna edycja tego festiwalu odbędzie się za rok,  4 grudnia.




Bumerang Polski był sponsorem medialnym Polish Christmas Festival 2010.
Zobacz nasze ralacje fotograficzne: Polish Christmas Festival

Wywiad na czasie: Kardynał Nycz

"Radio Maryja, w całości jako takie, nie jest problemem dla Kościoła. Problemem są pewne audycje i wypowiedzi zbyt daleko ingerujące w politykę. Stacja ta często przekracza granicę, schodząc z płaszczyzny etycznej czy metapolitycznej na polityczną. Słuchacz musi wiedzieć, po jakiej stronie stoi radio katolickie. Każde medium katolickie ma obowiązek być na płaszczyźnie nauki Kościoła. Muszę się przyznać, że bardzo mało słucham radia, a Radia Maryja nie słucham wcale. Na ojcach redemptorystach, jako właścicielach tej stacji, leży odpowiedzialność za radio. Ze strony konferencji Episkopatu, próbuję uczestniczyć w tej odpowiedzialności i wspierać zespół troski Radia Maryja czy radę programową" - powiedział w pierwszej części wywiadu dla Onet.pl kardynał Kazimierz Nycz.
Z kardynałem Kazimierzem Nyczem, metropolitą warszawskim, rozmawia Jacek Nizinkiewicz.

Jacek Nizinkiewicz: Papież życzy Polakom głębokiego przeżywania świąt. Czy Polacy wciąż potrafią przeżywać Boże Narodzenia, czy to już dla nas tylko czas, przepraszam, obżarstwa, nieróbstwa i oglądania telewizji?

Kardynał Kazimierz Nycz: Myślę, że aż tak pesymistycznie z czczeniem świąt przez Polaków to nie jest. Porównując Polskę do innych państw Europy, a nawet świata, to jesteśmy krajem, który ocalił najwięcej wrażliwości, religijności i duchowości w czasie świąt. Znakomita część społeczeństwa, nawet ta, która w niedzielę ma luźniejszy związek z Kościołem, to jednak w czas Bożego Narodzenia przychodzi do kościoła. W czasie pasterki i pierwszego dnia świąt, kościoły są zawsze pełne wiernych, a wręcz przepełnione nimi. To tylko wystawia nam dobre świadectwo jako katolikom.

Cały wywiad: Radia Maryja nie słucham wcale

Przez czerwony kontynent (3)

Oto ciąg dalszy relacji podróżniczej Marcina Gienieczki przesłanej dla Bumeranga Polskiego:

                                                      Zmagania na pustyni

Rozpoczynam przejście Pustyni na wysokości Lake Disappointment.
Szlak  prowadzi wzdłuż Talawana Track do Windy Corner - podobnym szlakiem szedł Marek Kamiński z podróżnikami z Holandii. Tyle ,że oni wystartowali z Lake Disappointment i kierowali się w stronę Alice Springs. Ja najpierw obieram kurs w kierunku Windy Corner a później w kierunku Warburton. Stamtąd będę zmierzał rowerem do Uluru. Do przejścia mam 600 km. Obliczam, że dziennie będę pokonywał 30 km. Może powinienem powiedzieć, że taki dzienny dystans chciałbym przejść, a ile zdołam, kolejne dni pokażą.

Woda zgodnie z planem została rozstawiona przez Bogusława Stańczyka co ok. 100km. Miejsce zaznaczone jest różową wstążką i mam spisaną pozycję GPS. Beczki i kanistry zasypane są na głębokości pół metra w ziemi. Jeśli tylko dzikie wielbłądy lub inne stworzenia jej nie odnajdą, będę spokojny. Bo woda to życie.
Pogoda na pustyni bardzo zmienna. W dzień ciepło, natomiast dziś szczególnie dokuczliwy był lodowaty wiatr, taki, że w nocy zakładam  polar i czapkę.

Po pierwszych dwóch dniach zrozumiałem, ze będzie to bardzo ciężka droga, nie technicznie, bo nie jest ona trudna - można ją odnaleźć w gąszczu traw i spinifexu, ale właśnie spinifex jest tu największą przeszkodą. W ciągu owych dwóch dni ta ostra trawa przecięła mi 3 dętki robiąc tym samym 7 dziur.
Zdałem sobie sprawę, że tak daleko nie zajdę biorąc pod uwagę, że pompowanie tych opon zajmuje ok. 30 minut, dochodzi rozpakowanie i spakowanie wózka i żar lejący się z nieba. To wszystko zakłóca marszrutę. Moje opony nie nadają się na przeprawę tym szlakiem. Najwyraźniej chyba są za delikatne na te warunki, choć i tak dałem najmocniejsze. Marek Kamiński kiedy przeprawiał się przez tę część pustyni, jak mi powiedział, miał opony jak w motorze. Ja wybrałem bardziej rowerowe. Kiedy podobną konstrukcją wózka przeprawiałem się przez góry Mackenzie, w ciągu 24 dni złapałem tylko jedną "gumę" . Tu w ciągu dwóch dni kilka. Taka subtelna różnica.
Zakładając gładkie opony, które lepiej poradzą sobie z piachem nie doceniłem spinifexu. Być może to było nie do końca dobre posunięcie, że skupiłem się na piasku zapominając o ostrej trawie, która rośnie zawsze na środku ścieżki. Rozstaw kół w wózku jest taki, ze jedno koło zawsze jest na spinifexie, a tym samym wózek się kołysze i nachodzi na ostrą jak brzytwa trawę. Ta z kolei po paru minutach wbija się w oponę przebijając ją aż do dętki. Z ciągłymi naprawami zabrakłoby mi łatek. O dętkach nawet nie wspominam.
W życiu jak i również na takich wyprawach jest tak, że trzeba szukać rozwiązań.
  Przez 7 dni kiedy rozstawiałem wodę i 2 dni kiedy maszerowałem nie spotkałem żadnego człowieka ani nie minąłem żadnego auta. Ale każdy z nas ma szczęście chociaż raz w życiu. Dla mnie pojawiło się w nocy, kiedy reflektory terenowego nisanna rozświetliły pustynię. Miejscowi jechali do Newman. Kiedy zobaczyli mnie łatającego dętki zatrzymali się, pomogli napompować koło, pogadaliśmy i pojechali dalej. Następnego dnia kiedy wstałem, zobaczyłem, że znów ubyło powietrza w dętce. Ręce mi opadły, ale zabrałem się do naprawy. Po ok. 2 godzinach znów ujrzałem znajomego nissana. Okazało się, że ci ludzie nocowali jakieś 3 km od mojego namiotu. Moja sytuacja nie dawała im spokoju -tak mi później powiedział Steve. Namówili mnie na powrót.
Nie zastanawiałem się długo, bo do Newman z tego miejsca było jakieś 630 km. Z plecakiem, zapasem wody, sam, nie dałbym rady. Najbliższa i jedyna studnia w tym regionie jest dopiero ok. 200km stąd - Georgia Bore. Spakowałem więc plecak i sprzęt wrzucając wszystko na dach samochodu. Sam też zakotwiczyłem  się na dachu i wyruszyliśmy w stronę Cotton Creek. W Newman był jeszcze Bogusław Stańczyk. Utwierdził mnie, że podjąłem trafną decyzję.
 -W życiu trzeba umieć podejmować decyzje - ty podjąłeś właściwą. Tam nikt się raczej nie zapuszcza jak widziałeś. Musisz rozważyć inna trasę lub naprawić wózek, zrobić inny rozstaw kół- powiedział. Jestem rozbity, bo na tym szlaku miałem wszystko przygotowane, zarówno wodę jak i żywność.
Atakuje pustynię Gibsona szlakiem z Wiluny . Mój wózek podskakiwał niczym piłeczka pingpongowa. Na początku szło mi całkiem dobrze. Pierwszego dnia zrobiłem 28 km i zadzwoniłem do żony będąc na szczycie szczęścia. Na wózku mam  jeden kanister 20 litrowy, trzy po 15 litrów i jeden worek dromadera 10 l, co daje 75 l czyli 75kg (tutaj nie miałem rozrzuconej wody więc musiałem się zabezpieczyć) plus sprzęt filmowy i fotograficzny, żywność i parę rzeczy do wózka. Łącznie 110kg czyli takie obciążenie jak na saniach polarnych na Kołymie, którą przemierzałem po śniegu i lodzie.
Niestety drugiego dnia wózek zaczyna się psuć. Co 30 minut koła się luzują  i po prostu spadają  z uchwytów wózka. Poprawiałem, ale zastanawiałem się co się dzieje. Pamiętam jak startowałem na Talawana Track i Bogusław Stańczyk filmował nasze pożegnanie, po czym powiedział - "człowieku, jak ty idziesz na wyprawę” - przecież koła masz nie dopięte. Adrenalina na starcie jednak dała mi dużo siły i takiego niedopatrzenia na pewno nie dostrzegłem. Nie dyskutowałem wówczas, bo chciałem iść i wędrować. Bogusław zniknął na horyzoncie, a ja zacząłem zapuszczać się wówczas w pustynne tereny . Teraz, kiedy byłem już na właściwym szlaku znowu luzowały się koła. Przypomniałem sobie tamto zdarzenie. Wiedziałem, że coś jest nie tak. Ale nie było czasu na analizę. Chciałem iść, bo na wyprawie jest tak(bynajmniej w moim przypadku), że czas na przemyślenia i testy jest w kraju(w miarę możliwości). Moje testowanie odbywało się na plaży w Juracie, ale to nie to samo co trawa spinifex czy skały na pustyni.
  Okazało się, że obręcze, które trzymają wózek są mocno wyszlifowane. Najwidoczniej w I etapie było sporo tarcia. Być może też wózek uszkodził się podczas transportu lotniczego albo kiedy wieźliśmy go do Warburton .Na pewno coś musiało się wydarzyć, bo sprzęt był sprawny przed wyjazdem. Niestety tutaj nie spełnił swojej roli. Koła przechylały się w stronę bagażu, tym samym ocierały się o sprzęt na wózku i obręcze - blokowały poruszanie się. Wyglądało to tak, jakby koła się rozchodziły- raz na lewą stronę, raz na prawą w zależności od ułożenia terenu. Poprawiałem luzy, dokręcałem na siłę i po 15 minutach przeprawy to samo. To może wyprowadzić człowieka z równowagi, ale szedłem dalej. Trzeciego dnia niestety strzeliła szprycha i piasta się wykrzywiła, wymieniłem ją na nową, ale znowu po dniu wędrówki się wygięła. Wiedziałem, że niestety plan przeprawy legnie w gruzach. Siedziałem przy ognisku zrozpaczony. Zrobiłem 100 km i nie wiedziałem co dalej. Na dodatek przyszła burza i deszcz, który pada raz na 3 lata. A właśnie teraz spadł i zrobił ze szlaku gliniane podłoże. Koła będąc juz wykrzywione zapadały się w błocie, ja również. Wszystko okazało się nie tak. Wózek prawie rozpadł się po kolejnych 10 km wędrówki następnego dnia i tym samym postanowiłem zakończyć plan ,,pustynna burza" jak go później nazwałem. Pięć km ode mnie ugrzęzły w błotnej mazi dwa samochody. Błoto, które niczym lawa zalewa szlak, spowodowało, że nawet dwa auta o napędzie 4 na 4 nie dawały rady(tu jeśli pada deszcz, woda nie wsiąka lecz się rozlewa tworząc klejącą się breję). Podkładanie pod koła desek nie przynosiło rezultatów - koła zapadały się i grzęzły coraz mocniej. Ludzie, widząc co się święci, postanowili mnie zebrać. W zamian za to pomagam im przeprawie przez coraz większe błota.. Ta decyzja była bolesna, bo podjęta po raz drugi próba przeprawy  nie powiodła się. W tym momencie juz decyzja zapadła, że tym razem pustyni nie przejdę.

Marcin Gienieczko

c.d.n.

sobota, 25 grudnia 2010

Nastoletni muzułmanin obrońcą Bożego Narodzenia

Na skutek prób zakazu celebracji Bożego Narodzenia, podejmowanych przez niektórych decydentów w imię fałszywie pojętej poprawności politycznej, np. pojawiania się Świętego Mikołaja w publicznych instytucjach jak szkoły,  Siraj Evans, trzynastolatek pochodzący z muzułmańskiej rodziny zamieszkałej w Południowej Australii, umieścił na YouTube video clip w obronie właśnie tradycji Bożego Narodzenia. Na filmie Siraja australijskie dzieci składają życzenia Merry Christmas w różnych językach, w tym po polsku.
(kb)

World News Australia

piątek, 24 grudnia 2010

Życzenia świąteczne

Daniel Gromann: To był trudny rok


Daniel Gromann, konsul RP w Sydney.
  Podczas Christmas Festival
na Darling Harbour.
Fot. K.Bajkowski
Z konsulem Generalnym RP w Sydney , Danielem Gromannem rozmawia dla Bumeranga Polskiego  Krzysztof Bajkowski.

-Panie Konsulu, proszę o kilka słów podsumowujących mijający rok zarówno w Polsce jak i  wśród Polonii australijskiej.
- Może zacznę od Polski. To był niewątpliwie trudny rok. Przed wszystkim mieliśmy  tragiczne wydarzenie – katastrofę samolotu prezydenckiego, która była dla wszystkich ogromnym ciosem. Spowodowała olbrzymi szok i była wielką stratą w wymiarze narodowym. Natomiast, jeśli tak można powiedzieć, jedyną dobrą rzeczą, jaka się z nią wiąże jest fakt, że polskie instytucje państwowe zadziałały bardzo dobrze, nie było chaosu, wszystkie procedury potoczyły się sprawnie. Możemy powiedzieć, ze udało nam się zbudować państwo demokratyczne i dobrze funkcjonujące.
Oczywiście w mijajacym roku były także inne trudne wydarzenia, takie jak wielkie powodzie i myślę, że ten rok przejdzie do naszej historii jako ten należacych do ciemnych lat. Ale z drugiej strony patrzymy z optymizmem w przyszłość. Jak wynika z ostatnich ekonomicznych informacji, osiagniemy w tym roku wzrost PKB w granicach 4.2% - to doskonały wynik. I tu mamy powody do optymizmu na nowy rok i kolejne lata.
Jeśli chodzi o Polonię. Dla mnie był to pierwszy pełny rok pobytu tutaj,  bardzo intensywny, pełen kontaktów, organizowania różnych wydarzeń. Myślę, że kondycja Polonii jest tutaj bardzo dobra, że jest to środowisko wysoce zorganizowane, mające wiele różnych organizacji, a takze szereg osob niezależnych, działających poza takimi strukturami formalnymi, ale zainteresowanych utrzymywaniem polskości, wspieraniem wspólnych wydarzeń. Chociażby niedawny Polish Christmas Festival na Darling Harbour w Sydney czy wcześniej Polish Festival na Federation Square w Melbourne były wspaniałymi, wielkimi wydarzeniami pełnymi naszej kultury, na które przybyły tysiace osób z polskiej społeczności. Już  tylko te dwa wydarzenia, żeby nie wspomnieć o Dożynkach w Adelaide i innych  imprezach, są dowodem, ża polskość utrzymuje się mocno w Australii i myślę, że tu również można patrzeć z optymizmem w przyszłość.

- Jakie są plany Konsulatu w stosunku do australijskiej Polonii na przyszły rok?
- Plany pozostają niezmienione w sensie ogromnej chęci utrzymywania intensywnych kontaktów, organizowania różnego rodzaju wydarzeń dla i – co myślę, ważniejsze – wspólnie z  Polonią - gdyż mamy tutaj ogromny potencjał kulturalny. Są tu artyści, wszelkiego rodzaju muzycy, graficy, plastycy. Myślę, że można zorganizowac wiele, wiele wspólnych wydarzeń.
Ponadto warto przypomnieć, że w drugiej połowie przyszłego roku Polska będzie sprawować Prezydencję w Unii Europejskiej. Będzie więc to szczególny czas, który powinniśmy wykorzystać dla promocji naszego kraju, dla podkreślenia faktu, że jesteśmy w  UE i potrafimy jej przewodzić. Jestem pewien, że wspólnie z Polonią będziemy mogli zorganizowac szereg wydarzen z tej okazji.

- Jakie życzenia na Świeta i Nowy Rok chciałby Pan konsul złożyc Polonii australijskiej i  czytelnikom Bumeranga Polskiego?
- Przede wszystkim zdrowia, spokoju ducha i wielu sukcesów w życiu zawodowym i osobistym, a także - poczucia dumy z polskich korzeni i utrzymywania kontaktu z rodzimą kulturą. Bumerangowi zaś życzę udanego, intensywnego rozwoju w pierwszym pełnym roku istnienia.

-Dziekuję w imieniu czytelników Bumeranga Polskiego i stowarzyszenia Bumerang Media Inc.  i życzę przede wszystkim jak najwięcej  satysfakcji z pracy konsularnej w Australii oraz niezapomnianych wrażen z każdego dnia pobytu w tym słonecznym kraju.

czwartek, 23 grudnia 2010

Prezydent: Dziękuję za walkę o wolność

Prezydent Bronisław Komorowski i były prezydent Lech Wałęsa przypominali historię trudnej walki o wolność podczas środowej uroczystości na Zamku Królewskim w 20. rocznicę przekazania insygniów prezydenta RP. - Dziękuję za walkę o wolność - mówił prezydent.- Chciałbym wykorzystać tę 20. rocznicę jako wielką, piękną okazję do powiedzenia sobie nawzajem, całemu narodowi, wszystkim, którzy mieli odwagę marzyć o wolnym państwie polskim, wszystkim, którzy mieli okazję walczyć o wolną Polskę, powiedzieć z całego serca: dziękujemy - mówił prezydent.

Jak zaznaczył, rocznica to dobra okazja, aby podziękować Ryszardowi Kaczorowskiemu i Lechowi Wałęsie. - W tym momencie, w momencie trafienia do kraju pamiątek tamtej naszej wolności, dwie wolności, wcale niełatwe, wcale nieoczywiste - wolności z okresu po 1918 roku i tej naszej świeżo wywalczonej wolności, podały sobie ręce - powiedział Bronisław Komorowski.

Prezydent mówił, że historię zmieniają narody, społeczeństwa, masowe ruchy, ale nic nie zastąpi także woli, odwagi konkretnych ludzi. - Polską wolność wywalczył naród, ale ktoś uczył, ktoś przekonywał, że należy trwać przy ideałach wolności, a innych ktoś uczył, że należy się bić i domagać się wolności - mówił.

Jak dodał, uroczystość sprzed 20 lat wpisuje się znakomicie w naturalny narodowy odruch sięgania do tego, co pozwala nam połączyć porwaną polską historię w jedną całość. - Mamy naturalną skłonność, żeby mówić o tym, że zawsze trwaliśmy, zawsze walczyliśmy, że zawsze wierzyliśmy, ale jednocześnie każdy z nas wie dobrze, że z tą walką i trwaniem było różnie - powiedział Bronisław Komorowski.

Więcej: Prezydent.pl

Gwiazda Betlejemska

Drugą po choince (świerk w Polsce lub sosna w Australii)  najbardziej popularną rośliną ozdobną na Święta Bożego Narodzenia jest Gwiazda Betlejemska i to zarówno w Polsce jak i Australii. Jak ją utrzymać, aby służyła nam w kolejnym roku radzi doktor nauk przyrodniczych, Maria Koter-Rosiak:

 Gwiazda Betlejemska

Nazwa łacińska Euphorbia pulcherrima synonim Poinsettia pulcherrima, potocznie w Polsce nazywana też euforbia piękna, wilczomlecz piękny, poinsecja nadobna.
Roślina pochodzi z Meksyku.Tam występuje w postaci pięknych krzewów lub krzewinek osiągając 3 m wysokości.
Gwiazda Betlejemska jest długowiecznym i zawsze zielonym krzewem.
Jest rośliną dnia krótkiego i w warunkach naturalnych zakwita w okresie zimy.Kwiaty są koloru kremowo-żółtego, drobne, niepozorne. Natomiast główną ozdobą Gwiazdy Betlejemskiej są przykwiatki, duże liście na szczytach pędów ułożone w rozetę o kolorach od białego, łososiowego, różowego do ciemno czerwonego.

Gwiazda Betlejemska w doniczce osiąga wysokość do 50 cm.
Jest łatwa w uprawie, jednak tak jak każda roślina ma pewne wymagania.
Kwitnąca wymaga stanowiska jasnego, ale nie bezpośredniego słońca i temperatury 16-20 ºC.
Podłoże przepuszczalne, próchnicze. Ziemia musi być zawsze wilgotna. Gdy Gwiazdę Betlejemską przesuszymy, zaczynają liście opadać a cała roślina marnieje.

Po przekwitnięciu roślinę przycinamy, mniej podlewamy i mniej nawozimy (około 2 miesiące).
Po okresie spoczynkowym roślinę przesadzamy do większej doniczki, więcej podlewamy i częściej nawozimy.
Regulując Gwieździe Betlejemskiej dopływ światła możemy uzyskać kwiaty w dowolnej porze roku. Pamiętajmy, zakwita w okresie, kiedy ma dopływ światła przez 10 do 12 godzin.

Gwiazdę Betlejemską można rozmnażać latem z sadzonek wierzchołkowych. Gwiazda Betlejemska podobnie jak i inne wilczomlecze po złamaniu gałązki wydzielają biały sok, który może powodować podrażnienia skóry i śledziówki.

Maria Koter-Rosiak

Australia, oaza spokoju

Australię zapamiętam jako oazę spokoju, zieleni, słońca, wiatru od oceanu, dróg bez dziur, z Bożym Narodzeniem w środku lata, bezstresowym życiem, które wybrała moja córka Kasia. Ja je poznałam i akceptuję - mówi Barbara Malińska, która rok spędziła w kraju kangurów.
 
W Australii pory roku rozpoznaje się po długości dnia. Kwiaty kwitną cały rok, cytryny owocują dwa razy w roku, a warzywa w ogródku rosną bez przerwy – mówi Barbara Malińska. W Australii, spędziła cały rok, opiekując się wnuczką Anielką. Córka Barbary – Kasia od pięciu lat mieszka w Gerald-ton w zachodniej części Australii nad Oceanem Indyjskim.

Więcej: Głos Wielkopolski

Obiad pod choinką: indyk pieczony

Ania z Polski przesyla nam doskonały  przepis na świateczny obiad pod choinką. Jesli nie macie jeszcze pomysłu kulinarnego na święta, oto propozycja: 

 Obiad pod choinką, przepis na indyka pieczonego.

Indyk pieczony.Składniki: indyk{2-5 kg}, 600 ml białego półwytrawnego wina, 10dag masła. Na nadzienie:1o dag żółtego sera,2 jajka, chili, 2 czerwone cebule, 4 ząbki czosnku, 15 dag orzechów, 4 ziarna ziela angielskiego, 3goździki, łyżeczka estragonu, łyżka płynnego miodu, 3 gałązki rozmarynu,pieprz, sól       Ziele angielskie, goździki i estragon rozetrzeć w moździerzu.Cebule i czosnek obrać, posiekać. Orzechy zmielić. Rozmaryn umyć,posiekać, ser zetrzeć. Wymieszać z połową przypraw,pieprzem,miodem oraz żółtkami roztrzepanymi z solą. Białka ubić na sztywną pianę,delikatnie połączyć z masą.   Oczyszczonego indyka umyć,natrzeć solą,pieprzem i resztą przypraw z moździerza. Między skórę a mięśnie przy szyi wcisnąć palce i odchylić skórę.Powstałą kieszeń oraz wnętrze tuszki napełnić farszem. Skórę przyklepać, otwór spiąć lub zszyć,nogi związać.   Indyka posmarować masłem,włożyć do brytfanny,podlać winem,przykryć.Piec około półtorej godziny w piekarniku rozgrzanym do temperatury 190 st.-czas pieczenia zależy od wagi indyka,na każde 45 dag tuszki przypada ok.20 min plus dodatkowo ok. 20 min.   Pod koniec pieczenia odkryć brytfannę i piec, aż skórka się przyrumieni. Następnie przykryć brytfannę i pozostawić indyka w wyłączonym piekarniku na ok. 20 min. by mięso odpoczęło.Doskonały indyk na obiad pod choinką w czasie Świąt Bożego Narodzenia.

Z okazji zbliżających się Świąt przesyłam wszystkim Polakom czytającym "Bumerang Polski" życzenia zdrowia, radosnych i wesołych Świąt Bożego Narodzenia.

Ania Kimelska

Przepisy Ani: Bumerang Polski - Twój Rzut

środa, 22 grudnia 2010

wtorek, 21 grudnia 2010

Strzał w dziesiątkę czyli o kobietach i mężczyznach z Agnieszką Perepeczko


67-letnia dziewczyna, Agnieszka Perepeczko,
wzór do naśladowania. Fot K.Bajkowski
 
Agnieszka Perepeczko, mieszkajaca w Melbourne polska aktorka i pisarka, wdowa po zanym aktorze, Marku Perepeczce (słynna rola tytułowa z Janosika) była na tegorocznym  Polish Christmas Festival  na Darling Harbour w Sydney,  gdzie promowała i podpisywala swoją najnowszą książke dla kobiet pt. „Strzał w dziesiątkę”.  O kobietach i mężczyznach rozmawiał z autorką Krzysztof Bajkowski.

-Lubi Pani rozmawiać o mężczyznach?
-Mężczyźni to jest temat rzeka i można opowiadać o tym bardzo długo. Może jakieś konkretne pytanie?
-No to konkretne pytanie: czym powinien charakteryzować się prawdziwy mężczyzna?
-Prawdziwy mężczyzna przede wszystkim powinien charakteryzować się opiekuńczością, mądrością, dobrą fizycznością i dobrym intelektem. Już nie będę wymieniała  różnych pobocznych cech, którymi mężczyzna powinien się charakteryzować, ale dodam, że powinien być takim pieszczotliwym opiekunem. Każdy być może oczekuje, że chodzi mi tu  o seks, ale wydaje mi się, że seks tu jest czymś oczywistym i naturalnym. Natomiast niestety mężczyźni nie przywiązują do tego wagi, zwłaszcza po latach. Nie traktują swej partnerki jakby była dopiero co poznaną dziewczyną, za rzadko przynosza kwiaty, perfumy, za rzadko robią wieczory przy świecach, za rzadko tę swoją kobietę dopieszczają. A to jest podstawa  szczęścia w małżeństwie, żeby trochę rozpuścić tę kobietę i nie traktować jej jako osoby, która tylko ugotuje obiad i posprząta. O tym mówię i o tym piszę. Mówię często do kobiet, że muszą tego od swych partnerów wymagać. Mężczyźni są jak dzieci - mówiła moja mama.Trzeba ich wszystkiego uczyć.
- Jak wyglądają mężczyźni polscy w Pani charakterystyce ?
Ja nie jestem specjalistką w prawach damsko-męskich, aczkolwiek mam długie życie za sobą, natomiast myślę, że polscy mężczyźni mają wielki potencjał, dlatego, że po prostu czasami myślą. Ale z kolei za bardzo nie dbają o siebie. O to mam ciągle do nich pretensje. Polscy mężczyźni powinni bardziej dbać o swoją fizyczność. Natomiast zasadniczo są dobrymi partnerami. Ale mówiąc generalnie są strasznymi egoistami. Jak już tę kobietę zdobędą to potem nie przywiązują już do niej takiej wagi. Natomiast charakterystyczne jest to , że często odkręcają im się głowy za młodszymi. Bo to mają po prostu we krwi.
-No ale czyż to nie prawo przyrody?
- To jest prawo przyrody, ale mózg męski powinien podpowiadać, że w taki sposób robi się tej swej kobiecie przykrość.
- Czyli mężczyźni powinni być bardziej ludzcy niż zwierzęcy?
-Nie! Kobiety bardzo lubią zwierzecość mężczyzn. Uważam, ze mężczyźni czasem z taką oschłością czy wrecz brutalnością  też umieją zdobywać kobiety, choć ja do takich kobiet nie należę, bo dla mnie mężczyzna powinien zdobywać kobietę głową. Dlatego, że mężczyzna , który jest intelektuanie wydolny, ma wiadomości, zasypuje cudownymi historiami, jest interesujący dla kobiety. Ale mam tyle pretensji do nich, ze to by była bardzo długa lista.
Mój mąż, Marek był bardzo dobry, opiekuńczy natomiast szalenie lubił sobie sprawiać przyjemnosci, kupując swoje zabawki: aparatury nagłaśniające, rowery. Wydawał bardzo dużo pieniędzy w ukryciu przede mną, natomiast rozbrajał mnie  niesamowitym poczuciem humoru i znakomitymi szarymi komórkami, które pracowały w sposób genialny. To mnie zawsze rozbrajało i zawsze się podobało. Oczywiście fizycznie zagłubił swoją dawną sylwetkę, natomiast był przeuroczym kompanem do życia.
- A jak kobiety powinny zachować się w stosunku do mężczyzn?
-No, tego to ja Panu nie powiem. Ja wiem dużo o kobietach, pracuję z kobietami i dla kobiet. To, że zdobyłam popularność w serialu (przyp.red. M jak milośc) to sprawiło, że kobiety chcą się spotykać, chcą moich porad skromnych i  powiem, że do tego o czym mówię  zmierzają.
Wykułam sobie wiedzę na temat meżczyzn właśnie poprzez kobiety. One opowiadają mi o swoich mężach, kochankach, partnerach, znajomych i ta wiedza się powiększa no i muszę powiedzieć, że włos się trochę jeży. Z drugiej strony mam pretensje do kobiet i im to mówię: bądzcie bardziej kobiece, dbajcie o siebie bardziej i bądzcie bardziej wyrozumiałe. No ale to są sprawy miedzy mną a kobietami, jest Pan mężczyzną, czuję w panu mężczyznę, więc muszę tutaj rzucić taką rekawicę.
-No dobrze, nie będę z Panią jako kobietą walczył na wyciąganie dalszych kobiecych sekretów . To teraz o Pani najnowszej ksiażce  „Strzał w dziesiatkę, czyli 10 lat młodsza w 10 dni”.
- Mówię w niej o tym co powinna kobieta zrobić, żeby być ponętną, zdrową, mądrą dobrze wyglądajacą. Tu są recepty na to. Moje różne sekretne sposoby na to.
-Recepty na to, na co oczekują od kobiet mężczyźni?
- W receptach tych jest  mowa m.in. o tym, że kobieta powinna przede wszystkim zadbać o zdrowie. Bardzo podkreślam tu potrzebę badań profilaktycznych. Potem kobieta powinna zadbać o swoja sylwetkę, następnie o swoją twarz. Ale najważniejsze ze wszystkiego to mózg. Żeby umiała się też z siebie śmiać, żeby umiała flirtować, bo to jest wielka sztuka – wyższa szkoła jazdy, jak ja to mówię.
Podaję w tej książce ukryte sposoby na to, które w gruncie rzeczy są bardzo prostymi sposobami.
Kobiety często mnie sie pytają czy ukrywać swój wiek. Ja mówię: tak. A dlaczego? A dlatego, że mężczyźni są jak dzieci, patrzą tylko na piersi, na nogi , na tyłeczek, jak kobieta chodzi , jak patrzy.
-Czy wszyscy?
-Nie, ale duża część mężczyzn ocenia kobietę wzrokiem. I jak się dopiero dowie o wieku to ewentualnie ucieka. Tak więc ja każę kobietom ukrywać wiek. Natomiast ja nie ukrywam, bo to jest mój biznes. Jakbym ukrywała swój wiek, to nie mogłabym spotykać sie z kobietami.
Do kobiet, które mają 50 lat mówię: dziewczyny, bo mam do tego prawo, bo jestem dużo starsza. One mi mówią, że energia płynie ode mnie, ewentualnie seksapil. One chca się dowiedzieć, jak ja to robię i ja im to mówię.
- Czy książki o tych sprawach mają powodzenie na takich festynach jak Polish Christmas Festival?
- Tu jest bardzo trudno. Tu ludzie nastawieni są na bardziej inne produkty, jak kolorowe kapelusze, koszulki, na jedzenie, na ew. jakąś biżuterię. Natomiast pozytywne jest to, że zbieram tu bardzo dużo dobrych opini i komplementów. To jest bardzo ważne. Handel książkami czy promocja książki w takich miejscach nie jest łatwa.
- No ale w Polsce chyba łatwiej?
-Tak, bo w Polsce były bardzo duże promocje, na które przychodziło po 1000-1500 ludzi. Zazwyczaj promocjom  tym towarzyszą występy artystów plus bardzo dobre jedzenie, za które płacą sponsorzy. I to są naprawdę bardzo duże wydarzenia. Te wszystkie moje promocje były bardzo dobrze przyjęte. Dzięki popularności z serialu jeżdżę po Polsce no i są spotkania ze mną  w bibliotekach, centrach handlowych, przy najróżniejszych imprezach. Taki sposób promocji jest chyba najbardziej opłacalny dla autora.
- Dziękuję za rozmowę  i życzę nowych ciekawych odkryć wśród mężczyzn.
- Nie wiem czy mi sie to uda, ale spróbuję.

poniedziałek, 20 grudnia 2010

Podwojony fundusz na szkoły etniczne

 Pod koniec listopada premier stanowa NSW Kristina Keneally i minister edukacji Verity Firth ogłosiły podwojenie funduszów rządowych na szkoły języków emigrantów osiadłych w Australii – Community Language Schools.
 Rząd Nowej Południowej Walii wyda w kolejnych czterech latach 8.1 miliona AUD co stanowic będzie zwiększenie funduszu z 60 na 120 AUD na ucznia rocznie. Dodatkowo rząd NSW w przeciwieństwie do  innych stanów nie będzie pobierał opłat za wynajmowanie pomieszczeń szkolnych na zajęcia językowe.
W NSW jest 33 tys. dzieci uczących się w 435 szkołach etnicznych prowadzonych w 48 róznych językach i dialektach.

Polscy nauczyciele z minister Firth i wicepremier Tebbutt


W miniony czwartek w  Cypryjskim Klubie w Stanmore  The NSW Federation of Community Language Schools zorganizowała spotkanie nauczycieli i organizatorów etnicznych szkół na zakończenie roku , na którym to spotkaniu była obecna  minister edukacji  Verity Firth i vicepremier  Carmel Tebbutt oraz przedstawiciele korpusu dyplomatycznego w tym konsul RP, Ewa Krajewska.
W spotkaniu uczastniczyła rownież grupa nauczycieli z polskich szkól sobotnich, m.in. Elżbieta Cesarska, Marysia Nowak, Małgorzata Vella, Anita Książek, Iza Stępień i Zbigniew Sobota.

Prezydent Federacji, Albert Vella i przewodnicząca Community Languages School Board, Jozefa Sobski podziekowali władzom stanowym za decyzje związane z dodatkowymi funduszami na szkoły językowe. Program spotkania uatrakcyjnił egzotyczny występ dzieci z Cook Island School of Language, Culture and Arts.

Krzysztof Bajkowski

Albert Vella, Verity Firth, Carmell Tebbutt i Jozefa Sobski


Wystep dzieci z Cook Island School of Language, Culture and Arts
 

Polscy nauczyciele z Sydney z minister Firth